Strona główna Blog Strona 21

Jak dbać o rośliny w domu – 3 triki, które zrobią z Ciebie Janusza ogrodnictwa

1

To, że mam rękę do kwiatów wiem nie od dziś. Każda uprawa, której się tknęłam stawała się “Tajemniczym ogrodem”. Oczywiście tym z pierwszej części książki. Skąd u mnie taka umiejętność zapytasz? Ano to dar. Inaczej tego ująć nie mogę. Czasami wręcz nie wypada być skromnym. Też masz ochotę zostać domową Mają w ogrodzie? Sprawdź jak ja to robię, znajdziesz tu trzy genialnie triki, które odmienią Twój dom. Jak mawia klasyk – “u mnie się sprawdziło”.

Wpis ten powstał jako odpowiedź na ogromne zainteresowanie tematem domowego ogrodnictwa, jakie pojawiło się na moim fanpage’u.

https://www.facebook.com/231701954445915/posts/286648642284579/

Nie przedłużam, wiem że temat wywołuje wiele emocji, a zdjęcie rozbudziło w Tobie wielkie nadzieje. Ty też możesz zostać Januszem ogrodnictwa, to proste!

Po pierwsze – wybierz roślinę dopasowaną do otoczenia

W momencie wybierania rośliny musisz widzieć oczami wyobraźni miejsce, w którym ją umieścisz. Bardzo ważne jest to, aby dostosować uprawę pod warunki, jakie możesz zapewnić pupilowi. Z własnego doświadczenia wiem, że łazienka bez okien to wspaniałe miejsce dla roślin. Osobiście do takiegoż pomieszczenia polecam plastikowego storczyka z Ikei. Czuje się tam idealnie!

Wróćmy jednak do przykładu ze zdjęcia – ten wspaniały okaz to Calathea. Pani w kwiaciarni rozwiała moje obawy i wyjaśniła, że to silna roślina i nie powinnam mieć z nią większych problemów, jeśli będę stosowała się do wskazówek. W trosce o jej rozwój wybrałam więc miejsce nasłonecznione, takie jakie uwielbia. Napis na dołączonej ulotce brzmiał: No full sunlight, więc idealnie! Ty też zwracaj uwagę na oznaczenia i już na etapie wyboru rośliny, wybieraj miejsce, w których chcesz ją umieścić.

Po drugie – woda i systematyczność

Woda. Fraza kluczowa ogrodnictwa. Musisz sprawdzić ile wody potrzebuje i jak często trzeba roślinie taki luksus zapewnić. Calathea lubi wilgotne podłoże, nie można jej przelewać, powinno się ją podlewać 2-3 razy w tygodniu. Jeśli zapominasz o takich prozaicznych czynnościach, to polecam Ci ustawienie przypomnienia w telefonie, które będzie czuwać nad losem Twojego pupila. Jak widzisz, u mnie ta metoda sprawdziła się idealnie!

Dbałam, by wilgotność gleby była cały czas na odpowiednim poziomie. Zawsze pod ręką miałam butelkę z wodą, żeby podlać roślinę w odpowiednim momencie i cieszyć się zielenią w sypialni.

Po trzecie – nie poddawaj się

Mi też na początku nie wychodziło! Serio! Nie poddawaj się i nie zrażaj ewentualnymi porażkami na początku swojej przygody z domowym ogrodnictwem. Kilka niedopieszczonych roślin, milion pożółkłych liści i kilkanaście zabitych kaktusów, nie jest znakiem, żeby odpuścić! Czytaj o potrzebach kwiatów domowych i wdrażaj wskazówki w życie. Bądź Januszem ogrodnictwa!

P.S. Pod postem pojawił się komentarz, że pewnie kwiatek był chory – tak, potwierdzam. Zobaczył mnie i wybrał śmierć!

.

Nie czekaj, zacznij żyć tu i teraz! Zwolnij,by potem wystrzelić w kosmos!

