Strona główna Blog Strona 20

Jak taka ciamajda jak ja zaczęła biegać – krótka historia początkującego biegacza

0

Właściwie to sama nie wiem, jak taka ciamajda jak ja mogła zacząć biegać. Nie oszukujmy się, tytanem aktywności fizycznej to ja nie jestem! Wystarczy na mnie spojrzeć. Można zaryzykować stwierdzenie, że sportem to ja się po prostu brzydzę. Te wszystkie fitnesy, pilatesy, bieżnie i orbitreki nie są dla mnie. Fakt, siedzenie na dupie w korpo mobilizowało mnie jednak kilka razy w roku. Wszak opłacałam co miesiąc moją kartę z Multisportu, trzeba było przynajmniej od czasu do czasu z niej skorzystać. Raz w miesiącu wbijałam się w strój i w pocie czoła walczyłam na siłowni. Nie było źle. Czemu więc wpadłam na taki genialny pomysł i zaczęłam biegać?

Janusz sportu od podstawówki

Nie wiem i wciąż zadaję sobie to pytanie. Januszem sportu byłam już w podstawówce. O ile rzuty do kosza i serwowanie wychodziły mi całkiem nieźle, to bieganie… dramat. Byłam jedną z tych, z którą nikt nie chciał biec w parze na czas. Nie od dziś wiadomo, że lepiej wybierać sobie lepszego zawodnika od siebie, wtedy go gonisz i masz lepszy wynik. Także tego…

Tańczyłam, grałam w gry zespołowe, ale biegi tylko na 100 i 200 metrów. Co więcej – z dłuższych dystansów miałam po prostu zwolnienie. Wszystkiemu winny był mój żołądek i jego wesoła przypadłość – refluks. Jedna z nauczycielek wuefu postanowiła kiedyś w praktyce sprawdzić, czy rzeczywiście jest ze mną tak źle. Skończyło się rzyganiem pod drzewem.

Nie lubiłam biegać i nawet za bardzo nie mogłam. Ciamajdą byłam więc od zawsze. Co się w takim razie zmieniło i czemu jednak zaczęłam biegać?

Matczyny niedoczas

Chyba wszystko przez ten matczyny niedoczas. Praca na etacie, dwójka małych dzieci i dom, to sporo. Gdzie w tym wszystkim miałam zmieścić jeszcze siłownię? Czasami udawało mi się zdążyć w godzinach otwarcia, ale w domu byłam o 22 i zwyczajnie padałam na twarz. Chodziłam więc bardzo nieregularnie, a za kartę musiałam płacić. Sama stwierdzisz, że nie jest zbyt ekonomiczne rozwiązanie.

Tymczasem dupa rosła i rosła, a ja szukałam pomysłu, jak temu zapobiec. Starałam się zdrowo jeść, ale to nie wystarczało. Mam problem z tarczycą, od 7 lat każdy dzień zaczynam od magicznej pigułki. Niedoczynność tarczycy to takie cholerstwo, że czasami tyję z powietrza. Zaczyna się gorszy okres i mimo usilnych starań, ja wciąż puchnę. No można się zdemotywować, prawda?

W mojej głowie od dawna kołatała się myśl o bieganiu, ale mając na względzie moje zamiłowanie do aktywności fizycznej, bardzo szybko ją tłumiłam. Wszyscy dookoła zaczynali biegać, jarali się maratonami i wrzucali na FB swoje wyniki. No i… namówili.

Pierwsze bieganie pamiętam doskonale. Myślałam, że wypluję płuca po 200 metrach. Nie było fajerwerków i dumy, były zakwasy i nienawiść. Nie poddałam się jednak i postanowiłam próbować dalej. Bo kto jak nie ja?! Zaczęłam jeszcze raz, ale najpierw przygotowałam się do tegoż wyzwania. Przeczytałam kilkanaście artykułów, obejrzałam wiele filmów i kupiłam dobre buty do biegania. Wystartowałam. Pierwsze 2km ciągiem to było coś! Wydarzenie na skalę światową! No, a potem… skręciłam nogę. W metrze, schodząc ze schodów…

Na pół roku miałam z głowy. Ale potem wróciłam i nie wiem jakim cudem, ale osiągałam nawet 7km. Miłość do biegania była gorąca, ale szybko się wypaliła. I znowu miałam półroczną przerwę. Do biegania wróciłam jakiś czas temu, idzie mi nie najgorzej. Przebiegam 4-5km. Ja tam jestem z siebie dumna, bo dla takiej ciamajdy jak ja, to świetny wynik. Nie, nie będę biegać maratonów. Jeśli kiedyś uda mi się przebiec 10km, to otworzę szampana.

Plusy biegania moim okiem

Oprócz tego, że bieganie pomaga zrzucić kilka kilogramów i ma pozytywny wpływ dla zdrowia (tak się przynajmniej mówi, pomijam wszelkie sportowe kontuzje), to ma jeszcze kilka głównych plusów.

Po pierwsze – możesz biegać o każdej porze dnia i nocy. Po prostu wychodzisz, gdy masz wolne 15 czy 30 minut i działasz. Nie jesteś ograniczona godzinami funkcjonowania siłowni. Możesz też biegać wszędzie, nawet po osiedlu. Oczywiście najzdrowiej po lesie, ale dobre buty pomogą zniwelować negatywne skutki twardej nawierzchni.

I tu płynnie przechodzimy do punktu drugiego – nie jest to drogi sport. Taaak, wiem – wytrawni biegacze się z tym nie zgodzą, ale ja mam na myśli tych na początku swojej drogi. Zakładasz leginsy, koszulkę, jakiś stanik sportowy – prawdopodobnie masz to wszystko w szafie. Radzę Ci jednak zainwestować w dobre buty – stawy Ci za to podziękują.

Po trzecie – możesz wyglądać jak kupa, nikt nie zwróci na to uwagi. Nie musisz się malować, możesz spleść włosy w kitkę, a wałek wylewający się ze spodni nie zrobi na nikim większego wrażenia. Nie będziesz czuła się obserwowana przez zgrabne kobiety, ubrane w strój z najnowszej kolekcji i umięśnionych facetów, na których koszulki pękają w szwach.

Czwarty plus to duma. Z tego, że dałaś radę przebiec kilka kilometrów, że zrobiłaś coś dla siebie. Poczucie sprawczości. Dla mnie – bardzo ważny argument 🙂

Skoro ja biegam, to każdy da radę!

Skoro ja, ciamajda, biegam, to uwierz, że Ty też możesz! Jeśli próbowałaś i serio nie lubisz, nie umiesz i masz to daleko w… gdzieś, to rozumiem. Ale jeśli chociaż przez chwilkę zastanawiałaś się nad bieganiem, to spróbuj. Może okaże się, że jesteś w tym całkiem niezła i daje Ci to pozytywne emocje. Ja polubiłam całe to bieganie i daje mi ono niesamowitą satysfakcję.

Jeśli potrzebujesz wsparcia mentalnego, albo kogoś, kto będzie Cię motywował – możesz na mnie liczyć!

