Bo czasami wystarczy tylko pomilczeć…

0

Nie zawsze potrzebne jest wiele słów. Nie zawsze też druga osoba czeka na to, by w ogóle jakieś słowa padły. Bywają sytuacje, gdy wystarczy tylko razem pomilczeć. Uścisnąć, przytulić i zapewnić, że będziesz. Że mimo wszystko nie zostawisz jej z tym samej.

I tak, rozmowa jest cholernie ważna. W związku, rodzinie, przyjaźni. Nawet wtedy, gdy kupujesz mały bukiecik kwiatów w osiedlowej kwiaciarni. Tłumienie w sobie emocji i słów może sprawić, że w końcu nastąpi wybuch, który nie oszczędzi relacji. Rozerwie wszystko na małe kawałki, których nigdy nie uda się posklejać.

Bywają jednak w życiu takie momenty, gdy chcesz się po prostu wygadać. Uronić łzę, opowiedzieć o wątpliwościach, wylać z siebie smutek, żal i strach. A potem po prostu pomilczeć. Mieć poczucie, że gdzieś blisko jest ktoś, kto czeka, przytuli i wesprze.

Nie trzeba wielkich słów, gdy sufit wali się na głowę, w której kłębią się obawy. Nie trzeba też wtedy, gdy nie wszystko jest pewne albo po prostu nie ma dobrego rozwiązania na tę chwilę.


Zaczęła nieśmiało, niepewnie. Im dłużej mówiła, tym słowa z jej ust wypływały szybciej. W końcu doszła do momentu, w którym głos zaczął się łamać. Nie pomagały łzy napływające do oczu i ten ból rozdzierający serce. Mimo to dokończyła opowieść, a potem świat się na chwilę zatrzymał i zapadła cisza. Nie było też słychać głosu po drugiej stronie słuchawki. Sekundy dłużyły się w nieskończoność, a potem usłyszała:

– Nie wiem, co powiedzieć… – odparł głos w słuchawce.

– Nic nie mów, po prostu przy mnie bądź. – poprosiła.


Bo czasami wystarczy tylko pomilczeć. Wysłuchać, otrzeć łzę, złapać za rękę i po prostu być! Mimo wszystko, do końca. Gdy wali się świat lub odchodzi z niego ktoś bliski. Gdy widmo choroby przysłania oczy lub nie ma już od niej odwrotu. Gdy serce właśnie pęka lub dopiero za chwilę ktoś je roztrzaska. Gdy brak sił lub trudno złapać oddech.

.

Nastolatka w ciąży #zwierzenia

0

Nieplanowana ciąża, zwłaszcza w wieku kilkunastu lat, nie jest łatwą sytuacją. Ani dla młodej mamy, ani jej rodziców. Często brakuje zrozumienia i wsparcia, a nastolatka zostaje z problemem sama. Ile jest nastoletnich ciąż i matek w Polsce i czy urodzenie dziecka tak wcześnie to koniec świata? Na te pytania odpowiedzą nam statystyki z GUS i czytelniczki bloga, które urodziły dziecko, jako nastolatki.

#zwierzenia to nowy cykl na blogu – wspólnie z czytelniczkami opowiadamy prawdziwe historie. Jeśli chcesz podzielić się swoją, napisz do mnie: magda@magdapisze.pl

Ile jest nastoletnich matek w Polsce – GUS 2004-2019

Przygotowując się do tego artykułu, zaczęłam przeszukiwać Internet w poszukiwaniu danych na temat nastoletnich ciąż. Znalazłam wiele sprzecznych informacji, dlatego postanowiłam sięgnąć do źródła – weszłam na stronę Głównego Urzędu Statystycznego. Można znaleźć tam przeróżne informacje, które opisują nasze społeczeństwo, w tym liczbę urodzeń i wiek matki. Nie chcę skupiać się na liczbach, ale pokazać kilka z nich, aby móc zobaczyć skalę.

(Nie jest to profesjonalne zestawienie przygotowane przez mistrza statystyki, a jedynie opracowanie własne, bazujące na surowych danych. Tabele i wykresy mają wyłącznie pokazać skalę zjawiska.)

Wiek matek w Polsce – urodzenia żywe i martwe

W tabelkach widzisz dane z 6 roczników na przestrzeni 16 lat. Wzięłam pod uwagę zarówno urodzenia żywe, jak i martwe, ponieważ chodzi mi o ciążę, nie liczbę dzieci. Najpierw przeanalizowałam ogólną liczbę urodzeń i wiek matek w Polsce.

Liczba urodzeń żywych i martwych wg wieku matki,https://bdl.stat.gov.pl/BDL/start https://stat.gov.pl/, opracowanie własne

W 2004 nastoletnie ciąże stanowiły 5,76% wszystkich ciąż, w 2019 – 2,21%. Wg danych GUS liczba ta spada z roku na rok, a matkami zostają zdecydowanie częściej kobiety po 25. roku życia. Prawie dwukrotnie zmniejszyła się też liczba ciąż w przedziale 20-24, jeśli porównamy 2004 i 2019. Warto spojrzeć też na opracowanie GUSu, które pokazuje zmianę na przestrzeni prawie 30tu lat.

Coraz częściej kobiety najpierw kończą studia i zdobywają pierwsze doświadczenia zawodowe, a dopiero potem decydują się na macierzyństwo. Jak jednak rozkłada się wiek nastoletnich mam?

Nastolatki w ciąży i nastoletnie matki – statystyka GUS

W pierwszej tabeli zawarłam liczbę urodzeń żywych i martwych, w drugiej możesz zobaczyć tylko urodzenia żywe.

Liczba urodzeń żywych i martwych wśród nastolatek, https://bdl.stat.gov.pl/BDL/start https://stat.gov.pl/, opracowanie własne
Liczba urodzeń żywych wśród nastolatek, https://bdl.stat.gov.pl/BDL/start https://stat.gov.pl/, opracowanie własne

Tu także widać przesunięcie granicy wiekowej, zwłaszcza wtedy, gdy porównujemy rok 2004 i 2019. Oczywiście, nie wszystkie ciąże zostały w tym zestawieniu ujęte, bo nie każda strata dziecka zgłaszana jest do urzędu. Bywają sytuacje, gdy nikt nie ma pojęcia o poronieniu. Nie zmienia to jednak faktu, że młode kobiety są coraz bardziej świadome tego, jak się skutecznie zabezpieczać.

Nie wydaje mi się, żeby była to zasługa systemu, a raczej większego dostępu do informacji i zmiany pokoleniowej. Obecnie mamy częściej rozmawiają z córkami na temat seksu i jego konsekwencji. I chwała im za to! Przecież seks to jedna z ważnych płaszczyzn życia, z której nie powinno robić się tabu. Zmieniają się również aspiracje kobiet – kiedyś wiele z nich szybciej wkraczała w dorosłość, zakładając rodzinę. Teraz częściej podejmują pracę zawodową, kształcą się lub nie planują mieć dzieci.

Nastoletnia ciąża to nie koniec świata!

Mimo tego, że liczba nastoletnich ciąż maleje z roku na rok, problem nie zniknął. Czasami wynika to z braku wiedzy, czasami emocje biorą górę. Innym razem po prostu zawodzą środki antykoncepcyjne. Bywa też tak, że młoda kobieta po prostu chce zostać matką. Nie za kilka lat, a właśnie teraz.

Urodzenia żywe i martwe, https://bdl.stat.gov.pl/BDL/start https://stat.gov.pl/, opracowanie własne
Urodzenia żywe, https://bdl.stat.gov.pl/BDL/start https://stat.gov.pl/, opracowanie własne

Czy jednak ciąża w młodym wieku to koniec świata? Absolutnie nie! Dziewczynka musi szybko dorosnąć, a jej rodzina nieco przewartościować życie. Ta nowa rzeczywistość nie jest prosta i pewnie o wiele łatwiej jest wtedy, gdy wszystko było planowane. Nie oznacza to jednak, że życie właśnie się kończy, co pokazują historie moich czytelniczek.

Każdą z tych kobiet poprosiłam o odpowiedzi na te same pytania, aby pokazać różne historie na tej samej płaszczyźnie. Serdecznie dziękuję dziewczynom za wsparcie w tym materiale, być może dzięki nim jakaś nastolatka spojrzy na swoją sytuację zupełnie inaczej. Znajdzie nadzieję, uśmiechnie się i zdobędzie świat! Mimo tego, że wiele osób w najbliższym otoczeniu w nie zwątpiło.

Co czułaś, kiedy się dowiedziałaś? Czego najbardziej się bałaś?

Weronika: W pierwszą ciążę zaszłam mając 17 lat – chyba obudził się instynkt macierzyński i trwałam w przekonaniu, że co będzie to będzie. Naprawdę cieszyliśmy się z partnerem, że zostaniemy rodzicami! Bałam się tylko o szkołę, byłam w technikum i wiedziałam, że ciężko będzie ją skończyć. W głowie miałam jednak głównie to, by dziecko było zdrowe, bo to najważniejsze! Gdy mój synek miał 6 miesięcy, zaszłam w drugą ciążę i wtedy byłam przerażona! Zupełnie nie miałam planu, nie wiedziałam, co robić. Mój partner sugerował usunięcie, nie chciał drugiego dziecka. Ja za nic w świecie nie chciałam przerwać ciąży!

Marta: Gdy zobaczyłam pozytywny wynik testu… w pierwszej chwili zawalił mi się świat! Nie wiedziałam, co robić i jak właściwie ma wyglądać teraz moje życie. Miałam dopiero 16 lat! Najbardziej bałam się powiedzieć o tym mamie, ta myśl mnie przerażała najbardziej.