0

Wciąż coś odkładasz na później? Boisz się, że coś Ci się nie uda? A może obawiasz się opinii innych? Zdradzę Ci sekret – świat nie czeka, pędzi dalej, a z nim razem inni ludzie, którzy za Ciebie Twojego życia nie przeżyją. Nie bój się opinii, zmian i szalonych pomysłów. Nie czekaj – zacznij żyć tu i teraz!

Tak, wiem – to nie takie proste i łatwo mi powiedzieć. Jeśli przeczytałaś chociaż kilka moich tekstów to wiesz, że na głowie mam sporo obowiązków, dużo planów i czasami zbyt mało odwagi, by je zrealizować. Ale wiesz co? Próbuję! Chcę żyć tak, jak żyją Ci którym czasami zazdroszczę. Chcę cieszyć się z każdego dnia, wstawać i zasypiać z uśmiechem. Być dumna z siebie, swojej rodziny i iść do przodu. Nie ważne co powiedzą inni, to moje życie i absolutnie nikt, kto chciałby je ocenić, nie przeżyje go za mnie.

Kosmici istnieją i mają się świetnie

Jakiś czas temu poznałam osobę, z której planów naśmiewali się inni. Nie wierzyli, że jej się uda. A ona szła pod prąd, żyła tak, jak sobie wymyśliła i dążyła do celu. Codziennie z uporem maniaka realizowała cel – rozwój swój i swojej firmy. Im częściej inni ludzie pukali się w głowę, tym jej siła i ambicja rosła. Po kilku latach, Ci wszyscy ludzie, którzy ją tak wspaniale “motywowali”, zazdroszczą, że żyje tak, jak chce. Nie czeka na urlop, podwyżkę, jest dumna z tego, co robi i świetnie się przy tym bawi.

Ten ktoś powiedział kiedyś, że to, co robisz nie musi podobać się wszystkim, musi dawać satysfakcję Tobie i nie może krzywdzić innych. Że ważna jest wiara w siebie i dumna z każdego, nawet niewielkiego sukcesu. Nie wiem jak Ciebie, ale mnie to przekonuje. Lekkie to nie jest, wprowadzenie w życie wymaga odwagi, konsekwencji i szczerej chęci.

Jak zbudować rakietę?

Jak to zrobić? Każdy ma pewnie swój sposób. Jaki jest mój? Zwolnić, by potem wystrzelić w kosmos! W pędzie niczego nie osiągniesz, nie zaczniesz, nie poczujesz. O tym, jak mi się to udało napisałam tutaj:
ZWOLNIJ. ZATRZYMAJ SIĘ NA CHWILĘ I SPRAWDŹ, CZY TY TEŻ MUSISZ WYSKOCZYĆ Z POCIĄGU .

Zwolniłam, odetchnęłam, mam więcej energii. Powoli czas na zdobycie kosmosu, prawda? Buduję statek, ruszam niebawem! Staram się nie odkładać pracy na później, powoli zbieram części, by móc wystartować. A Ty? Gdzie jesteś? Na jakim etapie? Wypatrzyłaś już swój cel, masz lunetę, przymierzasz powoli skafander? Jesteś gotowa na podbój wszechświata?

Nieważne, co będzie Twoim celem, na jakiej planecie chcesz wylądować. Odkładasz decyzję o dziecku, bo jeszcze nie masz mieszkania? A może brakuje Ci auta, albo chcesz wykorzystać swoje 5 minut w pracy? Z doświadczenia wiem, że nie ma idealnego momentu na dziecko, a ten najbardziej zbliżony do ideału często jest już za późno. A może chcesz zacząć ćwiczyć? Ale stroju sportowego nie masz i siłownia jakoś tak daleko. Albo kasy na karnet brak. A biegać nie lubisz, bo… nie lubisz. Nie próbowałaś, ale przecież wiesz, że bieganie to nie jest sport dla Ciebie? Poza tym wszyscy biegają, to po co pchać się w tłum.