.

Współczesny tata, czyli kiedyś ojcowie byli inni

0

Widzisz różnicę między Twoim ojcem, a ojcem Twoich dzieci? Czy Twój czytał Ci książki, brał zwolnienie gdy byłaś chora? Jak spędzaliście wolny czas? Pamiętasz kto odprowadzał Cię do przedszkola, chodził na wywiadówki szkolne i gotował w niedzielę rosół? Mama czy tata? Ja mam w głowie mamę. To ona zazwyczaj była od przytulania, ojciec kojarzył się z surowym wychowaniem. Ona rozmawiała, całowała stłuczone kolano i angażowała się w szkolne aktywności. Pamiętam też wielu ojców swoich znajomych i podział w domu był mniej więcej taki sam. Jak jest teraz, czy coś się zmieniło?

Jakim ojcem był Twój tata?

Jak było u Ciebie? Czy tata śpiewał Ci piosenki, czytał na dobranoc, czy rozmawiał o dziewczyńskich sprawach? Czy mogłaś zwierzyć mu się ze swoich problemów? Jeśli tak, to miałaś wielkie szczęście i pewnie doskonale rozumiesz, jaki powinien być tata. Wiesz, jak czuje się dziecko, które jest kochane, doceniane i… ważne!

Kiedyś ojcowie byli inni

Mój tata nie był nigdy zbyt uczuciowym gościem. Nie przytulał i nie całował zbyt często. Raczej od święta. Nie bywał na wywiadówkach, nie czytał książek na dobranoc i nie piekł ze mną ciastek. Był zawsze gdzieś w pobliżu, na wyciągnięcie ręki, ale z problemami biegłam do mamy. Nie rozmawiałam z nim o chłopakach, pierwszym okresie i kłótni z koleżanką. Gdy mama starała się zrozumieć, czemu znowu nie odrobiłam pracy domowej, on po prostu krzyczał. To on pytał, czemu ze sprawdzianu dostałam tróję i co dostała koleżanka z ławki.

Podział obowiązków w moim domu był standardowy. Taki, jaki w większości znanych mi rodzin. Mamy zajmowały się dziećmi i domem, niektóre też pracowały. Ojcowe nie sprzątali, nie gotowali i nie niańczyli dzieci.

Surowy tata w kręgu męskich obowiązków

Mój tata jeździł z nami raz w roku na wakacje i wtedy pozwalał nam na wszystko. Były lody, gokarty, atrakcje. Był wesoły i uśmiechnięty. Inny niż zawsze. W szarej rzeczywistości stawał się surowym ojcem. Co jeszcze pamiętam? Kiedy mogłam liczyć na jego wsparcie? Był bardziej precyzyjny niż mama. Gdy potrzebowałam pomocy przy technicznych zajęciach biegłam do Niego. Pokazywał jak pisać pismem technicznym, tłumaczył zasady ruchu drogowego i przepytywał z tabliczki mnożenia przy obiedzie. Kiedyś na Jasełkach byłam Aniołkiem, to On zrobił mi piękną opaskę na głowę, taką z gwiazdką. Wszystko dokładnie owinął srebrną folią. Wyszło genialnie.

Tata zabierał mnie też na ryby. W wieku siedmiu, czy może ośmiu lat, miałam swoją wędkę. Jeździliśmy w weekendy nad jezioro naszym maluchem, kopaliśmy czerwone robale i łowiliśmy ryby od świtu. Uwielbiałam to. Dzięki niemu umiem też wbić gwoźdź, wkręcić wkręt i pomalować płot. Potrafię wiele “męskich” rzeczy. Może dlatego, że byłam najstarsza i nie miałam brata, a młodszą siostrę.

Jakim ojcem jest Twój partner?

Masz dzieci? Jeśli tak, to jakim ojcem jest dla nich Twój partner? Różni się od Twojego taty? Mój tak. Wydaje mi się, że czasy się zmieniły i teraz wszystko wygląda trochę inaczej. Że tata nie musi być już surowy i niedostępny, może przytulać, skakać po kałużach i wygłupiać się z dzieciakami. Mężczyźni coraz częściej korzystają z urlopu rodzicielskiego i biorą zwolnienia, gdy dziecko jest chore. Nie wszyscy, ale jest to coraz częściej spotykane zjawisko.

Współczesny tata

Ojciec moich dzieci kąpie je od zawsze. Myje, czesze i suszy długie włosy. Nie umie pleść warkoczy, ale kucyk wychodzi mu całkiem nieźle (2020 – jest już mistrzem warkoczyków!). Gdy są chore, zwolnienie bierzemy przemiennie. Wie, jakie leki podać i co zrobić na obiad. Gra dziewczynkom na gitarze i śpiewa razem z nimi piosenki Disney’a. Czyta do snu ulubione bajki, bawi się lalkami Barbie i jest klientem ich zakładu fryzjerskiego. W każdą sobotę wozi starszą na balet i robi miliony zdjęć naszej drobnej baletnicy. Mogę się założyć, że nie raz zakręciła mu się łza w oku, na widok nieporadnego pirueta.

Dla córek zrobi wszytko!

Wiesz, że to on częściej z nimi piecze? Robią muffinki i ciasteczka. Co tydzień smaży im naleśniki, posypuje cukrem pudrem lub smaruje czekoladą. Kroi owoce i robi pyszne kakao. Gdy go poznałam, umiał robić tylko kanapki i jajecznicę, rozgotowywał też makaron, a kotlety mielone, które mi zrobił smakowały jak… nieważne. Nie były najlepsze. To dla nich rozwinął lekko umiejętności kulinarne.

Potrafi też godzinami huśtać je na huśtawce i robić babki z piasku. Gdy ja muszę wyjechać, zupełnie nie martwię się o to, co zastanę po powrocie. On idealnie panuje nad sytuacją. Jak jest u Ciebie? Zostawiasz dzieciaki, zamykasz drzwi i nie umierasz ze strachu? Czy Twój facet też spędza czas z dzieciakami? Czy się z nimi bawi, zabiera na spacery i całuje na dobranoc?

Mamo, nie bądź zazdrosna!

Jesteś zazdrosna, gdy dzieciaki wybierają czasami tatę zamiast mamy? W takich prozaicznych czynnościach? Bo wiesz, kiedy moje dziewczynki wolą, żeby coś zrobił tata, a nie mama, to zupełnie nie jest mi przykro. Cieszę się, że go kochają i chcą spędzać z nim czas. Że jest dla nich najważniejszym facetem pod słońcem. Konsekwentnie, od ich urodzenia, wprowadzałam go w obsługę dziecka. Nie mówiłam, że wszystko potrafię najlepiej, chociaż czasami tak myślałam.

Coraz więcej widzę ojców spacerujących z wózkami, takich, którzy idą z chorym dzieckiem do lekarza, czy odprowadzają maluchy do przedszkola. Świat się zmienia, faceci chcą uczestniczyć w życiu swoich dzieci. Nie wszyscy, nie chcę generalizować, ale jest inaczej. Nie wiem, czy to czujesz, ale ja tak. I wiesz co? Chwała im za to. Przełamują stereotypy, nie boją się płakać na przedstawieniu szkolnym i biorą urlop rodzicielski. Takich znam akurat tylko trzech, ale w pokoleniu mojego taty, nie znam żadnego.