Sabina: Strach. To jedyne co czułam. Przed rodzicami, znajomymi, rodziną… Nie wiedziałam, jaka będzie ich reakcja i co właściwie mnie czeka. Urodziłam 4 miesiące przed 18tymi urodzinami.

Kaśka: W ciążę zaszłam mając 16 lat, dowiedziałam się w 2 miesiącu. Co wtedy czułam? Bałam się. O siebie, reakcję innych, o to jaką będę mamą. Sama przecież byłam jeszcze dzieckiem, a za parę miesięcy miałam trzymać na rękach swoje własne dziecko.

Czy było łatwo powiedzieć rodzicom i jaka była ich reakcja?

Weronika: Nie było łatwo, krępowało mnie mówienie o różnych innych rzeczach, a co dopiero o ciąży! Ostatecznie powiedział to mój partner przy świątecznym stole. Mimo moich obaw, nie było źle – przy pierwszej ciąży się ucieszyli. Zdecydowanie gorzej było przy drugiej, już nie byli zadowoleni…

Marta: Było bardzo ciężko! Obawiałam się cholernie ich reakcji i tego, co będzie. Mama dowiedziała się ostatecznie w 3 miesiącu, powiedziałam jej pod presją cioci, która wiedziała wcześniej. Reakcja mamy: “Wiedziałam, na pewno nie usuniesz! Powiedziałaś A, powiesz i B.” Tata dowiedział się od mamy.

Sabina: Było bardzo trudno! Mojej mamie powiedziałam dopiero, gdy byłam w prawie… 8 miesiącu ciąży. Reakcja wcale nie była taka tragiczna – rodzice bardzo mi pomogli.

Kaśka: To było chyba najtrudniejsze! Bardzo bałam się tego, co powiedzą rodzice, czy mnie wesprą. Wiedziałam, że sama sobie nie poradzę… Nie byli zadowoleni, ale reakcja była zdecydowanie lepsza, niż się spodziewałam. W końcu to jakoś przełknęli.

Co najbardziej Cię przerażało – ciąża, poród, wychowanie dziecka?

Weronika: Wychowanie dziecka mnie przerażało najbardziej… Bałam się, że nie będę w stanie mu zapewnić tego, czego potrzebuje. Ja ucząca się dziewczyna i partner pracujący na czarno. Gdy było lepiej, robiłam zapasy na gorsze chwile. Miałam jednak ogromne szczęście, że ciążę prowadziła super lekarka, która nie traktowała mnie z góry, a bardzo wspierała aż do porodu.

Marta: Zdecydowanie wychowanie dziecka, o którym nie miałam pojęcia! No i kwestia tego, jak połączę to wszystko ze szkołą. Bardzo chciałam skończyć naukę, to było dla mnie bardzo ważne.

Sabina: Szczerze? Wszystko!

Kaśka: Chyba to, że ja jestem jeszcze dzieciakiem i zupełnie nie wiedziałam, jak mam opiekować się noworodkiem. Był strach o to, jak poradzę sobie sama, bo partner nie podołał wyzwaniu – zostawił mnie, gdy brzuch zaczął być widoczny. Do tego szkoła, spojrzenia ludzi…

Czy strach miał wielkie oczy?

Weronika: To zależy… Ja nie mogłam narzekać na brak wsparcia, ale mimo wszystko przerwałam naukę. Po paru latach wróciłam do szkoły i ją skończyłam, więc tu mam swój wielki sukces. Partner niestety z biegiem czasu stawał się mniej rodzinny, a bardziej rozrywkowy – musiałam liczyć tylko na siebie. Miałam pomoc mamy i siostry, ale to nie to samo.

Marta: Miał olbrzymie oczy, nawet nie wielkie! Nie tylko na początku, ale później też.

Sabina: Miał! Okazało się, że wcale nie jestem sama z tym wszystkim i nie wszystko wyglądało tak, jak w mojej głowie. Np. w szkole – miałam ogromne wsparcie dyrektora i mojej kochanej wychowawczyni.

Kaśka: Czy strach miał wielkie oczy? Chyba tak. Poradziłam sobie z tym wszystkim i to chyba całkiem nieźle. Na początku było bardzo ciężko, ale potem z każdym miesiącem uczyłyśmy się z córeczką siebie, życia bez partnera i taty. Minęło już kilkanaście lat i chyba łatwiej patrzeć na to wszystko z tej perspektywy.

Jak oceniasz nastoletnią ciążę z perspektywy czasu?

Weronika: Była łatwiejsza w przejściu, tak fizycznie. W wieku 29 lat urodziłam synka i przyznam, że czułam ogromną różnicę w możliwościach mojego ciała. Nie żałuję, że tak szybko zostałam mamą, bo mam wspaniałe dzieci! Ale tak, mogłam poczekać z tą decyzją chociaż 2 lata, byłoby zdecydowanie prościej.

Marta: Było bardzo ciężko i wiem, że to nie był odpowiedni wiek. Byłam za młoda, wiele rzeczy umknęło. Mam jednak wspaniałą córkę i nie żałuję, nie cofnęłabym czasu.

Sabina: Dzisiaj mówię sobie, że było ok, jest ok. Mam świetnego syna! Kochamy się najbardziej na świecie i to ułatwia nam codzienność z chorobą. Synek jest niesłyszący. Niestety, nastoletnia ciąża to też niedojrzałość partnera – mój chłopak nie stanął na wysokości zadania i po prostu mnie zostawił. Co więcej, robił mi przykrości, co też nie ułatwiało życia.

Kaśka: Nie był to dobry pomysł i mam nadzieję, że moja córka zostanie mamą później. Dałyśmy sobie radę, ale samotne macierzyństwo w wieku kilkunastu lat to nie lada wyzwanie! Kocham córkę i nie cofnęłabym czasu, ale gdybym mogła, urodziłabym ją znacznie później.

Co powiedziałabyś dziewczynom w tej sytuacji, a co ich rodzicom?

Weronika: Dziewczyny, nie bójcie się, bo mimo wielu przeciwności dacie radę! Pamiętajcie, że te maleńkie istoty całkowicie na was polegają i niczemu nie są winne… a w przyszłości dadzą wam więcej radości niż myślicie! Nawet, gdy będzie w życiu ciężko to uśmiech takiego bąbelka jest jak balsam na duszę, który daje siły do działania.

Drodzy rodzice, moją córkę urodziłam mając 19 lat, niedługo kończy 11 lat i widzę jaka panna się z niej się robi… W głowie rodzi się obawa, że może powielić moje błędy (błędem był wiek, nie dziecko), dlatego od najmłodszych lat dużo z nią rozmawiam i wiele tłumaczę. Wie, że może na mnie polegać! Jeśli wasza córka zajdzie w wieku nastu lat w ciążę, to pamiętajcie, że to dziecko nie jest błędem, nie jest niczemu winne. Rada – rozmawiajcie z waszymi dziećmi, nie krępujcie się, nie miejcie tematów tabu, a bądźcie przyjaciółmi. Szkoła, praca.. teraz już nie ma z tym takich problemów, jak kiedyś. Teraz problemem są relacje między rodzicami a dziećmi, o to trzeba się martwić, aby tego nie zniszczyć. W przyszłości dobro wraca, bądźcie wsparciem dla waszych dzieci a one będą po latach wsparciem dla was.

Marta: Hmm… każda sytuacja jest inna i każdy rodzic też. Tak, czy siak to nie czas na dziecko, bo to czas na wyszumienie się i na ukończenie szkoły. Jeśli jednak jesteś w ciąży, to pamiętaj, że to wyjątkowy czas. Na końcu tej drogi czeka dziecko – najwspanialszy dar! Rodzice – dziewczyny potrzebują wsparcia i otuchy, przede wszystkim od rodziców. Dla mnie najważniejsza była pomoc mojej mamy. Będzie ciężko, ale warto! Dla obu stron życzę cierpliwości, zrozumienia i dużo siły!

Sabina: Powiedziałabym, że chociaż w tej chwili dla niej to koniec świata, to za jakiś czas pozostanie duma i radość. Bardzo ważne jest wsparcie rodziców, bez nich wszystko będzie o wiele trudniejsze.

Kaśka: Co powiedziałabym nastolatce w ciąży? Że ten kosmos w jej głowie niedługo się uspokoi, a jego miejsce zastąpi miłość, radość i szczęście. Dziecko to nie koniec świata, to dopiero początek! I może nie zaczyna się tak, jak powinno, to jednak wszystko się ułoży. Rodziców prosiłabym o wyrozumiałość i wsparcie. Wiem, że nie jest to łatwa sytuacja, ale ta dziewczyna ma zazwyczaj tylko Was.


Raz jeszcze dziękuję moim wspaniałym czytelniczkom za odwagę i chęć podzielenia się swoimi historiami.

Jeśli Ty też chcesz podzielić się swoimi zwierzeniami i pokazać innym kobietom swoją historię, napisz do mnie!

magda@magdapisze.pl

.

Przestań pieprz*ć i wesprzyj drugą kobietę!

0

Tak, być może to mocne słowa, ale błagam – przestań pieprzyć i wesprzyj drugą kobietę! Bo kto ma ją zrozumieć, jak nie Ty, druga kobieta. Nie patrz na nią tak, jakbyś nie rozumiała. Nie oceniaj, bo sama nie lubisz być oceniana.