Chcesz zobaczyć gwiazdy z bliska, czy wciąż Cię przerażają?

No niby można i tak, wymówek jest sporo. Sama znam kilka i to całkiem niezłych! Na miejsce dziecka i ćwiczeń, możesz oczywiście podstawić wszystko, a potem pięknie się wykręcić. Natknęłam się wczoraj na pewien cytat, którego autorką jest Eleanor Roosevelt. O codziennym przekraczaniu swoich barier, wychodzeniu ze swojej strefy komfortu. Chociaż nie przepadam za tym stwierdzeniem, to tutaj pasuje idealnie. Nie czekaj, zbierz siły i poleć w kosmos!

Każdego dnia rób jedną rzecz, która Cię przeraża.


Eleanor Roosevelt

ZMIANY – CZY SĄ POTRZEBNE, JAK ZACZĄĆ I CO DALEJ?

.

Restauracje bez dzieci – jestem zdecydowanie za i mam na to 2 argumenty

2

Od pewnego czasu toczy się dyskusja na temat restauracji, do których wstępu nie mają dzieci. Restauracje bez dzieci – pierwsza myśl? Ale jak to, przecież to dyskryminacja! Druga? Fajnie byłoby zjeść obiad z mężem, w lokalu, bez dzieci. Bez tych cudzych tym bardziej. Moim zdaniem genialna opcja. Mimo tego,że mam dzieci, kocham je i uwielbiam spędzać z nimi czas, to czasami fajnie jest gdzieś wyjść i wiedzieć, że nie usłyszy się tam marudzenia, krzyków i płaczu. Nie wydaje mi się, żeby był to temat na tyle kontrowersyjny i wart walki, żeby obrzucać się w internecie błotem, a jednak…

Błagam, nie zabijcie się!

Czytając komentarze w internecie, włos się na głowie jeży. Serio! Nie chodzi tu o losy uchodźców, poglądy polityczne, czy homofobię. Rzecz w tym, że do niektórych restauracji niechętnie wpuszcza się dzieci. Tak po prostu, kilku właścicieli ma chęć wprowadzenia zakazu przyprowadzania dzieci do swoich lokali. Nikt nie zmusza przecież do korzystania z usług takich restauracji, nie ma w planach także zakazu wstępu dzieciom, we wszystkich lokalach na świecie. Chodzi o wybrane miejsca, gdzie zaprasza się wyłącznie dorosłych. Ot i cała sprawa.

Okazuje się jednak, że taki zakaz w niektórych restauracjach w Polsce to: “wykluczenie”, “tak jakby zakazać niepełnosprawnym i starszym”, “pomysł rodem z apartheid”, czy “brak rozumu”. Serio? Ty też tak uważasz? Moim zdaniem ludzie powinni zająć się czymś pożytecznym, skoro mają tyle energii i czasu, by tak żywo komentować taki, przepraszam za wyrażenie, pierd.

Argument 1 – lokale dla matek z dziećmi – ok, bez dzieci – dyskryminacja

No właśnie, jak to jest, że w drugą stronę już takich kontrowersji nie ma? Że jeśli lokal jest dla matek z dziećmi, albo ma super kącik malucha i animatorki, i zaprasza się szczególnie rodziny z dziećmi, to jest ok? No na przykład singiel bez dzieci może czuć się urażony, że po drugiej stronie ulicy, zamiast Starbucks’a, powstała kolejna kawiarnia z kulkami dla dzieci w pakiecie.

No tak, przecież nikt tej osobie nie każe odwiedzać tego lokalu. Ale czy ona na fanpage’u tejże kawiarni wypisuje komentarze, że zapraszanie matek z dziećmi to wykluczenie, bo ona ich nie ma? No raczej nie. Matki natomiast (bo niestety zdecydowana większość komentarzy, lekko mówiąc, nieprzychylnych pomysłowi) uwielbiają takowe komentarze w sieci umieszczać. Nie no, spoko jeśli chcą, to czemu nie, Polska to przecież wolny kraj. O, przepraszam, z wyłączeniem tematu restauracji bez dzieci i jeszcze kilku, które tychże matek dotyczą.