Partnerstwo i wsparcie

Wspieraj ojca swoich dzieci, włączaj go w życie rodzinne i pomagaj zrozumieć świat, w którym pojawia się mała istota. Kobiety wchodzą w rolę trochę szybciej. Noszą dziecko 9 miesięcy pod sercem, w sekundę budzi je płacz w nocy, są bardziej uczuciowe. To biologiczne uwarunkowania. Faceci muszą tę więź zbudować, pomóż w tym Twojemu partnerowi, a to zaprocentuje.

.

Co Ty możesz o tym wiedzieć, skoro nie masz dzieci

0

Bezdzietna kobieto, co Ty możesz wiedzieć o dzieciach, skoro ich nie masz? Jak możesz doradzać matce dwójki, trójki dzieci? Nigdy ich nie miałaś, nie wiesz co to prawdziwe życie! Serio? Naprawdę tak myślisz? Że kobieta, która nie posiada dziecka nie ma prawa wypowiedzieć swojej opinii? Nie może sobie czasami ponarzekać, że jest zmęczona i powiedzieć, że ona ze swoimi zrobiłaby inaczej? A, no tak, przecież ona nie ma prawa o tym myśleć, bo jeszcze tego nie przeżyła.

Licencja na wychowanie tylko dla matek

Rozumiem, że skoro posiadam dwie córki, to mam specjalną licencję na wychowanie dzieci? W dniu, w którym urodziłam pierwszą, magicznie zstąpiła na mnie wiedza, siła i doświadczenie, i nagle już mogę radzić innym. I oczywiście negować opinie tych nie mających dzieci?

Zgodzę się z tym, że wszystko zmienia się w momencie, gdy w Twoim życiu pojawi się ta mała istota. Nie wyjedziesz już spontanicznie na weekend czy wakacje. To znaczy możesz, ale najpierw zapakujesz milion najpotrzebniejszych rzeczy. No i dziecko! Potem zatrzymasz się kilkaset razy na karmienie, siku, piciu i “nudno mi siedzieć”. Nie umawiasz się już tak frywolnie na wyjście ze znajomymi, kino z facetem planujesz tydzień wcześniej, a w lodówce musisz zawsze coś mieć, bo roczne dziecko nie zje pizzy. To znaczy może, ale ja osobiście nie polecam.

Jest mnóstwo takich sytuacji, gdzie bezdzietna kobieta może nie do końca zrozumie jak to jest, bo tego nie doświadczyła. Ale czy myślisz, że ona nie może czuć się zmęczona? Że nie wie co to nieprzespana noc, stres, choroba. Że nie ma w sobie empatii, bo nigdy nikogo nie urodziła? Tak? Wydaje mi się, że czasami ona lepiej Cię zrozumie niż inna matka. Wiedząc jak czasami bywa ciężko i to bez dzieci, pewnie jest w stanie sobie wyobrazić, co dzieje się, gdy one są. Sama na pewno wiesz, że najsurowiej oceniają inne matki. Bo one też mają tą magiczną licencję na wychowanie

Nikt nie oceni Cię tak, jak inna matka

Inne matki wiedzą jak karmić, jak przewijać, kiedy rozszerzyć dietę, pójść pierwszy raz na basen, jak odpieluchować dziecko, co powiedzieć nauczycielce w szkole i jak wybrać sukienkę na komunię. Wiedzą absolutnie wszystko! Zawsze są w gotowości, by udzielić komuś dobrej rady. Nawet, jeśli jej zupełnie nie potrzebuje.

Ja też jestem matką, też wiele przeszłam, ale nie wydaje mi się,żebym miała prawo oceniania innej matki. Jeśli poprosi o pomoc, mogę powiedzieć co sprawdziło się u mnie, ale nie daję gwarancji na sukces. Wiem, co zrobić gdy półtoraroczne dziecko upadnie i wbije sobie nowiutkie ząbki w podniebienie, wiem co zrobić, gdy ma chorą nerkę, czy boi się występów na scenie. Umiem też pocieszysz, przytulić i rozśmieszyć. U mnie pewne rzeczy działają, ale czy zadziałają u Ciebie? Nie wiem.

A nie jestem byle kim, mam drugi stopień wtajemniczenia – posiadam dwie córki. Z drugiej strony, to jaka ze mnie matka. Miałam dwa wydobycia, więc co ja właściwie wiem o porodzie. A to przecież jeden z najważniejszych matczynych tematów! Nie jest ważne, że skurcze parte trwały 2 godziny, a cały poród około 18h, zanim mnie pokroili. Że później dostałam krwotoku, a nerki przestały pracować. Grunt, że to wydobycie, a nie poród.

Nie masz dzieci, nie znasz się

Rozwinęłam się, ale do brzegu. Wróćmy do tematu tych bezdzietnych. Ostatnio narzekałam na stertę prania, taką po sufit! Nie chciało mi się składać, a ta sterta rosła i rosła. Odezwała się do mnie bezdzietna koleżanka z radą, żebym włączyła serial i łatwiej pójdzie. Podziękowałam i nie omieszkałam dodać, że przy dzieciach to jest tyyyyle prania, że nawet się nie domyśla. Rzuciłam tak bez intencji i podtekstu, tak zwyczajnie. I dostałam obuchem w łeb – “Wiem jak to jest, mam 6tkę rodzeństwa”. No tak, o tym zapomniałam. I co, ona wie coś o dzieciach, skoro jest najstarsza, czy myślisz, że nie powinna dawać rad?

A gdy rozmawiasz z przedszkolanką, która jeszcze nie założyła rodziny, to ona się zna na dzieciach czy nie? Skoro skończyła studia kierunkowe i od 5 lat każdy dzień roboczy spędza z małymi potworami.

Nie bądź krytyczna dla kobiet, które dzieci nie mają. Może nie wiedzą wszystkiego, ale czasami są w stanie doradzić i pomóc, gdy stoją z boku. Gdy nie uczestniczą w wyścigu matek. Nie każda te dzieci musi mieć. Jeśli nie ma ochoty, nie czuje potrzeby lub po prostu nie może ich mieć, nie jest gorsza. Traktuj innych ludzi tak, jakbyś chciała być traktowana. Bo to jest tak jak z byciem lekarze, czy żeby być dobrym kardiologiem, trzeba mieć chore serce?

.

Jestem babą i dobrze mi z tym! W nosie mam stereotypy

0

Tak, jest mi z tym cholernie dobrze! Chociaż ja osobiście wolę określenie “kobieta”. Bo z czym kojarzy Ci się słowo “baba”? No właśnie… Raczej nie jest to siła, umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji, asertywność i zaradność. Ale wiesz co? Dla mnie to obojętne, mogę być też babą. Mam w nosie stereotypy! Bez względu na to, jak mnie nazwiesz, ja znam swoją wartość.