Niby takie same, a jednak inne

Mamy tę samą płeć i te same problemy. Łączą nas macice, piersi, emocje, relacje i cholerna góra innych spraw, a jednak… nie potrafimy się wzajemnie zrozumieć. I nie, wcale nie musimy być takie same, bo przecież piękno świata polega na różnorodności. Jesteśmy wysokie lub niskie, szczupłe lub pulchne, mamy ciemne lub jasne włosy, lubimy zapach pomarańczy lub spalin, ale wszystkie jesteśmy kobietami!

Łączą nas te same doświadczenia, problemy i odczucia. Tak, z facetami też, ale dobrze wiesz, o czym piszę.

Nie potrafię zrozumieć, czemu kobiety potrafią ranić inne kobiety i często robią to z premedytacją.

Mnie bolało bardziej, to ja mam gorzej!

O co mi właściwie chodzi? A no o to, że kobieta kobiecie potrafi zgotować piekło, chociaż sama dokładnie wie, jak wygląda nasz świat. Jakoś tak się dziwnie składa, że magicznie ta druga nigdy nie wie co to ból, strach i lęk, jak w życiu może być źle i ile wysiłku kosztuje codzienna rzeczywistość.

Poród? Ta druga wie lepiej co to znaczy rodzić dziecko.

Praca? Daj spokój, nie znasz jej szefa.

Obowiązki domowe? Nie przesadzaj ona to dopiero ma sajgon.

Oceniają nas matki, siostry, babki, teściowe, koleżanki i nawet Pani Krysia z warzywniaka. Wiedzą wszystko lepiej, zawsze mają gorzej lub lepiej, jeśli tego akurat wymaga sytuacja. I wiesz, rzygać mi się już od tego chce! Zamiast zrozumieć, poklepać po ramieniu, pomóc znaleźć rozwiązanie, masowo oceniamy i czepiamy się cholera wie czego.

Że u tej drugiej jej zawsze syf, że bez makijażu chodzi. Że jej dzieci oglądają bajki i biegają w samopas, a na męża nie czeka ciepły obiad. Pracuje – źle, nie pracuje – jeszcze gorzej. Nie ma dzieci? O cholera, nienormalna! Ma czwórkę? Na cholerę jej tyle dzieci?! O, przytyła! Świetnie, zawsze była chuda! Ma za dużo ciała? Gruba krowa…

A może by tak inaczej?

Wiesz, może warto zrozumieć tę, której życie wali się na głowę. Wyciągnąć rękę, gdy nie radzi sobie w pracy. Zająć się dzieckiem młodej mamy, żeby mogła się przespać, zamiast opowiadać, jak to “ja zawsze miałam wszystko zrobione”. Porozmawiać z córką o tym, że teraz zerwanie z chłopakiem jest trudne, ale kiedyś będzie jeszcze dobrze. Bez komentowania, że to bezsensowny powód do płaczu. Zmotywować koleżankę, gdy zacznie chodzić na siłownię, a nie śmiać się za plecami, że i tak zaraz jej zapał minie.

Przykładów można mnożyć, bo tyle problemów, radości, rozterek i nieszczęść, ile nas – kobiet. Ale przecież nikt nie zrozumie kobiety tak, jak inna kobieta! Dlaczego w takim razie wsparcie przychodzi nam tak ciężko?

Girl power!

Siła jest kobietą!

I to wcale nie tak, że nie potrafimy. Owszem, czasami wychodzi nam to genialnie! Umiemy zjednoczyć się w imię ważnej dla ogółu sprawy, ale zapominamy o niuansach codzienności. Do cholery – zacznijmy cieszyć się z sukcesów innych kobiet, motywujmy, pomagajmy, uśmiechajmy się i… wspierajmy! Bo siła jest kobietą! Walczymy jak lwice o nasze dzieci, przekonania i pasje. Zacznijmy robić to razem, dla dobra nas wszystkich.

Dla córek, matek, ciotek, przyjaciółek i nawet tej czepliwej Pani Krysi z warzywniaka, która ma problem z brakiem czapeczki u bąbelka. Bądźmy razem, uczmy się na wspólnych błędach, śmiejmy w głos i wymieniajmy uśmiechem mijając się w tłumie. Ale błagam – przestańmy pieprzyć i wesprzyjmy drugą kobietę!

.

Czego Polacy szukali w Google w 2020?

0

Na pewno nie będzie dla nikogo odkryciem, że rok 2020 zdominował temat koronawirusa i wszystkiego, co może się z nim wiązać. Ludzie na całym świecie masowo wyszukiwali informacje, które dotyczą COVID-19, starając się zrozumieć wszystko, co z nim związane. Co jeszcze zajmowało Polaków w 2020 i co można wyczytać z analizy wyszukiwań w Google?

Rok w wyszukiwarce Google

Każdego roku Google publikuje listę najczęściej wyszukiwanych fraz i analizuje trendy. Na podstawie takiej analizy możemy prześledzić to, co zajmowało głowę mieszkańców poszczególnych państw. Na czym właściwie polega taki raport? Chodzi o zestawienie, które powstaje w oparciu o dane z wyszukiwarki Google. Obrazuje ono najgorętsze tematy, poszukiwane rozwiązania i zagwozdki, które dręczyły ludzi w danym kraju lub globalnie – na świecie. Co więcej, firma Google tworzy na podstawie tych danych najważniejsze trendy za dany okres.

Nie musisz jednak czekać do końca roku, możesz śledzić trendy wyszukiwań na bieżąco w Google Trends [KLIK!].

Popularne tematy w 2020 (Polska)

Korzystając z narzędzia Google Trends można dokładnie prześledzić to, co zaprząta głowę ludzi na całym świecie. Kiedyś szukając porady dzwoniliśmy do mamy lub przyjaciółki, obecnie po prostu wpisujemy nurtujący nas problem w wyszukiwarkę i bęc – mamy odpowiedź. Niestety, nie zawsze zgodną z prawdą i niekoniecznie odpowiadającą naszym poszukiwaniom.

Na podstawie wszystkich zapytań, jesteśmy jednak w stanie prześledzić pewne trendy, wyłuskać najpopularniejsze frazy. Jakie zatem tematy były najczęściej poszukiwane w Google w 2020?

Najszybciej zyskujące na popularności frazy (Polska 2020)

Sztandarowe, pierwsze miejsce zajął oczywiście “koronawirus”, a zaraz za nim uplasowała się fraza: “koronawirus w Polsce”. Na podium znalazły się także “wybory USA”, które były jednym z najgorętszych tematów na całym świecie. W związku ze zdalnym nauczaniem w pierwszej dziesiątce znalazły się też: “Google Classroom” oraz “Microsoft Teams”. Strapieni rodzice, nauczyciele oraz pracownicy w trybie home office intensywnie poszukiwali informacji, które miały ułatwić im funkcjonowanie w świecie spotkań online.

W TOP 10 Google 2020 znalazła się także popularna książka Blanki Lipińskiej “365 dni” i Kobe Bryant, który zginął w katastrofie helikptera.

  1. Koronawirus
  2. Koronawirus w Polsce
  3. Wybory w USA
  4. Koronawirus porady
  5. Google Classroom
  6. Microsoft Teams
  7. Koronawirus mapa
  8. 365 dni
  9. Joe Biden
  10. Kobe Bryant

Najgorętsze tematy 2020 w Polsce

Spójrzmy, o jakich tematach mówiło się w Polsce najczęściej w 2020 roku:

  1. Koronawirus
  2. Wybory prezydenckie w USA
  3. Wybory prezydenckie w Polsce
  4. Bon turystyczny
  5. Iran
  6. Nowe obostrzenia
  7. Pożary w Australii
  8. Tarcza antykryzysowa
  9. Wybuch w Bejrucie
  10. Lockdown

Poszukiwane nazwiska

Najczęściej wyszukiwanym człowiekiem był Joe Biden, co łączy się oczywiście z popularnością tematu wyborów w USA. Szukaliśmy jednak informacji nie tylko na temat jednego, ale i drugiego kandydata – Donald Trump uplasował się na 6. pozycji. W czołówce znajdziemy także Igę Świątek, zmarłego Pawła Królikowskiego, Rafała Trzaskowskiego, a także… Kim Dzon Una (popularność ta wzrosła prawdopodobnie po jego tajemniczym, chwilowym zniknięciu).

  1. Joe Biden
  2. Kobe Bryant
  3. Paweł Królikowski
  4. Ida Świątek
  5. Rafał Trzaskowski
  6. Donald Trump
  7. Kim Dzon Un
  8. Dariusz Gantowski
  9. Krzysztof Bosak
  10. Ewa Żarska

Nazwiska polityków częściowo pokrywają się z powyższym TOP 10, ale sprawdźmy, kto jeszcze był popularny w 2020 w Polsce.

  1. Joe Biden (kandydat na prezydenta w USA)
  2. Rafał Trzaskowski (kandydat na prezydenta w Polsce)
  3. Donald Trump (kandydat na prezydenta w USA)
  4. Kim Dzong Un (przywódca Korei Północnej)
  5. Krzysztof Bosak (kandydat na prezydenta w Polsce)
  6. Andrzej Duda (kandydat na prezydenta w Polsce)
  7. Kamala Harris (kandydatka na wiceprezydenta w USA)
  8. Boris Johnson (premier UK)
  9. Szymon Hołownia (kandydat na prezydenta w Polsce)
  10. Margaret Thatcher (premier UK)

“Jak” i “Pomysł na…” – czego jeszcze Polacy szukają w Google

Przejdźmy do zestawień, które pokazują frazy zaczynające się od: “Jak” i “Pomysł na…”. Czego w takim razie poszukiwaliśmy?