Argument 2 – jestem matką od prawie 6 lat, pragnę chwili bez dzieci

Znasz to uczucie? Gdy pragniesz wypić kawę w samotności, ba nawet po prostu zrobić siku, nie mając w tym czasie towarzystwa? Mimo tego,że kocham moje wspaniałe dziewczyny i chciałabym im dać gwiazdkę z nieba, to jednak są chwile, gdy pragnę być sama. Ewentualnie ja plus mąż. A jak jeszcze przyjadą do nas dziadkowie i mamy wychodne, to takiej chwili pragnę tysiąc razy bardziej.

Fajnie byłoby w restauracji, na romantycznym wyjściu, które zdarza się raz na 100 lat, nie zastać dzieci. Bo to nie chodzi o to,że ja chcę swoje zostawić, ale spędzić ten czas z cudzymi. No pomyśl sobie, wystroiłaś się, zostawiłaś dzieciaki z dziadkami, siadasz z mężem przy stoliku, cała w skowronkach i nagle słyszysz… “No jedz, jak nie zjesz nie dostaniesz czekoladki!“. Albo coś w stylu: “Aaaaa, już nie chce makaronu, chcę naleśniki, aaaa!”. A może coś bardziej hardcorowego? Zapach kupy w pieluszce, przy stoliku obok. Widzisz to oczyma wyobraźni? A może bardziej na miejscu jest – czujesz to?

A może wolałabyś spędzić te wyjątkowe kilka godzin w towarzystwie samych dorosłych?

Trochę odwagi, nie tylko poprawność

Ludzie, trochę odwagi! Totalnie nie rozumiem, czemu o takim zakazie mówi się tak długo, a właściciele boją się odważyć i oznaczyć lokal jako taki, bez wstępu dla dzieci. Wiem, że poprawność jest w cenie, ale błagam, trochę odwagi. Skoro lubię wiedzieć, które miejsca są przystosowane dla dzieciaków, gdzie znajdę kącik malucha, przewijak lub animatorkę, to w drugą stronę też poproszę.

Są już takie hotele na świecie, gdzie na wakacje nie pojedzie się z dziećmi. Tam nikogo to nie dziwi. Po prostu tak jest. Wybierają go ludzie, którzy potomków nie posiadają, single albo rodzice, którzy dla odmiany chcą spędzić czas wyłącznie w towarzystwie dorosłych. Restauracja bez dzieci, to nie jest wykluczenie, to po prostu konkretny profil danego lokalu. Tak jak kawiarnia dla kociarzy, czy taka gdzie możesz zabrać psa. Jak lokal z dancing’ami dla seniorów. Albo restauracja dla fanów gruzińskiej kuchni, czy owoców morza. Czasami warto wyluzować i nie szukać dziury w całym.

.

Planujesz wszystko, czy zostawiasz na ostatnią chwilę? – co zmieniło mnie w ogarniacza rzeczywistości

2

No właśnie, jak to u Ciebie jest? Starasz się wyprzedzać rzeczywistość, czy raczej odwlekasz wszystko na ostatni moment, żyjesz chwilą? A może chciałabyś, ale nie wychodzi? Ja zawsze byłam mistrzem ostatniej chwili. Każde wypracowanie pisałam o 22, co przyprawiało moją mamę o ból głowy. W pokoju miałam artystyczny nieład, uwielbiałam żyć tu i teraz. Co się zmieniło? Jak stałam się taką osobą, która ma zawsze plan A i B, co więcej przygotowuje go na kilka miesięcy w przód?