Jeździ jak baba

Tak, to jedno z moich ulubionych. Skoro jesteś babą, to na pewno beznadziejnie prowadzisz auto. Bo przecież najlepszymi kierowcami są faceci. Oni zawsze świetnie parkują, nie mają wypadków, a długie trasy to dla nich pikuś. Serio? Mam prawo jazdy od 13 lat. Nigdy nie dostałam mandatu, nie miałam stłuczki, zaparkuję swoim combi wszędzie, a pierwsze 500 km bez przystanku zrobiłam miesiąc po zdaniu egzaminu (przy pierwszym podejściu). Autem jeżdżę codziennie – po mieście, autostradach i wiejskich drogach.

Nie jestem Hołowczycem, ale radzę sobie. Kobiety często w siebie nie wierzą, wychodzą z założenia, że i tak pewnie nie podołają. Nie robią prawa jazdy, bo pewnie i tak się nie uda. Ja na kurs zapisałam się miesiąc przed 18tymi urodzinami. I wiesz, kto mnie wtedy najbardziej wspierał? Mój tata. Mimo tego, że jest facetem, kibicował mi i wiedział,że to dobry pomysł.

Lejce dają niezależność. Nie czekasz na męża, nie jeździsz wszędzie taksówką. Po prostu wsiadasz i ruszasz do miejsca docelowego. Odbierasz dzieciaki z przedszkola, wyruszasz w podróż do rodziców, jedziesz na zakupy do galerii handlowej. Jasne, jeśli to zupełnie nie jest dla Ciebie, jeśli próbowałaś i totalnie Ci to nie odpowiada – ok. Ale spróbuj, nie wierz tym wszystkim ludziom, że skoro jesteś babą, to nie umiesz jeździć!

Czego jeszcze nie potrafią robić baby?

Gwoździa nie wbiją, ściany nie pomalują, kibla nie odetkają, firmy transportowej nie poprowadzą, nie potrafią ogarnąć awarii komputera, nie wiedzą nic o piłce nożnej… Można tak w nieskończoność. Fakt, kilku z tych rzeczy może nie umiesz, a może po prostu nigdy nie robiłaś.

Fajnie jest mieć wsparcie, kogoś kto zajmie się takim właśnie zapchanym kiblem, ale jeśli jesteś sama, to jestem pewna – poradzisz sobie. Wszystko jest w Twojej głowie. Nie ma rzeczy niemożliwych. Nie musisz robić wszystkiego perfekcyjnie, ale błagam – nie daj się zamknąć w szufladzie z napisem “głupia baba”. Jeśli na to pozwolisz, to być może już nigdy z niej nie wyjdziesz.

No na przykład taka sobie ekipa remontowa. Wolą rozmawiać z facetem, bo ten się przecież zna. Nawet jeśli spędza 8h codziennie przy biurku, a wkrętarkę widział tylko w reklamie, to jednak to facet. Budowlańcy mają Cię za głupią pipę, która tylko kręci nosem, zmienia zdanie i nie ma pojęcia o czym mówi. A Ty, myślisz tak jak oni?

Baba babie wilkiem

Jeśli odniosłaś wrażenie, że mam żal o te stereotypy wyłącznie do facetów, to jesteś w błędzie. Znam wielu fajnych facetów, który wcale tak nie myślą i bardzo wspierają swoje córki, siostry, żony, partnerki i kochanki. Wierzą w nie, dają siłę, podchodzą z szacunkiem. Znam też wiele kobiet, które takie przekonania o babach utrwalają.

Cholera jasna, mam nadzieję, że nie jesteś jedną z nich! Bardzo często to właśnie baba babie jest wilkiem. Mimo wszechobecnej solidarności jajników, wciąż gdzieś tam tkwi w nas, kobietach, przekonanie o niższości. Same wypominamy sobie tę jazdę samochodem, te gwoździe nierówno wbite w ścianę i to, że nigdy nie złapiemy co to spalony. Uwierz w kobiety, łam stereotypy!

To, że coś jest dziecinnie proste, nie musi być określane mianem “nawet baba sobie z tym poradzi”. Nie każę Ci od razu biec do kopalni, ale błagam walcz z “typową babą”. Zmieniaj rzeczywistość, której jesteś częścią!

.

Moje dzieci mnie zmiękczyły – o tym, jak matka się wzrusza

0

Zdecydowanie tak – moje dzieci mnie zmiękczyły. Wzruszam się absolutnie wszystkim! Zawsze byłam twardym rogalem, a nie miętką bułką. Nie wiem, czy to ja jestem dziwna, czy po prostu matki tak mają. Może zachodzisz w ciążę, rodzisz dziecko i coś Ci się po prostu zmienia w głowie? Jakieś czakramy czy inne cholerstwa, otwierają się i bach! Z twardej baby, stajesz się miękką bułką? Nie wiem. Bo czy płakanie dwa razy podczas programu informacyjnego, i to wcale nie z okazji tragedii, jest normalne?

Moje dzieci mnie wzruszają

I to jest normalne. Że wzrusza Cię, gdy widzisz tego małego, jeszcze brudnego dzieciaka, zaraz po wyjęciu z Twojego brzucha. Że jest najpiękniejszy i wcale nie wygląda dla Ciebie jak kosmita. Jego pierwszy uśmiech, krok pierwszy, a potem drugi i trzeci. I to jak zaczyna mówić pierwsze słowa, potem nieporadnie składa zdania, przekręca końcówki. Gdy obejmuje Cię swoimi małymi rączkami, przytula, całuje i mówi “kocham”.

Gdy bierzesz go za rękę i rusza do przedszkola, staje się starszakiem, recytuje piękny wiersz z okazji Dnia Matki, a Ty płaczesz jak szalona. W tym roku przed takim rodzinnym przedstawieniem, moja starsza córka miała prośbę. Rano, w dniu występu poprosiła: “Mamusiu, czy możesz usiąść w pierwszym rzędzie? Bo wiesz, ja mogę podpłakiwać przy wierszyku, a tak będzie mi raźniej.” Usiadłam zatem, a ona mówiła i mówiła, a ja płakałam i płakałam. Przez dwa wersy byłam silna, potem nie mogłam zatrzymać łez. Moja mała-duża córeczka.

Znasz to uczucie, to wzruszenie? Nie wiem jeszcze jak to jest przy pierwszym dniu szkoły, ale stawiam, że będę musiała zabrać zapas chusteczek i użyć wodoodpornego tuszu.

Wzrusza mnie też masa innych rzeczy

No właśnie, o ile temat dzieci (zwłaszcza swoich) jest oczywisty, o tyle dziwna jest masa innych rzeczy. Poczynając od słodkich, małych kotków, przez starszych ludzi, po akcje społeczne. Myślisz sobie, że to wzrusza większość ludzi. Ale co, jeśli ja dzisiaj płakałam przed telewizorem trzy razy i wcale nie oglądałam romantycznej komedii.