“Jak..” i “Jak zrobić…” – Polak ma pomysł

Poszukiwania krążyły oczywiście wokół najgorętszego tematu 2020 – Polacy szukali sposobu na przygotowanie płynu antybakteryjnego, uszycie maseczki i upieczenie chleba. W zestawieniu odnajdziemy także kryzys związany z brakiem dostępności drożdży i odpowiedź na potrzebę wielbicieli pieczywa – zakwas.

Jak zrobić?

  1. Jak zrobić płyn antybakteryjny
  2. Jak zrobić maseczkę bez szycia
  3. Jak zrobić drożdże
  4. Jak zrobić zakwas na chleb
  5. Jak zrobić kartkę wielkanocną
  6. Jak zrobić masę solną
  7. Jak zrobić zrzut ekranu na laptopie
  8. Jak zrobić kopytka
  9. Jak zrobić laurkę dla mamy
  10. Jak zrobić chleb

Jak?

  1. Jak uszyć maseczkę
  2. Jak zrobić płyn antybakteryjny
  3. Jak złożyć bon turystyczny
  4. Jak założyć profil zaufany
  5. Jak zrobić maseczkę bez szycia
  6. Jak upiec chleb
  7. Jak długo idzie paczka z Polski pocztą
  8. Jak szybko schudnąć
  9. Jak poświęcić koszyk wielkanocny
  10. Jak zrobić drożdże

“Pomysł na…” – czyli poszukiwanie inspiracji

Mimo wielkiej pomysłowości Polaków zdarza się również tak, że czasami i my potrzebujemy inspiracji. Jakich pomysłów poszukiwaliśmy w 2020? Najczęściej dumaliśmy nad tym… co podać na obiad!

Pomysł na…

  1. Pomysł na makaron
  2. Pomysł na pierś z kurczaka
  3. Pomysł na zupę
  4. Pomysł na cukinię
  5. Pomysł na obiad bez mięsa
  6. Pomysł na schab
  7. Pomysł na ogród
  8. Pomysł na balkon
  9. Pomysł na biznes 2020
  10. Pomysł na walentynki dla niego
.

Gorszy nas karmiąca mama, ale sikający facet jest ok!

1

Mama karmiąca w miejscu publicznym wzbudza ogromne kontrowersje. Nie tylko wśród facetów, ale i samych kobiet. Jedni mówią, że to nieeleganckie, inni – że po prostu nie wypada. A co z facetami sikającymi w krzaczorach? Czy im też ktoś zwraca uwagę, że to niezbyt przyjemne?

Cesarskie cięcie i sztuczne mleko – ohyda!

W Polsce kobiety, które karmią mlekiem modyfikowanym i (nie daj Boże!) miały cesarskie cięcie, są na cenzurowanym. Bo co to w ogóle za matka, która nie włożyła wysiłku w urodzenie dziecka i samodzielne wykarmienie malucha?! Ci wszyscy oceniający nie zastanawiają się nad tym, że może tak jak ja, kobieta chciała urodzić naturalnie, ale nie mogła. Że może tak jak ja, rodziła 18h, miała 2h partych, ale za cholerę dziecko nie chciało wyskoczyć. Może tak jak ja chciała uniknąć wszystkich zabiegów świata, a potem nie chciała martwić się krwotokiem i niedziałającymi nerkami.

Być może chciała też karmić naturalnie, ale jej dziecko (podobnie jak moje) miało taką nietolerancję laktozy i białka, że spało 2 godziny na dobę, resztę dnia i nocy płacząc.

Tak, miałam dwie cesarki – jedną i drugą z konieczności. Przy pierwszej brak postępu porodu, przy drugiej ryzyko pęknięcia macicy. Jedną karmiłam od 2go miesiąca mlekiem na receptę, drugą udało się mieć na piersi przez 8 miesięcy. Życie.

“Takie” matki, to… nie matki. Leniwe, wygodne, idące na łatwiznę. Bo łatwo jest ocenić, prawda? Dla mnie liczy się miłość i więź, nie to jak się urodziło i jak się karmi. I tak – jestem zwolenniczką karmienia piersią, to niesamowite uczucie i czyste dobro! Tylko czemu tak bardzo do tego zachęcamy, a potem każemy kobietom karmić wyłącznie w domu?

Karm piersią, ale… rób to w domu!

Mleko mamy to najlepszy pokarm dla maluszka. To także budowanie relacji z dzieckiem. I wszystko fajne, jeśli kobieta karmi w domu lub miejscu, gdzie oczy innych nie widzą. W miejscu publicznym to przecież nieeleganckie i niekulturalne. Malutkie, głodne dziecko i jego mama powinny siedzieć w domu, prawda? My możemy jeść wszędzie, one muszą się chować. No przecież matka może robić to w toalecie, to takie przyjemne miejsce…

Cholera jasna, krew mnie zalewa! Ile razy widziałam kobietę z “wywalonymi cycami”, a ile razy kawałek sutka i jedzące spokojnie dziecko? Tak, tak właśnie określa się karmiące mamy:

  • wywalone cyce;
  • cycki na wierzchu;
  • wygląda jak krowa;
  • wstydu nie ma z tymi cyckami;
  • mleko tryska wszędzie to ohydne!

Więcej nie przytaczam, szkoda nerwów. Cała ta teoria o karmieniu brzmi pięknie, szkoda, że to tylko teoria.

Dystans! Żyj i daj żyć innym!

Jeśli nie odpowiada mi widok karmiącej mamy, to mogę… po prostu nie patrzeć. Czy ona robi komuś coś złego? Oczy wypali, jak ktoś zobaczy jej nagą pierś? Przeciwnicy zazwyczaj mówią, że kiedyś widzieli lub słyszeli o takiej, która miała piersi na wierzchu i to było nieapetyczne. Pytanie ile razy widzieli okropne obrazki z życia i ile z nich to właśnie ta karmiąca mama.

Zazwyczaj kobieta też jest w tym wszystkim zagubiona, zwłaszcza na początku. Chce nakarmić swoje maleństwo, ale szuka intymności, bo najnormalniej w świecie na początku ją to peszy. Karmienie w toalecie nie należy do najprzyjemniejszych, dlatego robi to czasami przy stoliku w restauracji lub na ławce w parku.

Dlaczego nie przeszkadzają nam półnagie kobiety latem, reklamy bielizny na ogromnych plakatach, emanowanie seksapilem? A ta kobieta z dzieckiem przy piersi już tak. Dajmy sobie trochę luzu, postawmy na dystans! Żyjmy po swojemu i dajmy żyć innym! Cholera, nie chcesz to nie patrz! Nie chcesz karmić, to nie karm! Ale nie zabraniaj kobiecie robić jednej z najbardziej naturalnych rzeczy na świecie!

Sikający w miejscu publicznym facet…

I teraz pytanie za 100 punktów – dlaczego sikających w miejscach publicznych facetów nikt tak nie komentuje? Tabu? A może to kwestia tego, że to facet? Czy kobieta karmiąca jest bardziej nieelegancka i gorsząca? Ohydna?

No przyznam szczerze – wolałabym oglądać miliony nagich piersi, niż jednego sikającego przy placu zabaw faceta. Tak, bo oni się jakoś nie stresują doborem miejsca. To przecież normalne, że facet sika w krzakach, pod murkiem, przy śmietniku i za sklepem. Niezwykle elegancka i przyjemna czynność. Ale ile razy jemu ktoś zwraca uwagę, ile razy temat wałkuje się w mediach? Taki problem nie istnieje. Woń moczu unosząca się w parku nieopodal krzaków nikomu nie przeszkadza. Totalnie nie rozumiem o co w tym chodzi. Zacznijmy zwracać uwagę tym, którzy serio na to zasługują.

Dajmy, więc spokój tym wszystkim kobietom! Zajmijmy się tym, co serio jest nieprzyjemne i nieeleganckie.

.

Gambit królowej? Szach i mat!

0

Nie umiem grać w szachy i nigdy nie fascynował mnie ten temat. Dlaczego w takim razie postanowiłam obejrzeć serial Gambit królowej? Widziałam zapowiedź, która wcisnęła mnie w fotel. Potem było już tylko lepiej. Nie martw się, nie zanudzę Cię szachami i nie zdradzę całej fabuły.

Szachy? Nuuuda…

Tak, tak – ja też tak myślałam. Skoro szachy to nie jest moja historia, to po co to właściwie oglądać. Ale… No właśnie, pojawiło się magiczne “ale”! Wspomniałam o zapowiedzi, którą zobaczyłam i przyznam, że zrobiła na mnie mega wrażenie. Bo ten serial to nie tylko “nudna” gra w szachy, ale też piękne stroje, niesamowita sceneria, niebanalna historia i magia kolorów! (Swoją drogą wciągnęły mnie ukazane w produkcji rozgrywki, o wiele bardziej niż bym podejrzewała!)

https://www.youtube.com/watch?v=6Catqs6_Ct4&feature=emb_title

Gambit królowej to 7 niesamowitych odcinków, w których ukazane są losy samotnej, biednej dziewczynki, która chce zostać najlepszą szachistką świata. Po obejrzeniu całości przyznaję szczerze, że dawno nie oglądałam tak dobrego serialu. A tu mam całkiem niezłe doświadczenie!

(Kilka moich ulubionych seriali znajdziesz TUTAJ >> KLIK!)