Szczerze – nie wiem. Może dorosłam? Może to kwestia tego, w jakim momencie życia jestem? Możliwe. Na pewno nie stało się to z dnia na dzień, nie obudziłam się pewnego ranka i magicznie nie stałam się zorganizowana. To przyszło powoli.

Szalona studentka w korpo

Dużo dała mi moja praca. Zawodowo zajmowałam się planowaniem kampanii reklamowych w internecie. Z wyprzedzeniem znałam projekt, wiedziałam kiedy będziemy startować, co będzie komunikowane. Moim zadaniem było zaplanowanie ze sporym wyprzedzeniem miejsc, w których ta kampania się pojawi, dopięcie wszystkiego na ostatni guzik i odpalenie projektu w odpowiednim momencie. Wszystko musiało być rozpisane, dogadane i gotowe. To był mój pierwszy krok w dorosłość, pierwsza praca.

Już na starcie wymagała ode mnie konkretnego planu. Szalona studentka, z mnóstwem znajomych i głową pełną marzeń, trafiła do korporacji, która wymagała od niej zorganizowania. Nieźle, prawda? Ciężko było się przestawić, ale nie ma rzeczy niemożliwych. O dziwo bardzo szybko weszłam w rytm.

Komunikacja miejska nie rozpieszcza

Potem poznałam mojego męża, wyprowadziłam się za miasto i do korporacji musiałam dojeżdżać. Jeśli pracowałaś na mokotowskim Mordorze albo w centrum miasta wiesz, że nie jest to proste. Nawet przejechanie z jednej do drugiej dzielnicy często bywa problematyczne. Dojazd samochodem odpadał, w szczycie powrót zajmowałby mi prawie dwie godziny. Trochę słabo, prawda? Jeździłam więc komunikacją miejską. I tu znowu pojawiło się planowanie – musiałam zdążyć na konkretny pociąg, metro, tramwaj.

Niestety maszynista nie miał ochoty czekać na mnie, gdy biegłam peronem, serio. Po kilku spóźnieniach i maratonach w szpilkach, zaczęłam zdążać. Nauczyłam się rozkładu, wstawania wcześniej i działania zgodnie z ich planem, który dostosowałam do mojego. Weszłam w rytm.

Jedno słowo – dzieci

Tak, dzieci zdecydowanie miały największy wpływ na to, że zostałam ogarniaczem rzeczywistości. Moje plany nie były już najważniejsze, życie musiałam podporządkować cudzym. Nie mogłam wyjść z domu spontanicznie, musiałam pamiętać o pieluchach, jedzeniu, spaniu i całym tym dziecięcym majdanie. Potem wróciłam do pracy i wszystko musiałam dwa razy szybciej niż koleżanki, bo w domu czekał na mnie ktoś absolutnie wyjątkowy, kto mnie potrzebował. Nie piłam 5 kaw, nie odpoczywałam – pracowałam najefektywniej jak potrafiłam.

Jedna córka, za niecałe dwa lata druga córka, żłobek, przedszkole i praca. Dla spotęgowania doznań – babcia 200 km od nas. Bez planowania mogłabym jedynie usiąść i płakać. Im były starsze, tym było lżej. Weszliśmy w rytm.

Czytałaś już moje 5 zasad pracującej mamy?

Spontan czy planowanie?

Myślę,że całkiem nieźle wychodzi mi ogarnianie rzeczywistości, ale zostawiam sobie trochę miejsca na spontan. Nie da się żyć ciągle pod linijkę, bez odchylenia od planu. Trzeba zachować równowagę. Fajnie jest wiedzieć, co robi się za miesiąc, kupić prezent świąteczny wcześniej i nie biegać w ostatniej chwili. Mieć czas dla rodziny i dla siebie. Nie popadaj jednak w skrajność, daj sobie trochę przestrzeni. Uwielbiam to, że jestem zorganizowana, ale też to, że potrafię iść na żywioł. Że zostało we mnie jeszcze trochę tej szalonej studentki.