Najpierw łzy pociekły mi mi przy programie o remontowaniu domów. Biedna rodzina, samotna mama i życie bez toalety. Dzieciaki śmiały się z chłopca, że nie ma w domu łazienki. Cholera, tak się wzruszyłam, tak mi pękło serce, że opanować się nie mogłam. Oczywiście wszystko skończyło się dobrze, Pani Dowbor pomogła rodzinie, ale ja się długo nie mogłam otrząsnąć.

Drugi raz popłakałam się przy programie informacyjnym, trzeci w sumie też. Najpierw z okazji dwóch emerytowanych żołnierzy, którzy uczestniczyli w lądowaniu w Normandii. Dwaj panowie (uwaga!) po dziewięćdziesiątce, skoczyli ze spadochronem, aby uczcić 75lecie D-day. Przenieśli się myślami do 1944 roku, wspominali tamte chwile, a ja płakałam. Weterani, bohaterzy, pełni werwy, energii i życia.

Trzeci raz dzisiejszego dnia wyłam przy materiale o dziewczynce, która urodziła się miesiąc za wcześnie i ważyła tylko 450 gramów. Maleńka istotka, która spędziła kilka dobrych miesięcy w inkubatorze i jej dzielna mama. Była tak delikatna, że każdy dotyk kończył się siniakiem na jej ciele. Do tego smutny wzrok moich dzieci, pytania, co się stało, że urodziła się tak szybko i mój łamiący się głos.

Mów mi “miętka bułka”

To normalne, że takie rzeczy nas wzruszają. Ba! Nawet powinny! To oznaka człowieczeństwa. Ale żeby tak od razu wyć… no tego nie pojmuję. Kiedyś taka nie byłam, wydaje mi się, że to macierzyństwo tak na mnie wpłynęło. Także tego… mów do mnie “miętka bułka”. A jeśli też wzruszasz się jak wariatka do łez, to przybij pionę!

.

Pierwszy raz w samolocie z dzieckiem? – jak się do niego przygotować i o czym warto pamiętać

0

Pierwsza podróż samolotem to wydarzenie! Ale pierwszy raz w samolocie z dzieckiem to dopiero przeżycie! Strach, radość, niepokój – nie tylko najmłodsi to przechodzą. Dorośli też. Jedni są podekscytowani, innych paraliżuje strach. Pamiętam swój “pierwszy raz” – z jednej strony nie mogłam się doczekać, z drugiej jednak serce waliło mi jak młot. Poleciałam jako nastolatka, na wakacje z mamą i siostrą, miałam 18 lat. Ależ to było wydarzenie w moim życiu!

Zastanawiałam się jak to będzie z moimi córkami, co nas czeka, jak zareagują. Jak poradzimy sobie w chwili kryzysu z dwoma małymi dziewczynkami. Wiem, ile samo myślenie o locie powoduje emocji. Pamiętasz swój pierwszy raz na pokładzie? A może jeszcze nigdy nim nie leciałaś?

Pierwszy lot zaczyna się długo przed zapięciem pasów w samolocie

Większość z nas lubi wiedzieć więcej o rzeczach, które będą robić pierwszy raz. Jak dotrzeć w nowe miejsce, ugotować zupę, jak wygląda poród, czy leczenie kanałowe u dentysty (sic!). Co wtedy robisz? Wpisujesz kilka słów w Google i szukasz, prawda? Rozmawiasz ze znajomymi, radzisz się, czytasz artykuły dotyczące tego tematu, poszukujesz wskazówek. Twojemu kilkuletniemu dziecku trudno jest taką wiedzę zdobyć, głównym jej źródłem jesteś więc Ty, Twój mąż, partner, rodzina, czy koledzy z przedszkolnej grupy. Na pewno będzie pytać jak to wygląda, o co chodzi, czy będzie strasznie.

Moja starsza córka, która wówczas miała 4,5 roku, na wiadomość o wakacjach w Grecji bardzo się ucieszyła. Potem jednak dotarło do niej,że czeka nas lot samolotem. I wtedy zaczęły się pytania. Jakie to uczucie gdy się startuje, czy coś nam się stanie, jaki jest widok z okna, co można robić w samolocie, czy jest tam toaleta. Dobrze wyjaśnić młodemu człowiekowi co go czeka dużo wcześniej, żeby czuł się bezpiecznie.

Mamo, boję się

Po chwilach ekscytacji podróżą i całym tym samolotowym szale, przyszedł moment na refleksje i… strach. Najnormalniej w świecie starsza zaczęła się bać. Młodsza niewiele ogarniała, miała 2,5 roku, nie rozumiała chyba do końca o co chodzi. Jak uspokoić dziecko w takiej sytuacji? Jak zwykle napiszę – porozmawiać. Rozmowa to jedno z lepszych rozwiązań w każdej sytuacji 🙂

Na spokojnie wyjaśniłam kolejny raz o co w tym wszystkim chodzi i jak to wygląda. Starszak wciąż jednak twierdził, że boi się samolotu. Zapytałam czy boi jeździć się autobusem, no nie. A samolot to trochę taki autobus, gdzie są siedzenia i mnóstwo innych ludzi. Jedyna różnica – lecimy. No i to, że skoro nigdy nie latała, to skąd wie,że to straszne. Te argumenty u nas zadziałały.

Pamiętaj – tylko spokój może Was uratować! 🙂

Wsiadamy do samolotu i co dalej?

Młody człowiek wie już co i jak. Odpowiedziałaś na setki, a może tysiące pytań. Rozwiałaś miliardy wątpliwości. Sądny dzień jest coraz bliżej, ale co właściwie powinnaś ze sobą zabrać, żeby być przygotowaną na każdą ewentualność? Poniżej krótka lista rzeczy, która może Ci się przydać.

(To spis, dla nieco większych dzieci, jeśli podróżujesz z niemowlakiem nie zapomnij o pieluchach, smoczkach, ubrankach na zmianę i wszystkich tych dzieciowych gadżetach. )