Hołd dla kobiecej inteligencji

Trzeba przyznać, że Gambit królowej jest genialną historią o kobiecie, która z uporem poszukiwała swojego miejsca w męskiej rzeczywistości. Nie miała wsparcia, a do wszystkiego musiała dojść sama. Beth to jednak postać z ogromną odwagą i siłą, aby pomimo porażek iść dalej po swoje. Od początku historii demonstrowała to, że jest inteligentna, nie bawi się w gierki i chce osiągnąć sukces. Nie jest to jednak fabuła usłana jedynie różami, a lukier nie spływa po ścianach – jest uzależnienie, samotność, lęk i szukanie akceptacji.

Serial ten jest hołdem dla inteligencji, talentu i siły kobiet. I chyba właśnie dlatego, tak bardzo skradł moje serce i zaostrzył apetyt na przekraczanie granic, sięganie po więcej. Realizację marzeń i udowodnienie, że niemożliwe jest możliwe.

Netflix.com

Gambit królowej – odpowiedzi na główne pytania

Nie będę zdradzać szczegółów, nie napiszę Ci też o czym dokładnie jest ta historia. Chętnie jednak odpowiem Ci na kilka pytań, które nurtują widza od samego początku i zdradzę kilka ciekawostek, które zajmowały też moją głowę.

Czym jest gambit królowej?

Zacznijmy od tego, że sam tytuł zaciekawia osoby, które nie mają nic wspólnego z szachami. No przyznaj, niewiele mówi to laikom. O co w takim razie chodzi? Co to jest gambit królowej?

Gambit królowej to ruch otwarcia szachowego. Ofensywne posunięcie, polegające na poświęceniu piona w celu zyskania kontroli nad środkową częścią szachownicy.

Beth Harmon – czy to historia prawdziwa?

Czy Gambit królowej jest oparty na faktach? To jedno z pierwszych pytań, które pojawia się w głowie, gdy zaczynamy oglądać serial. Odpowiadam od razu – nie jest to historia o prawdziwej kobiecie, nie oparto jej na faktach osoby, która istniała (chociaż można odnieść takie wrażenie). Owszem, postać była inspirowana realnymi graczami, ale Beth Harmon jest fikcją.

Historia powstała w głowie Waltera Tevisa w 1983 roku. Pisarz inspirował się autentycznymi arcymistrzami szachowymi, ale tej konkretnej Beth nie było. To, co mnie najbardziej urzekło, to słowa samego Tevisa, który powiedział, że:

“Gambit królowej” to hołd składany mądrym kobietom.

WALTER TEVIS

Na kim wzorowana jest postać z serialu Gambit Królowej

Podobno najwięcej wspólnego ma z mężczyzną, który wygrał w mistrzostwach Stanów Zjednoczonych w 1967 – Bobbym Fisherem. To wydarzenie i data pojawia się również w Gambicie. Beth, tak jak on, szybko stała się niezależna finansowo, będąc jeszcze bardzo młodą kobietą. Fisher nauczył się rosyjskiego, aby rozumieć konkurentów ze Związku Radzieckiego – tak jak Harmon. Łączy ich upór, inteligencja i konsekwencja.

Nie zabrakło także odniesień autobiograficznych autora. Tevis zaczerpnął kilka inspiracji ze swojego życia, m.in. historię o uzależnieniu.

Znawcy tematu wskazują również postać Lisy Lane – mistrzyni Stanów Zjednoczonych. Co je łączy? Obie znalazły się na okładce czasopisma i prowadziły podobny styl życia. Różnicą jest jednak to, że Lisa nigdy nie osiągnęła tak wielkiego sukcesu jak Beth.

Zielone tabletki z Gambita królowej – czy istniały?

Kolejnym pytaniem, które pojawia się w głowie jest to, czy zielone pigułki istniały naprawdę. Beth Harmon po raz pierwszy dostaje je w sierocińcu i bardzo szybko wpada w uzależnienie. Czy w takim razie te tabletki to prawda, czy można było kupić je w Stanach i czy naprawdę tak uzależniały?

Podobno w latach 50. istniały sierocińce, w których siostry zakonne serwowały dzieciom dożylne środki uspokajające. Mogło być to w takim razie inspiracją dla autora powieści Gambit Królowej, aby Beth właśnie w taki sposób zaczęła swoją niebezpieczną przygodę. Zielone pigułki, zwane xanzolam, prawdopodobnie miały swój odpowiednik w świecie rzeczywistym. W 1960 r. w USA wprowadzono na rynek tabletki pod nazwą Librium, które zawierały chlorodiazepoksyd – substancję aktywną o działaniu przeciwlękowym i uspokajającym. Miały także relaksować, wyciszać i usypiać.

Niestety, oprócz właściwości uspokajających, posiadały też skutek uboczny – bardzo silnie uzależniały. Dopiero w latach 70. zaczęto wprowadzać restrykcyjne zasady stosowania pigułek.

Co myślą arcymistrzowie szachowi o Gambicie Królowej?

Okazuje się, że serial zachwyca nie tylko historią, scenografią i efektami specjalnymi, ale również… oddaniem szczegółów szachowych! Specjaliści, którzy znajdą się na grze zgodnie twierdzą, że Netflix świetnie przygotował się merytorycznie do tego przedsięwzięcia. Ruchy i sekwencje faktycznie miały sens i były zaplanowane tak, by oddawać realia prawdziwego meczu szachowego.

Netflix.com

Rekordowy serial Netflixa

Gambit królowej miał swój debiut na Netflixie 23 października 2020 i w niecały miesiąc stał się totalnym hitem na całym świecie! W 28 dni obejrzano go w 62 mln gospodarstw na świecie, co uczyniło Gambit królowej najpopularniejszym limitowanym serialem w historii całej platformy.

Znalazł się również w TOP 10 Netflix najchętniej oglądanych seriali w 92 krajach, a aż w 63 był liderem (m.in. USA, UK, Polsce, Rosji, RPA, Argentynie i Izraelu).

Obsada serialu Gambit królowej

Nie bez znaczenia jest także dobór obsady produkcji, w której znalazł się także Polak – Marcin Dorociński.

  • Anya Taylor-Joy – Beth Harmon
  • Bill Camp – Shaibel
  • Moses Ingram – Jolene
  • Chloe Pirrie – Alice
  • Christiane Seidel – Helen Deardorff
  • Marcin Dorociński – Wasilij Borgow
  • Marielle Heller – Alma Wheatley
  • Harry Melling – Harry Beltik
  • Thomas Brodie-Sangaster – Benny Watts
  • Jacob Fortune-Lloyd – Townes

Zachwycające kostiumy

Trzeba przyznać, że serial zachwyca przepięknymi kostiumami! To prawdziwa gratka dla wielbicieli mody, zwłaszcza fascynujących się latami 50. i 60. O niesamowite kolory, fasony i połączenia zadbała Gabriele Binder, na której koncie znajdziemy już kilka sukcesów – m.in. „Krainę miodu i krwi” oraz nominowaną do Oscara produkcję „Obrazy bez autora” (2018).

Netflix.com

Więcej o historii kostiumów w Gambit królowej przeczytasz tutaj >>

Zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych Netflix oraz oficjalnej strony serialu.

.

Zdrowych i spokojnych Świąt!

0

Zazwyczaj życzymy sobie na Święta dużo radości i bogatego Mikołaja. To takie życzenia z przymrużeniem oka, które rzucamy pospiesznie, w biegu między obowiązkami. W tym roku Boże Narodzenie będzie nieco inne, bo świat się trochę zmienił. I to nie tak, że nigdy nie życzyliśmy sobie zdrowia, ale to “zdrowie” ma teraz większe znaczenie.

Święta w dobie pandemii

Co się właściwie zmienia w tym roku? Po pierwsze atmosfera wokół Bożego Narodzenia. Zamiast konkretnych planów i radosnych dźwięków kolęd, mamy więcej niepewności. Po drugie – bliscy. Nie ze wszystkimi spotkamy się przy świątecznym stole. Jedni będą na kwarantannie, inni nie przylecą do Polski, a jeszcze inni pewnie odpuszczą sobie wielokilometrowe trasy w obawie o zdrowie i powrót.

Dla wielu z nas jest to także trudniejszy czas pod względem finansowym. Nie oszukujmy się – nie każdy zachował swój etat, co zdecydowanie uszczupliło domowy budżet. Mikołaj w wielu domach będzie miał mniejszy worek z prezentami, nie każdy stół ugnie się też pod ciężarem świątecznych potraw.

Nawet jeśli skład przy stole będzie taki sam, jak zawsze, a portfel wcale nie mniej wypełniony banknotami, w wielu głowach będą inne myśli. Być może wcale nie przejmujesz się pandemią i nie drżysz przed koronawirusem, ale są tacy, którzy się go boją. Babcia z nadciśnieniem, wujek z otyłością lub siostra z astmą, mogą inaczej podchodzić do tematu. I proszę, weź pod uwagę, że oni mogą mieć zupełnie inne podejście, wcale nie gorsze od Twojego. Uszanuj to i kąśliwe komentarze zostaw dla siebie.

Do siego roku! Popularne słowa, które wypowiadamy pod koniec roku też pewnie będą miały inny wymiar…

Świętuj tak, jak zawsze marzyłaś!

Skoro Boże Narodzenia w wielu domach będzie wyglądało inaczej, to czy nie może być wyjątkowe? Właściwie dlaczego nie! Mimo tego całego zamieszania mamy przecież prawo do radości, uśmiechu i szczęśliwych chwil z najbliższymi. Nikt przecież nie zakazał nam celebrowania! Pozwól sobie na Święta marzeń, bez tego całego “to nie wypada”!