.

Święta, święta i po świętach! – czyli jak uniknąć świątecznej masakry za rok

0

Czujesz ulgę, czy już tęsknisz za rodziną i suto zastawionym stołem? Spędzałaś je sama, czy z bliskimi? Jak wyglądały Twoje święta? Co czułaś? Byłaś zrelaksowana i cieszyłaś się świąteczną atmosferą, czy tupałaś nóżkami pod stołem i czekałaś, kiedy to wszystko już się skończy? Święta wywołują mieszane uczucia. Niby każdy na nie czeka, a jednak nie zawsze kojarzą się pozytywnie. Powinny być przepełnione spokojem, radością i miłością, ale czy naprawdę tak jest?

Świąteczne porządki

Najpierw to szaleństwo ze sprzątaniem. Myjemy okna, robimy rewolucję w szafach,szafkach i pod schodami. Myjemy i pastujemy podłogi, zmieniamy firanki i kupujemy świąteczne obrusy. Wszystko musi być idealnie czyste! To nic, że przeziębimy się, siedząc na zimnym parapecie, że spadniemy z drabiny wymiatając pajęczyny albo przytrzaśniemy sobie palec drzwiami. Musimy posprzątać dokładnie, musimy się zmęczyć, wszystko musi lśnić. Można także skorzystać z czyjejś pomocy, czytaj – wynająć osobę, która to zrobi za nas. Na domowników zazwyczaj nie można liczyć. Mąż wytrzepie dywan i wyniesie śmieci, a dzieci ograniczą się do ogarnięcia swojego pokoju.

Nie wiem, czy tego próbowałaś, ale można też… posprzątać o tyle o ile i nic się nie stanie. Serio. Masz wtedy więcej czasu na część drugą.

Świąteczne gotowanie

Kolejny etap to gotowanie. Na święta musi być dużo, tłusto i na bogato! Pieczone mięsa, pasztety, kaczka faszerowana, galareta, ciasta z kremem i bez kremu, cukierki, owoce trochę mniej chętnie, no i królowa – sałatka jarzynowa. Zakupy trzeba zacząć przynajmniej tydzień wcześniej. Konkurencja jest duża, może nam przecież czegoś zabraknąć, a jak na stole pojawi się jedna potrawa mniej, to już po zawodach. Planowanie, peklowanie, pieczenie, podjadanie. Przypalamy ręce o rozgrzane piekarniki i obcieramy paznokcie na tarkach. Robimy więcej, niż jesteśmy w stanie zjeść. A zjeść możemy sporo! Mamy przecież wsparcie babć,mam i cioć, które nie ominą żadnej okazji na podsunięcie nam jeszcze jednego kawałeczka. W święta nie tuczy i idzie w cycki, prawda? I tak zjadamy to potem jeszcze przez tydzień, może dwa.

A gdyby tak zrobić mniej, zjeść obiad, zagryźć ciastem,wypić kawę. A potem nie wciskać na siłę i nie mrozić, no i nie wyrzucać? No dobra, posprzątane, dwie tony jedzenia gotowe, można siadać do stołu.

Świąteczne rozmowy

Wszystko gotowe? Można zaczynać? Szpilki na nogach, koszule wyprasowane? No to siadamy do stołu. Uginającego się pod ciężarem świątecznych potraw, stojącego na tle okna ze śnieżnobiałymi firanami. Rodzina w komplecie, żurek zjedzony, przechodzimy do ulubionej części wszystkich świętujących – rozmowa. Lubisz ten etap? Czekałaś na niego? Najpierw ogólny rekonesans – gdzie kto pracuje, ile ma dzieci, kto schudł. Następnie wymiana uprzejmości i zaczynamy rundę pytań. Na pierwszy ogień idą Ci bez dzieci: “to kiedy dziecko? / nie ma na co czekać, młodsza się nie robisz”. Następnie Ci, którzy mają jedno: ” kiedy drugie? / no to teraz przydałby się chłopak, żeby była parka”. Może masz w rodzinie kogoś, kto jeszcze nie jest po ślubie? Tak? Genialnie: “kiedy ślub?”. To moje ulubione, a jakie są Twoje?