Lista rzeczy, które warto wziąć lecąc z dzieckiem samolotem

  • Woda – kup na lotnisku wodę, nie możesz jej zabrać ze sobą z domu, bo obowiązują limity płynów. Ale nie możesz o niej zapomnieć! Jeśli jednak nie kupiłaś w strefie wolnocłowej, to nabędziesz ją na pokładzie samolotu. Czasami jest nawet tańsza niż na lotnisku 🙂 Tak, przygotuj się na to, że na wodę wybulisz sporo kasy.
  • Ciepła bluza – w samolocie bywa zimno. Możesz zabrać też koc i poduszkę, ale serio? Nie popadajmy w szaleństwo, dziecku wystarczy bluza i Twoje ramię lub kolana zamiast poduszki.
  • Guma do żucia – najlepsza na zatkane uszy. O ile dorośli jakoś sobie z tym radzą, o tyle dzieci zazwyczaj mają większy problem. Jeśli maluch nie potrafi jeszcze żuć gumy, zabierz ze sobą coś rozpuszczalnego, albo landrynki. Grunt, żeby przełykał ślinę.
  • Chusteczki i żel antybakteryjny – dziecięce rączki dotykają wszystkiego i brudzą się w magiczny sposób, dobrze mieć ze sobą coś, do opanowania tej sytuacji. Nie jest to must have, bo na pokładzie jest łazienka, a i stewardessy mają zapasy chusteczek. Ja jednak wolę być przygotowana 🙂
  • Kredki i kolorowanka – jeśli Twój maluch lubi kolorować, to będzie świetny pomysł na nudę. Weź małe kredki i dwie, trzy kolorowanki, żeby miało wybór.
  • Ulubiona przytulanka / zabawka – fajnie jest mieć się do kogo przytulić w trudnej chwili. Mieć ze sobą coś, co daje poczucie bezpieczeństwa, co jest dobrze znane dziecku.
  • Bajki – temat często kontrowersyjny. Nie jestem fanem bajek, ustalam limity i sprawdzam co oglądają. W samolocie jest to dla mnie ostatnia deska ratunku – przy dużej nudzie i szaleństwie, pozwalam. Pamiętaj, że podczas lotu nie można używać internetu, musisz więc ściągnąć coś na telefon lub tablet. My korzystamy z Netflixa, pobieramy coś, co już dobrze znają i lubią + coś zupełnie nowego, co je zaskoczy i nie znudzi. I nie zapomnij o słuchawkach! Inni pasażerowie niekoniecznie lubią Kucyki Pony czy Psi Patrol 🙂

Oczywiście możesz zabrać jeszcze miliard innych rzeczy, tylko po co? Jeśli lot będzie trwał kilkanaście godzin, faktycznie tę listę można powiększyć. Jeśli lecicie do Grecji, to nawet bez połowy z tych gadżetów, dacie radę przetrwać te dwie godziny.

Co jeszcze warto zabrać?

Zapomniałabym – weź też dużo cierpliwości, wyrozumiałości i spokoju. Dzieci reagują różnie. Musisz, je zrozumieć. Nie krzycz i nie denerwuj się, nikomu to nie pomoże. Jeśli maluch rozpłacze się w samolocie, to po prostu go przytul, nie sycz, że musi się uspokoić, bo inni słuchają. Dziecko ma prawo do nerwów, płaczu i strachu. Bądź dla niego wsparciem.

.

A na Dzień Dziecka zabiorę córki do Maka – taaa srata tata

0

Nie jestem matką idealną, nie sadzę w ogródku warzyw, a potem nie przecieram przez siteczko zupy krem. Mimo szczerych chęci, jakoś mi nie po drodze. Nie mam ogromnego ogródka, daru do roślin (o czym już wiesz) i generalnie czasu. Wystarcza mi go jedynie na kupienie warzyw na targu i to nie zawsze. Staram się gotować w domu, moje dzieci uwielbiają brokuły i fasolkę szparagową. Ba! Starsza kocha brukselkę. Nie wiem skąd ten pomysł, bo dla mnie to okropność, ale szanuję. Z gustami się podobno nie dyskutuje.

Mimo zamiłowania do zup, sałatek i kiszonych ogórków, dziewczyny zjadają czasami tekturową parówkę i serek czekoladowy. Słodycze są schowane, głównie w obawie o mój powiększający się wciąż tyłek. Jemy orzeszki, suszone rodzynki i morele, ale nie pogardzimy dobrym burgerem. Tak, zdarzają się także frytki z Maka w podróży. Mimo tego, że często mają smaka na Maka, muszą się zazwyczaj obejść samą zabawką. Wiesz jak to jest, gdy inne dzieci z przedszkola mają gadżety dołączane do zestawów i Twoje własne osobiste też tego pożądają. Swoją drogą mina obsługi bezcenna, gdy prosisz o samą zabawkę. “Ale w zestawie będzie miała Pani taniej”. No wiem, ale ja do cholery nie chcę zestawu.

Totalny fit freak czy ściema marketingowa?

Ani jedno, ani drugie. Totalnie nie jestem fit wariatką, kto mnie zna (i widział), ten wie, że do wariatki owszem – jest mi blisko, ale ze słowem fit raczej nikt mnie nie kojarzy. Wiem, że myślisz sobie teraz, że na bank nie raz moje dzieci zajadają się słodyczami, i że ostatnio widziałaś ogromny deser lodowy mojej córki na moim IG. I wiesz co? Masz rację. Bo czasami tak się zdarza, ale od tego są dorośli, żeby to wszystko dozować. Mimo szczerej miłości do mlecznej czekolady, staram się jej unikać, albo zastąpić super gorzką.

No dobra, ja w sumie zupełnie nie o tym. Generalnie sens ma płynąć taki, że to Ty pokazujesz dzieciakowi, co jest zdrowe, co powinno jeść się często, a z czym nie należy przesadzać. One nie rodzą się zaprogramowane na zdrową, lub nie, żywność. O ile czasami pozwalam na szaleństwo w kwestii posiłków, to na napoje zwracam szczególną uwagę.

Piją wodę? Jak zwierzęta?

Tak, wyjątkowo słodkie z nich kotki… Podstawowym napojem moich dzieci jest woda. Taka zwykła, niegazowana. Przefiltrowana w dzbanku, żeby nie mnożyć plastikowych butelek. Piją też mleko. Czasami, od wielkiego dzwonu, sok. O jakież jest zawsze zdziwienie odwiedzających mnie dzieci i dorosłych, gdy do wyboru jest tylko woda i napoje gorące. No tak mam. Pijemy wodę od zawsze. Dostaję pytania, jak to możliwe. Ano tak, że od zawsze ją dostawały i się przyzwyczaiły. Pewnie jakby piły colę od urodzenia, to gardziły by wodą.

Jest tak, że każdy ma jakieś preferencje smakowe, ale jeśli dziecko nie lubi pomidora, to nie oznacza to, że nie polubi ogórka czy brokułów. Jeśli przy rozszerzaniu diety pogardziło gotowanym burakiem, to wróć do tematu za jakiś czas i może okaże się, że teraz to już go kocha. Wracając jednak to tych wyjątkowo niepolecanych przez dietetyków produktów…

Pytanie z życia wzięte – “Twoje dzieci nie piły nigdy coli?”. No nie, nie piły – u nas cola jest dla dorosłych (i tylko do drinków, ale sza…). Serio, uwierz – sześcio i czterolatka nigdy nie piły coli – zła matka. “Ale, że tak w ogóle – nie znają jej smaku? My czasami dajemy czasami w kubeczku.” Do rozmowy dołącza kolejny głos: “Jak ja swoje zabierałam do Maka to zawsze piły colę”. Ok – nie dyskutuję, każdy rodzic ma prawo wychowywać dziecko po swojemu. Nie oceniam. Jeśli masz chęć od czasu do czasu poczęstować dziecko colą, to Twoja decyzja.

Mojej proszę nie dyskryminuj, nie krytykuj. Każdy ma wybór. Moje dziewczyny nie piją coli, wody smakowej, owocowych napojów i różnych tego typu wynalazków. Bo tak i już.