Zastanów się, co zazwyczaj robisz w Święta? Ile w tym wszystkim pozytywnych emocji, a ile pośpiechu, gonitwy i zrzędliwości? A gdyby tak w tym roku, na przekór całemu światu, podejść do Świąt inaczej? Wiesz, zwolnić i cieszyć się chwilą! Nie tupać nerwowo nogą, że za kilka minut ustalone rozpoczęcie Wigilii, a po prostu wrzucić na luz. Świąteczne śniadanie zjeść w piżamie i ciepłych skarpetach, a potem tańczyć z dziećmi przy ulubionej muzyce.

Zrobić na Święta tyle jedzenia, ile damy radę zjeść, a nie tyle, ile wypada. Podarować bliskim uśmiech i to, z czego się ucieszą, a nie zapożyczać się na gwiazdkowe prezenty. Nie spieszyć się, lenić się na kanapie i… celebrować!

Przeczytaj także: TRADYCJE I POTRAWY WIGILIJNE, CZYLI MOJA PODLASKA WIGILIA >>

Być może odetchniesz w tym roku…

Są wśród nas również tacy, którzy cieszą się na Święta właśnie w takiej odsłonie. Dlaczego? Bo wcale nie lubią tego całego świątecznego blichtru. Może atmosfera w ich w domu wcale nie jest serdeczna, a uśmiech przyklejony do twarzy niezwykle męczy. Być może odetchniesz z ulgą, że ominą Cię te wszystkie ciężkie rozmowy przy stole i pytania, na które wcale nie chcesz odpowiadać.

Przeczytaj także: ŚWIĄTECZNE ROZMOWY PRZY STOLE, CZYLI O CZYM BOIMY SIĘ MÓWIĆ >>

Jestem zwolenniczką teorii, że każdy z nas powinien robić to, co sprawia mu radość, a nie to, co wypada. Oczywiście, jeśli nie krzywdzimy innych. Nie ma nic złego w tym, że wolisz spędzić Boże Narodzenie pod palmami lub na własnej kanapie, pod grubym kocem.

Są także domy, w których Święta stoją alkoholem, przemocą i smutkiem. Takie bez świątecznej atmosfery, uśmiechu i dobrych wspomnień. Może to właśnie moment, by odciąć się od wszystkiego, co złe – pozwolić sobie na oddech i uwolnienie się od tego wszystkiego.

Bywa też tak, że każdego roku trawi Cię samotność. Nie masz nikogo bliskiego, może zostałaś wykluczona z rodziny, bo nie spełniałaś cudzych oczekiwań. Rozejrzyj się dokoła i poszukaj serdecznego wzroku, miej w nosie to, co mówią inni. Może warto ośmielić się i odezwać do znajomych, zorganizować coś wspólnie, by w tym roku odetchnąć z ulgą i nie być tak zupełnie samotną?

Zdrowia, spokoju i radości!

Chcę życzyć Ci przede wszystkim zdrowia, spokoju i radości. Błagam, zatrzymaj się na chwilę i pomyśl, co jest dla Ciebie najważniejsze, jak chcesz spędzić te Święta. Pozwól sobie na chwilę zapomnienia, oderwij się od ziemi na tyle, ile jest to możliwe. Rozdziel obowiązki i nie wkładaj na swoje barki zbyt dużo.

Świat się nie zawali, jeśli nie zetrzesz całego kurzu z półek, a sernik się trochę przypali. Nic się nie stanie, jeśli fryzura nie będzie idealna, a choinka nie utrzyma pionu.

Ciesz się tym, co masz. Doceń to, co Cię otacza. Żyj i przeżywaj wszystko po swojemu. Nie daj się wciągnąć w świąteczne gierki.

Raz jeszcze życzę Ci zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia <3

A jeśli przeczytasz to już po Świętach, to warto zajrzeć także tutaj: ŚWIĘTA, ŚWIĘTA I PO ŚWIĘTACH! – CZYLI JAK UNIKNĄĆ ŚWIĄTECZNEJ MASAKRY ZA ROK >>

.

Mój facet pomaga w domu. Pomaga? To jego obowiązek!

0

Wiele z nas z uśmiechem na ustach i dumą w sercu wypowiada zdanie: mój facet pomaga mi w domu. To ja mam jedno pytanie – a to nie jest jego dom? Nie jego dzieci, problemy, obowiązki? Skoro tylko pomaga, to komu pomagasz Ty? Czy może cały ten bałagan jest wyłącznie Twój, a on jest w domu gościem?

Kobiece i męskie obowiązki

Jakoś się dziwnie utarło, że wszystko, co związane z dziećmi i domem należy do kobiety. Wiesz, chodzi o obsługę domowników, pełną lodówkę, ciepły posiłek, czystą podłogę, wywiadówkę, nową kanapę i prezenty na święta. Można oczywiście przedłużyć tę listę, ale dobrze wiesz, że czasu nie starczy. Facet zazwyczaj chodzi do pracy, czasami zawiezie dzieciaki do przedszkola i zrobi to, co zapisałaś mu na kartce. Jest różnica, prawda?

Niby żyjemy w nowoczesnym świecie, niby wszyscy mamy poczucie tego, że kobiety i mężczyźni są równi, a jednak coś nie gra. Mam jednak wrażenie, że nie zawsze jest to wina facetów. O co mi chodzi? A no o to, że same często ustalamy, co w naszych domach zrobimy najlepiej. I oczywiście zdecydowanie więcej rzeczy to my robimy lepiej. Przynajmniej w naszych głowach, bo przecież nie sprawdzamy tego w praktyce, zakładając z góry naszą wyższość w kuchni czy w opiece nad dziećmi.

Chcemy równości? Serio?

Większość z nas z przekonaniem odpowiada, że chce zarabiać tyle, co faceci, mieć tyle dystansu do życia i czasu, co oni. Chcemy położyć się do łóżka z gorączką, a nie zapierdzielać przy garach ze zwisającym z nosa gilem. Wyjść z koleżankami bez zbędnego gadania, puścić męża na wywiadówkę i odpocząć z fotelu z kubkiem ciepłej herbaty, słysząc z pokoju obok czytaną przez męża bajkę.

Nie twierdzę, że jest tak w każdym przypadku, że u Ciebie w domu też tak jest. Chodzi o ogólny obraz, który maluje się w moich rozmowach z Wami, moimi koleżankami i znajomymi. Zastanawiam się wtedy, czy serio nie jesteśmy w stanie jakoś podzielić się tym wszystkim i być szczęśliwe. Tak po prostu na chwilę odpuścić, być nieco mniej perfekcyjną i czasami powiedzieć, że po prostu dzisiaj mam wywalone.

Cholera, jak jesteś chora to spędź w łóżku kilka dni, jak chcesz wyjść z koleżankami wieczorem, to on serio poradzi sobie kilka godzin z dziećmi, a na szkolnym spotkaniu niech robi notatki. Przygotuj dokładną listę prezentów, ale to on niech kupi wszystkie pozycje. Ty je zapakuj, ale daj mu taśmę i nożyczki, żeby poszło Ci sprawniej. Zaangażuj go w te obowiązki i ogarniajcie rzeczywistość wspólnie. Pamiętaj, że to też fajna płaszczyzna do rozmów i spędzenia wspólnie czasu w tym szalonym świecie.

Pomaga? Wspiera? To jego OBOWIĄZEK!

Dlaczego uważam, że facet nie powinien pomagać w domowych obowiązkach, a po prostu je wykonywać? Bo przecież przez życie idziecie razem. Jak posprzątasz cały dom, to normalne. Jeśli on odkurzy sam z siebie – wielkie święto. Facet z wózkiem na spacerze? Rozczulające! Kobieta z siatami, hulajnogą, wózkiem i łzami w oczach? Normalne!

Naucz się tego, żeby wdrażać faceta we wszystkie obowiązki i w całe życie rodzinne. Nie przyzwyczaj od początku związku, że to krasnoludki piorą mu brudne gacie, a lodówka magicznie uzupełnia swoje zapasy. Jeśli teraz jest na tym etapie, to po prostu zrujnuj mu “dzieciństwo” i wyznaj, że to nie magia, a Twoje dłonie. Jesteśmy dorośli, dorośle podchodźmy do życia. Myślisz pewnie, że już za późno, bo jesteście razem parę lat? Nigdy nie jest za późno na zmiany. Przestań robić pranie, a obiad ugotuj tylko dla siebie i dzieci. Usiądź na kanapie i obejrzyj ulubiony serial, pójdź na długi spacer lub wypij kawę z przyjaciółką. 

Ale co najważniejsze – porozmawiaj z nim i po prostu opowiedz o swoich uczuciach i emocjach. O tym, jak Ty to wszystko widzisz. Może spodziewasz się z zdenerwowania, a on spokojnie odpowie, że rozumie i będzie robił więcej. Może wystarczy, że spojrzy na to wszystko Twoimi oczami? Oj, nie bądź taka pewna, że się nie uda. Wiesz przecież, że kropla drąży skałę…

Nie powielaj schematów!