Po pytaniach przychodzi czas na ocenę bliskich, potem tych trochę dalszych, aż w końcu przechodzimy do tych znanych z telewizji. No i wisienka na torcie – polityka oraz Kościół. Im większy stopień upojenia, tym rozmowa ciekawsza, sądy odważniejsze, a humory słabsze. Nie ma to jak świąteczna atmosfera!

A gdy by tak…

…świąteczna atmosfera była na serio? Gdzie ten spokój, ta radość i miłe chwile w gronie najbliższych, których jeszcze chwilę temu sobie życzyliśmy? Zniknęły? Zapomnieliśmy o tym w ferworze świątecznej walki?

Rok temu wybraliśmy się na świąteczny wyjazd do Kazimierza. Tylko ja, mąż i dzieciaki. Oczywiście była lekka obraza majestatu rodziny, ale postawiliśmy na swoim. Nie sprzątaliśmy, ktoś ugotował za nas, nie było stresu, uszczypliwości i nerwów. Był spacer, wielkanocne mazurki, uśmiech i… spokój. Ale czy trzeba wyjechać, żeby poczuć klimat świąt?

Moim zdaniem nie. Wystarczy wyluzować. Nie sprzątaj do upadłego, ogarnij tyle ile zdołasz i nie będziesz śmiertelnie zmęczona. Podziel się z rodziną obowiązkami, ustal kto co gotuje, bez wyścigu zbrojeń. Nie spiesz się, nastaw się pozytywnie. Ugryź się w język przy stole, uśmiechnij i zabierz rodzinę na spacer. Pośmiejcie się, otwórzcie rodzinne albumy, wyłączcie telewizor. Wiem, że nie jest to proste, ale przecież w świętach właśnie o to chodzi. Żeby odpocząć, spędzić miło czas i cieszyć się sobą, i świętowanym wydarzeniem. Boże Narodzenie to nie tylko Mikołaj i prezenty, a Wielkanoc to Zmartwychwstanie, a nie wyłącznie zajączek i jajeczka.

Gdyby tak spędzić święta zupełnie inaczej. Tak spokojnie, powoli. Życzę Ci tego w kolejne święta. Sobie też.

.

Zwolnij. Zatrzymaj się na chwilę i sprawdź, czy Ty też musisz wyskoczyć z pociągu

1

Czasami trzeba zwolnić. Stanąć i spojrzeć na to, co Cię otacza, w jakim punkcie swojego życia jesteś. Bycie w ciągłym biegu jest wyniszczające. Wiem, co mówię. Ostatni czas dał mi w kość, tak porządnie. Nie wiedziałam gdzie jestem i dokąd zmierzam. O zatrzymaniu się nie było mowy, mogłam jedynie wyskoczyć z pędzącego pociągu. I wiesz co zrobiłam? Wyskoczyłam.

Powiedz stop!

Czasami nie ma innego rozwiązania, nie uda Ci się zatrzymać bez podjęcia zdecydowanych kroków. Jesteś więźniem kariery, rodziny, dziwnego związku? Musisz powiedzieć stop. Nie powiem Ci, że jest to proste. Żebyś się nie bała i po prostu szła na żywioł, że jakoś to będzie. Musisz być przygotowana na ogromną zmianę, rozczarowanie otaczających Cię ludzi i wszystkie konsekwencje związane z tym przełomem.

Mam nadzieję,że nie jesteś w takiej sytuacji, że wystarczy się na chwilkę zatrzymać, odpocząć i iść dalej. Może żyjesz szybko, wciąż gdzieś biegniesz i czasami osacza Cię rzeczywistość – ucieknij na chwilę. Na spacer, czy zakupy, wypij gorącą herbatę na tarasie otulona kocem. Pozwól sobie na robienie nic. Złap oddech i ciesz się życiem.