Do brzegu stara…

No właśnie, o co mi tak właściwie chodzi? A o to, że to Ty pokazujesz świat dziecku i Ty możesz kształtować pewne nawyki. Moje córki jedzą warzywa, owoce i te wszystkie morskie świństwa, jak kalmary i krewetki, które ja też uwielbiam. Każdy lubi coś innego, ale przynajmniej spróbuj pokazać dzieciakowi coś poza hanbungerem (jak mówi moja młodsza) i tabliczką czekolady.

Wiesz czemu nie zabiorę dziewczyn do Maka na Dzień Dziecka? Bo nie chcę im pokazywać, że w wyjątkowym dniu idziemy właśnie tam. Nie chcę świętować i uczyć, że to coś mega fajnego. Dlatego czasami pozwalam na te wstrętne frytki, które sama uwielbiam, ale nie celebruję wyjścia do fast food’a.

Także tego – to Twoje dzieci i Twoje życie. To co z tym zrobisz, to wyłącznie Twoja sprawa.

.

Dzień Dziecka nadchodzi! Co kupić dzieciakom?

0

Nie jestem najlepszą matką świata, nie kupuję moim dziewczynom wielu zabawek tak bez okazji. Owszem, mogą czasami liczyć na jakąś mikro rzecz na zakupach, ale nic dużego. Wychodzę z założenia, że w dzisiejszym świecie wszystko dostępne jest na wyciągnięcie dłoni. Dzieci nie muszą marzyć o zabawce, czekać na nią i cieszyć się z niej jak szalone. Zazwyczaj dostają to, czego chcą i po krótkiej chwili zapominają, że była to “najfajniejsza zabawka, którą musiały mieć”. Chcę nauczyć swoje córki, że nie wszystko w życiu przychodzi łatwo. Że trzeba szanować to, co się ma i umieć docenić chwile spędzone z najbliższymi, bo one są ważniejsze niż wszystkie zabawki świata!

Zastanawiasz się, jak okropną matką jestem? Kiedyś moja starsza bardzo chciała dostać dużego kucyka Pony. Koszt – 50 złotych polskich. Nie jest to kwota nie do przeskoczenia. Powiedziałam jednak, że musi napisać list do Mikołaja i na pewno jej przyniesie, jeśli będzie grzeczna. Mówiła o tym kilka miesięcy. Jej mina w trakcie otwarcia paczki – bezcenna! Konika ma od trzech lat, wciąż jest sprawny i użytkowany.

(W poście znajdują się linki afiliacyjne.)

KLIK –> HASBRO MY LITTLE PONY INTERAKTYWNA KSIĘŻNICZKA TWILIGHT SPARKLE 

Co kupię na Dzień Dziecka?

Duże zabawki dostają na urodziny, święta, wyjątkowe okazje – takie jak Dzień Dziecka. Na co dzień nie żałuję książek, kredek, kolorowanek i innych kreatywnych ustrojstw – to kupuję często i być może czasami przesadzam z ilością. One uwielbiają tego typu atrakcje, więc nic się nie marnuje. Co prawda brakuje mi potem teczek i pudeł na przechowywanie ich wytworów, ale czego nie robi się dla dzieci! Taaak, jestem z tych matek, które uprawiają zbieractwo – opaski ze szpitala, pierwszy smoczek, bodziak, dyplomy, rysunki i wszystko, co można sobie wyobrazić. Teraz czekam na pierwsze ząbki!

No dobra, ale co kupić dzieciom, które wszystko mają? Mimo tego, że nie kupuję im wiele, są jeszcze babcie i ciocie, co łącznie daje jakąś tonę zabawek. Na pewno zabiorę je na jakąś fajną wycieczkę! Ale oprócz tego…

Starsza w tym roku marzy o lalce Dora Syrenka. Dziewczyny uwielbiają długie kąpiele, pianę, kolorową wodę i… syrenki. Będzie kolejna do kolekcji. Młodsza sama nie wie. Chciałaby absolutnie wszystko. Jest totalnym przytulakiem, więc pewnie padnie na Fur Balls. Wiem, że nie jest to nowość i wszyscy już to mają. Moje nie.

Ceneo.pl

Dziewczyńska książka i klocki dla chłopca

Mam córki, nie znam się na prezentach dla chłopaków. Wydaje mi się, że każdy młody mężczyzna ucieszy się z klocków Lego. Wykorzystuję ten patent, gdy nie mam konkretnego pomysłu na chłopacki prezent.

Jeśli szukacie pomysłu dla dziewczynki i nie znacie tej książki, to musicie poznać! Mam plan opisać ją szerzej, pokazać obrazki, bo jest absolutnie genialna. Pięknie ilustracje i historia czterech dziewczynek, które się przyjaźnią i razem dorastają. Łączy ich wyjątkowa więź, chociaż są zupełnie inne. Tekstu jest niewiele, ale książka daje mnóstwo możliwości rozmowy po przeczytaniu. Jest o czym! Moje dziewczyny ją uwielbiają. Obiecuję, że niedługo napiszę o niej więcej. Tym razem możecie mi zaufać, że to ciekawa pozycja.

KLIK –> Książka – DZIEWCZYNY, Jenny Lovlie

Nie tylko prezentami człowiek żyje…

Dokładnie tak. Oprócz zabawki, książki, czy czegoś materialnego, spędź z maluchem trochę czasu. Pójdźcie do kina, na spacer, odwieźcie park, zoo lub wyruszcie na wycieczkę rowerową. Żaden prezent nie zastąpi chwil spędzonych z rodzicem!

.

Nie kradnij! Nie przypisuj sobie cudzej twórczości – #TworzeNieKradne

0

Kradzież to nic ładnego, prawda? Dobrze wiesz, że kradziejstwo nie jest fajne, być może nawet się nim brzydzisz. Gdyby ktoś Cię okradł, pewnie wywołałoby to Twoją złość, a przynajmniej zrobiłoby Ci się bardzo przykro. Mam rację? Ale czy nie jest tak, że są pewne granice kradzieży, która jest społecznie akceptowalna? Coś drobnego, coś wirtualnego, coś czego nikt inny nie widzi?

Oj tam, oj tam – to tylko drobiazg

Kradzież auta, torebki starszej Pani czy telefonu w zapchanym tramwaju, budzi powszechne oburzenie. Ale już takie kapciuszki z hotelu, czy mydełko? Gratis jest, więc w sumie można brać. No tak, od tego się zaczyna. Fajnie jest też wziąć taki genialny, puszysty szlafrok frotte. Kufel do piwa, szklanki do soku…

Zostawmy wyjazdy, przejdźmy do biura. Tu mamy ogromne pole manewru! Długopisy, papier, spinacze, segregatory… Można coś zabrać do domu, można też wydrukować milion prywatnych dokumentów. Jeśli weźmiesz z biura kilka takich papierniczych bzdetów, to przecież nic się nie stanie. Firma nie zbiednieje! Yhyy…

Wirtualna kopalnia

No dobra, to są fizyczne rzeczy. Być może coraz mniej ludzi kradnie w hotelach i biurach, bo zarabia się lepiej, zmieniły się czasy i na sklepowych półkach oprócz octu, znajdziemy prawie wszystko. Przejdźmy do czegoś bardziej abstrakcyjnego – wirtualna przestrzeń. To dopiero kopalnia! Tutaj można kraść praktycznie bezkarnie. Wrzucać do siebie cudze zdjęcia i zbierać lajki, pokazywać cudzy mem jako swój, podkradać cudze teksty, przemyślenia i metody. Można robić biznes na tym, co ktoś stworzył.