Tylko błagam, nie powielaj schematów naszych babek, matek i ciotek. Nie rób z siebie męczennicy, która sama na siebie nakłada o wiele więcej, niż może udźwignąć. Wasze wspólne życie, to wspólne radości, smutki i obowiązki. Podniesienie stóp, gdy odkurzasz, nie jest wielkim poświęceniem. Serio. Jeśli mimo wszystko będzie miał to w dupie, a Ty będziesz czuła, że zostało Ci już niewiele do załamania, może po prostu go zostaw? Wiem, wiem – to nie jest rozwiązanie. Ale wiesz, czasami nie można inaczej. Nie żyjemy w czasach panów i niewolnic…

Chwalić, nie chwalić?

Często jest tak, że facet chętnie włączy się w życie rodziny, gdy tylko… mu na to pozwolisz. Jeśli wszystko robi w Twoich oczach źle i z niczym sobie nie radzi, automatycznie zrobi krok w tył. Pojawia się jednak pytanie o to, czy chwalić faceta za tę „pomoc”. Wg mnie tak, jeśli… on też Cię chwali. Jeśli siedzi przed telewizorem, a ty na kolanach szorujesz podłogę i dobrego słowa nie usłyszysz, to czemu masz chwalić go za odstawienie kubka do zlewu?

Chwalenie, docenianie i wdzięczność są dobre. Ale stosujmy podobną miarę. To trochę tak, jakbyś powiedziała mu: włożyłeś brudne skarpety do prania, wspaniale – jesteś najlepszy! A on nie powie słowa, gdy Ty dostaniesz awans. No właśnie, bo często oprócz tych wszystkich obowiązków mamy też pracę, którą codziennie musimy wykonywać. On wraca z etatu i jest zmęczony, Ty pospiesznie zdejmujesz buty i biegniesz przytulić dzieci. Nie oczekujesz oklasków, po prostu wstajesz rano i robisz swoje.

Recepta na udany związek

Rozmawiajcie ze sobą i dzielcie się swoimi emocjami. Chwalcie się i doceniajcie wzajemnie. To nie jest wielki sukces, gdy on włączy się w kilka domowych obowiązków. Sukcesem jest szczęśliwy i uczciwy związek, w którym każda strona czuje się potrzebna i wartościowa.

.

Bakuchiol – czym jest roślinny odpowiednik retinolu?

0

Od kilku lat jesienną pielęgnację zaczynam od retinolu, który ma działanie przeciwstarzeniowe i stymuluje komórki do odnowy. W świecie kosmetycznym pojawiła się jednak alternatywa o podobnym działaniu – bakuchiol. Związek roślinny, który mniej uczula i jest lepiej tolerowany przez skórę wrażliwą.

Jak działa retinol?

Retinol jest czystą postacią witaminy A i jest często stosowany w kosmetykach anti-aging. Działa przeciwstarzeniowo, wygładza i ujędrnia skórę, a także pomaga pozbyć się przebarwień od słońca. Świetnie stymuluje komórki, dzięki czemu stary naskórek ulega złuszczeniu, poprawiając tym samym kondycję skóry.

Nie wyobrażam sobie pielęgnacji skóry twarzy bez jesienno-zimowej aplikacji serum z retinolem.

Więcej znajdziesz w artykule: SERUM Z RETINOLEM : CO TO JEST I JAK STOSOWAĆ – MOJA OPINIA >>

Co to jest bakuchiol?

Jakiś czas temu na rynku pojawił się bakuchiol, który z chęcią przetestuję, żeby sprawdzić, czy naprawdę jest alternatywą dla retinolu. Mimo tego, że nie mam problemu z nadmierną wrażliwością skóry twarzy, jest to ciekawy zamiennik, znanego mi dobrze, retinolu.

Bakuchiol – związek pozyskiwany z rośliny Psoralea corylifolia, potocznie zwanej babchi lub bakuchi. O ile jest najnowszym odkryciem nowoczesnej kosmetologii, o tyle znany jest od wieków w medycynie chińskiej i ajurwedyjskiej. Jego struktura nie jest spójna ze strukturą retinolu, ale składnik wykazuje podobne właściwości. Właśnie to czyni bakuchiol świetną, roślinną alternatywą, ale mniej podrażnia skórę.

bakuchiol roślina babchi bakuchi

Bakuchiol – właściwości i zastosowanie

Właściwości bakuchiolu zostały opisane w British Journal of Dermatology, z artykułu wynika, że wykazuje on silne działanie przeciwstarzeniowe. Działa złuszczająco i normalizująco, spłyca zmarszczki, bruzdy i pomaga usunąć przebarwienia. Nie podrażnia skóry, tak jak retinol, nie ma też właściwości fotouczulających. Trzeba bowiem pamiętać, że retinolu nie powinno używać się podczas ekspozycji na słońce.

Działanie bakuchiolu:

  • hamuje namnażanie bakterii, które odpowiedzialne są za wywoływanie trądziku;
  • reguluje pracę gruczołów łojowych, ograniczając tym samym nadmierne wydzielanie sebum;
  • zwalcza wolne rodniki (jest świetnym przeciwutleniaczem);
  • poprawia jędrność, gęstość i sprężystość skóry, dzięki zwiększeniu ilości kolagenu i elastyny;
  • przyspiesza proces odnowy komórek, złuszcza naskórek i koi wrażliwą skórę;
  • łagodzi promieniowanie UV i nie ma właściwości fotouczulających;
  • poprawia koloryt skóry, niweluje przebarwienia i wyrównuje koloryt skóry.

Roślinne wsparcie wrażliwej skóry

Dzięki temu, że bakuchiol nie ma działania fotouczulającego, można stosować go nie tylko jesienią i zimą, gdy jest mniej promieni słonecznych. Nie podrażnia, a koi wrażliwą skórę, co sprawia, że może być częściej stosowany. W przeciwieństwie do retinolu nie powoduje suchości, podrażnień i zaczerwienień. Można stosować go do każdego typu skóry, korzystając z działania przeciwstarzeniowego.

Bakuchiol w kosmetykach

Roślinny zamiennik retinolu można znaleźć w kosmetykach o działaniu przeciwstarzeniowym i przeciwtrądzikowym. Producenci najczęściej wykorzystują go w kremach, które wzbogacane są dodatkowo o inne składniki aktywne.

Ja jestem jednak zwolenniczką teorii, że najlepiej działa serum. Jeśli mam korzystać z właściwości konkretnego związku, chcę by było go w produkcie jak najwięcej. Niestety, w kremach zazwyczaj są one tylko dodatkiem. Mimo tego, że od lat stosuję retinol, nie kupuję kremów, a stawiam na serum. Dlaczego?

Serum jest skoncentrowanym preparatem, który ma lekką i płynną konsystencję. Jego największą zaletą jest duże stężenie składników aktywnych, co sprawia, że po prostu lepiej działa. Najczęściej opakowanie składa się ze szklanej buteleczki i poręcznej pipety, co zapobiega dostawaniu się drobnoustrojów do środka opakowania. Wkładając palce do kremu, możemy zanieczyścić produkt, tu wylewamy kilka kropelek na dłonie i rozcieramy na twarzy.

Nie używałam jeszcze serum z bakuchiolem, ale na pewno spróbuję, gdy tylko skończę buteleczkę retinolu. Zacznę od najtańszego serum, żeby sprawdzić, czy niedrogi produkt przyniesie efekt, czy może warto postawić na coś droższego. Nie mogę polecić, więc nic konkretnego, poniżej załączam to, co udało mi się znaleźć na Ceneo i w Internecie (linki afiliacyjne):

Serum z bakuchiolem >>

Kremy z bakuchiolem >>

Myślę, że na rynku będzie pojawiało się coraz więcej produktów tego typu i niedługo zwiększy się wybór dostępnych kosmetyków. Jak tylko przetestuję serum z bakuchiolem, efekty wrzucę na bloga.


[Edit: 21/01/21]

Serum z bakuchiolem – moja opinia

Chwilę po napisaniu tego artykułu, kupiłam serum z bakuchiolem. Po przyjściu przesyłki okazało się, że ma formę emulsji, nie płynu, do którego przywykłam. Mimo to przyznam, że bardzo fajnie rozprowadza się po skórze, a efektem jest delikatne złuszczenie naskórka.

(W poście znajdują się linki afiliacyjne)

Revolution Skincare 1% Bakuchiol Serum 30Ml

Fakt, produkt nie ma tak mocnego działania, jak serum z retinolem, ale efekty są zauważalne. Przychodzą kilka dni później w postaci lekkiego złuszczenia naskórka. Plusem jest brak reakcji alergicznej i stopniowe, lekkie łuszczenie się skóry. Pamiętam mój pierwszy raz z retinolem – wyglądałam jak zombiak, którego naskórek postanowił opuścić masowo pokład. Polecam to serum z bakuchiolem osobom, które chcą rozpocząć przygodę ze złuszczaniem, nie stosowały retinolu oraz tym, które wolą delikatny proces.

Kolejnym moim wyborem będzie prawdopodobnie poniższy produkt. Tak jak wspomniałam powyżej – zaczynam od tańszych propozycji.

OnlyBio Bakuchiol & Skwalan serum nawadniające do twarzy 30 ml

Myślę, że po przetestowaniu dwóch tańszych opcji, zdecyduję się na drogi produkt. Prawdopodobnie wybór panie na:

Medik8 Bakuchiol Peptides Serum peptydowe 30 ml

Sprawdzę, czy warto wydać więcej, czy tak jak w wielu przypadkach, opcja tańsza też dobrze daje radę. Tak, podzielę się wnioskami 🙂

.