Ale czy aby na pewno? Czy uważasz, że można bezkarnie podbierać innym twórcom efekt ich pracy? Zdjęcia, teksty, przepisy, memy, materiały video? Często czytam komentarze internautów, którzy piszą, że skoro ktoś wrzucił coś do Internetu, to przecież chciał się tym podzielić i jeśli on podaje dalej, to powinien się cieszyć. Owszem, jeśli jest to UDOSTĘPNIENIE. Z nazwiskiem autora, linkiem do jego bloga. Dopisek – znalezione w necie jest po prostu słaby. Nie kradnę tekstów, piszę je sama. Zdjęć używam swoich lub darmowych. Udostępniam innych, ale nie metodą kopiuj-wklej.

Udostępniaj, nie kopiuj

Jeśli spodoba Ci się coś na FB, to po prostu kliknij ten przycisk “udostępnij” i pokaż autora publikacji. Nie jest to takie trudne i jak pokazuje mi doświadczenie – wiele osób potrafi go używać. Poniżej przykład jednego z moich postów z linkiem, który cieszył się sporym zainteresowaniem. Dziękuję za komentarze i udostępnianie – bierzcie i jedzcie, tylko nie wstawiajcie jako swoje. A jeśli chcecie użyć czegoś mojego w innej opcji, to po prostu się do mnie odezwijcie i zapytajcie. Nie gryzę.


„Lepiej jest przegrać, będąc oryginalnym niż wygrać, będąc kopią”


Herman Melville
.

Skacz! Nikt nie będzie Cię wspierać, nikt nie poklepie Cię po ramieniu, ale to nieważne

1

Jeśli masz plan, potrzebę i chęć, to skacz. Serio, jeśli czekasz, aż ktoś powie Ci, że to wspaniale, to możesz się nie doczekać. Niestety wszyscy dookoła bardziej cieszą się z porażki innych niż z sukcesu. Nie wiem, czy znajdują w tym radość, czy po prostu zazdroszczą innym odwagi. Skłaniam się bardziej ku drugiej opcji, ale i tak się nie dowiem, bo życzę innym wszystkiego, co najlepsze. Cieszę się z sukcesów, inspiruję się ich odwagą i klepię po ramieniu, żeby dodać otuchy.

Stoję na krawędzi

Właśnie tak określiłabym stan, w którym się obecnie znajduję. Od kilku miesięcy mam spakowany plecak, w głowie dobrze ułożony plan i dotarłam nad urwisko. Brakuje mi tylko odwagi. Zdecydowanie za długo tu tkwię. Raz już nawet oddaliłam się od krawędzi na parę metrów, by znowu poczuć chęć postawienia wszystkiego na jedną kartę.

Wiele kobiet stoi właśnie na takiej krawędzi. Chce zrobić coś odważnego, wyjść z ukrycia, zacząć zmieniać swoją rzeczywistość, ale najnormalniej w świecie bardzo się boi. Znasz to uczucie? Gdy długo o czymś myślisz i ułożysz sobie nie jeden plan, a nawet dwa, ale jednak masz obawy? Gdy jesteś tak blisko podjęcia decyzji, ale coś Cię powstrzymuje?

Co Cię trzyma, co nie pozwala Ci iść dalej i skoczyć?

Brak wsparcia i zrozumienia zabija

Mnie bardzo długo powstrzymywała opinia otoczenia. Mimo tego, że mogę zawsze liczyć na mojego męża i przyjaciółki, to wszyscy ludzie dookoła mocno mnie hamowali. To po prostu było w mojej głowie. Czułam się tak, jakby czekali na moje potknięcie i wcale nie dlatego, żeby podać mi dłoń, a raczej po to by powiedzieć: “a nie mówiłem”.

Pierwszym krokiem ku nowej rzeczywistości był ten blog. Ależ się bałam tego, co powiedzą inni. Rodzina, znajomi. Najpierw opowiedziałam o tym najbliższym, o dziwo reakcja była pozytywna. To skłoniło mnie, do odsłonięcia rąbka tajemnicy szerszemu gronu odbiorców. Pamiętam też bicie serca, gdy po raz pierwszy mój mąż udostępnił wpis u siebie na wall’u. Ja nie miałam odwagi, bałam się reakcji.

Może myślisz, że to tylko taki sobie blog. Cóż to w sumie wielkiego. Serio? Załóż, napisz kilka tekstów i opublikuj, wtedy porozmawiamy 🙂 Jeśli to zrobisz, będę Cię wspierać i dam Ci kilka rad, które być może pomogą Ci uwierzyć w siebie. Może Tobie będzie prościej na starcie.

Czy nie jest właśnie tak, że nikt nie chce Cię poklepać po ramieniu, a czeka aż upadniesz? Weźmy sobie taki przykład – znajoma z Twojego otoczenia przechodzi na dietę. Co wtedy mówią wszystkie koleżanki? Na pewno jej się nie uda, pójdzie raz pobiegać i jej przejdzie, karnet na siłowni pewnie będzie leżał na półce, a jak schudnie to i tak będzie jojo. Jest tak? No jest. Niewielu ludzi zmotywuje i doda otuchy w trudnym momencie.

A gdy zmieniasz pracę, chcesz otworzyć, dajmy na to – sklep z ubraniami. Na bank wybierzesz zły asortyment, będzie za drogo i nikt tego nie kupi, a Ciebie zjedzą koszty lokalu. No i wszyscy teraz kupują w internecie, ale Ty na pewno nie dasz sobie rady, bo to dużo kasy, wiedzy i energii. Jest tak? No jest.

Miej to wszystko w dupie!

Serio. Taka właśnie jest moja rada. Może trochę niepoprawna, ale trafiająca w sedno. Skacz! Działaj i nie zastanawiaj się co myślą inni. Oni nadal będą tkwili w tym samym miejscu, zmieni się tylko obiekt, który będą pogrążać. A Ty możesz wiele zyskać. A nawet jak się nie uda, to co z tego? Upadniesz, wstaniesz i poprawisz koronę. Pójdziesz dalej.

Ja właśnie stoję na krawędzi, od skoku dzielą mnie milimetry. Jeśli nie jesteś jak oni, to poklep mnie proszę po tym cholernym ramieniu, o którym piszę. Szepnij mi słowo wsparcia i daj kopa w dupę! Chcę skoczyć i sprawdzić, jakie to uczucie. Jak mi nie wyjdzie, to ułożę kolejny plan i znajdę kolejne urwisko.

.