To “tylko” wczesne poronienie – moja historia

13

Nieczęsto o tym mówię, właściwie to prawie wcale. Dlaczego w takim razie chcę Ci dzisiaj opowiedzieć moją historię? Chyba dopiero do tego dorosłam. Chcę też, żebyś wiedziała, że wczesne poronienie też boli i ma ogromny wpływ na dalsze życie.

Bez względu na to, kiedy kobieta traci dziecko, ma prawo do przeżywania tego, co się stało i nie próbuj jej wmawiać, że ma natychmiast przestać. Ze mną to zostanie już na zawsze, dlatego opowiadam Ci moją historię.

Będę… mamą!

Jest sierpień 2012 roku, cieszę się jak wariatka! Będę mamą! Jestem 3 miesiące po ślubie i nie wierzę, że tak szybko się udało. Marzyliśmy o tym i snuliśmy plany, w końcu się udało. Dowiaduję się miesiąc przed moimi 24 urodzinami – to najpiękniejszy prezent, jaki mogłam dostać! W ciąży jest też moja koleżanka, obie urodzimy w kwietniu.

Badanie Beta HCG potwierdza dwie kreski na teście, ale nikomu nic nie mówimy. Wiemy, że lepiej poczekać do 12 tygodnia, tak będzie bezpieczniej. Radość rozsadza mnie od środka, chcę krzyczeć, że się udało. Kupuję malusie skarpetki i cierpliwie czekam na wizytę u lekarza. Będę… mamą!

Wszystko będzie dobrze…

Nie umiem wyrazić słowami naszej radości. Wszystko układa się dokładnie tak, jak powinno. Jesteśmy u znajomych, nie wytrzymuję i spontanicznie mówię, że jestem w ciąży. Zostajemy na noc, a nad ranem budzi mnie ból brzucha. Wiem jednak, że to normalne, czasami przecież na początku może pojawiać się uczucie nieprzyjemnego ciągnięcia. Nie mówię nikomu, gdy pojawia się plamienie, czytałam przecież, że i tak może być.

Pękam, gdy jest tego więcej, a ból staje się nie do zniesienia. Mąż wiezie mnie do szpitala, przyjmują mnie od razu. Na USG jest wszystko w porządku, ciąża wczesna, ale jest. Dostaję leki i zostaję na noc na obserwację na oddziale ginekologicznym. Dziewczyna obok ma podobną sytuację, tylko maluch nieco starszy. Robią mi ponownie badanie Beta HCG i zasypiam z przekonaniem, że wszystko będzie dobrze…

Wielka radość, a potem tylko… pustka

Około północy budzi mnie okropny ból. Wiem, co się właśnie dzieje. Przychodzi lekarz i zaczyna słowami: “nic z tego nie będzie, ale czekamy do rana…”. Nie słyszę już dalszych słów, szumi mi w uszach. Chwilę potem zasypiam. Rano na obchodzie traktują mnie jak intruza. Kogoś takiego, nad kim nie warto się zastanawiać, bo przecież “nic z tego nie będzie”. Tylko to “nic”, to moje dziecko…

Czekam. Czekaniu towarzyszy dźwięk bijącego serduszka, podczas KTG dziewczyny z łóżka obok. Płaczę i ukrywam twarz pod rąbkiem kołdry. Wiesz, to chyba było najgorsze, że na sali było kilka kobiet i to jedno, małe, bijące serce. Nikt nie zastanawiał się, co czuję, a ja właśnie traciłam dziecko. Dla nich to była tylko nic nieznacząca, wczesna ciąża. Przecież tak się czasami zdarza, to NORMALNE.

Nie opiszę Ci wszystkich szczegółów, napiszę tylko, że w końcu straciłam moje dziecko. Tak, bo dla mnie to było dziecko i myśl sobie co chcesz, ale każda strata cholernie boli. Nie tylko wtedy, gdy dziecko jest większe. Bo wiesz, była wielka radość, a potem tylko pustka…

Dużo milczenia i jeszcze więcej trudnych słów…

Dostaję wypis i zwolnienie. Garść leków i informacji, co może się dziać i jak reagować. Mówię tylko najbliższym i tym, którzy wiedzieć powinni. Nie chcę o tym opowiadać, głównie milczę i udaję, że jestem cholernie silna. Z perspektywy wiem, że to było zupełnie bez sensu, że za długo tłumiłam to w sobie. Każda z nas ma prawo przeżyć to po swojemu, ale dobrze jest znaleźć ujście emocji.

Trudno było mi o tym mówić, trudniej było słuchać słów, że to się zdarza, że tak wcześnie to mniej boli, i że niedługo zajdę znowu w ciążę, bo przecież tak jest najczęściej. Proszę, nie mów takich słów kobiecie, która straciła dziecko, bez względu na to kiedy i jak. Przytul, wysłuchaj i bądź, nie oceniaj i nie dawaj dobrych rad.

Nie krzyczę, nie opowiadam szczegółów. Jest dużo milczenia i jeszcze więcej trudnych słów, które są tylko w mojej głowie…

Co zrobiłam źle, czy to moja wina…

Podobno prędzej lub później w głowie każdej kobiety pojawia się myśl, że to wszystko moja wina. U mnie pojawia się dosyć szybko. Pytam siebie, co zrobiłam źle i czy mogłam tego uniknąć. Nie wiem co się dzieje i dlaczego tak się stało.

Kolejne tygodnie przynoszą trochę ukojenia, znowu staramy się o dziecko. Mijają miesiące i nic się nie dzieje. Przed pierwszą ciążą mocno przytyłam, stawiałam na tarczycę, ale każdy specjalista mówił, że wszystko jest w porządku. Teraz wracam ponownie do śledztwa i szukam przyczyny wzrostu wagi i… poronienia. Chodzę też na terapię.

Niedoczynność tarczycy i poronienie

Trafiam na wspaniałego lekarza, robi więcej badań i dokładny wywiad. Obstawia tarczycę jako winowajcę wszystkiego. Potwierdza diagnozę niedoczynności tarczycy i wdraża leczenie. Pierwszy cykl z lekami, a ja zachodzę w ciążę. Znowu plamię i znowu boli mnie brzuch. Dużo leżę i łykam leki na podtrzymanie. Co 2 tygodnie widzę się z moim lekarzem, słucham serduszka i widzę machające do mnie malutkie rączki.

W głowie jednak coraz więcej wyrzutów do samej siebie. Mogłam przecież szybciej znaleźć odpowiedniego lekarza, może wtedy hormony utrzymałabym na wodzy i wszystko wyglądałoby inaczej? Koniec myśli, jestem w ciąży i tylko to się liczy. Tak przynajmniej mówią wszyscy wokoło…

Uśmiecham się i ostrożnie cieszę, że będę mamą. Córka koleżanki ma już kilka miesięcy, jest śliczna i tak pięknie się uśmiecha. Ja w środku wciąż jednak liczę ile miesięcy miałoby moje dziecko, zastanawiam się, czy zaczynałoby gaworzyć i jak spałoby w nocy. Biorę coraz większe dawki leku na niedoczynność i pilnuję badań, nie chcę tym razem nic przegapić. Nie wiem, czy przyczyną była nieleczona tarczyca, czy to “tylko” jedno w wielu “samoistnych poronień bez znaczenia”. Ale cały czas towarzyszą mi pytania o to, co zrobiłam źle, czy to moja wina…

Jestem… mamą!

Tym razem się udaje – w grudniu kolejnego roku na świat przychodzi moja Zosia. Wymarzona, wytęskniona i idealna. Po porodzie pojawiają się u mnie komplikacje, a ja nie widzę jej przez kolejne 12h. Budzę się w nocy, nie czuję ruchów, nie widzę dziecka. Boję się, że ją też straciłam. Mąż wysyła mi zdjęcie pięknego, czarnookiego bobasa. Jest, żyje. Zasypiam spokojna.

Jestem mamą. Kogoś na ziemi i kogoś w niebie. Niecałe dwa lata później jestem na końcówce kolejnej ciąży. Znowu pilnuję tarczycy, a hormony po raz kolejny szaleją. Mam już bardzo wysoką dawkę leku, a do porodu już tylko miesiąc. We wrześniu 2015 na świat przychodzi Julia – dziewczynka z jeszcze czarniejszymi oczkami i burzą włosów. Jestem mamą!

Masz prawo przeżywać to po swojemu!

Mimo dwóch wspaniałych córek, poczucie straty nie mija. Kilka razy w roku wpadam w nostalgię, płaczę. Myślę, jakby to wszystko mogło wyglądać, liczę lata i zastanawiam się jakby to było mieć trójkę dzieci. Ale dużo więcej już rozumiem, a dzisiaj dzielę się moją historią. Pierwszy raz opowiadam komuś ze szczegółami. Dlaczego? Żeby pokazać, jak to mocno może boleć i jak może wpłynąć na życie. Że to nie jest jakieś tam poronienie, a coś, co może siedzieć w nas bardzo długo.

Chcę, żebyś wiedziała, że masz prawo przeżywać, płakać, krzyczeć, rozważać, śmiać się, cieszyć kolejnym dzieckiem i robić wszystko to, co dyktuje Ci serce. Każda strata boli, bez względu na to, jak duże było dziecko. Nie słuchaj, że jesteś jedną z wielu, że zdarza się to często i nie powinnaś w ogóle o tym myśleć. Każda kobieta przeżywa stratę inaczej, każda ma też inną wrażliwość i inne potrzeby. Masz jednak prawo przeżywać to po swojemu! Straciłaś dziecko.

Przeczytaj też: KAŻDA STRATA DZIECKA BOLI TAK SAMO – DZIEŃ DZIECKA UTRACONEGO

.