Jeśli jesteś jednak w pędzącym pociągu, w tym samym, w którym byłam trzy miesiące temu, to po prostu skacz. Dobrze byłoby mieć spadochron, ale nie zawsze chce się otworzyć wtedy, gdy go potrzebujesz. Myślisz sobie, że łatwo powiedzieć, że zupełnie Cię nie rozumiem, nikt nie jest w stanie Cię zrozumieć. Nie jest prosto podjąć taką decyzję, generalnie zmiany nie są lekkie.

Wyskoczyłam z pędzącego pociągu życia

Ostatnie osiem lat spędziłam dojeżdżając do pracy prawie godzinę w jedną stronę. W trakcie urodziłam dwójkę dzieci, dwa razy wróciłam też na etat na Mordorze. Ostatnie półtora roku, to wstawanie o 5.30, pociąg o 7.03 i powrót do domu o 17.20. W zimę mróz, w lato skwar, a ja niezmiennie w drodze do i z korpo. Jazda samochodem nie wchodziła w grę, byłabym w domu godzinę później niż pociągiem. Do tego targety, projekty, spotkania, delegacje i wyjazdy. Przedstawienia i warsztaty w przedszkolu, kupowanie sandałków na lato i śniegowców na zimę. Szkolenia, konferencje. Gotowanie obiadów, pranie i składanie kilku ton ubrań tygodniowo. To buziaki dawane w pośpiechu i tulenie przed snem, bojąc się by nie zasnąć, bo czasu na resztę byłoby za mało. Zwolnienia lekarskie na dziecko, praca z domu i nadrabianie zaległości. Ciągłe nadrabianie – w domu i w pracy. Rozdarta między karierą i domem.

Było ciężko. Psychicznie i fizycznie. Oboje w korpo, oboje w dojazdach i na niedoczasie. Ktoś musiał powiedzieć pas. To byłam ja. Wyskoczyłam z jadącego pociągu. Poturbowałam się i wracam do siebie. Zwolniłam. Pracuję 5 minut od domu, bez spięcia i targetów. Bez luksusowego biura w wysokim wieżowcu, ale za to z lżejszą głową. Bez pośpiechu odprowadzam dziewczynki do przedszkola. Mam czas na poranny spacer z dobrą kawą kupioną po drodze w kawiarni. Realizuję swoje pasje i snuję plany na przyszłość. Działam nad swoimi projektami.

Jest inaczej, a ja się do tego przyzwyczajam. Nie pędzę już. Życie to sztuka wyborów, coś kosztem czegoś. Być może za jakiś czas, gdy dziewczynki będą większe, znowu będę potrzebowała adrenaliny i pośpiechu. Może wtedy znowu wsiądę do pociągu i pognam ekspresem. Teraz mam czas na bycie sobą.

.

Pielęgnacja nie musi być droga – moje 3 tanie triki urodowe, które pokochasz

2

Kobiety uwielbiają drogie kosmetyki. Są luksusowe, pięknie pachną i podobno działają najlepiej. Ale czy oby na pewno? Są takie składniki i formuły, które muszą dużo kosztować, żeby faktycznie działały. Istnieją jednak rozwiązania, których efekt jest taki sam lub nawet lepszy, a kupisz je w aptece lub drogerii.

Wychodzę z założenia, że jeśli coś działa tak samo, to nie ma sensu przepłacać. No chyba, że psychicznie poczujemy się lepiej, jeśli od czasu do czasu kupimy sobie coś drogiego. Fajnie mieć na mieć na półce coś od Chanel, Estee Lauder, YSL, czy Lancome, prawda? Ja dzisiaj jednak zupełnie nie o tym. Poniżej znajdziesz 3 moje triki urodowe, produkty które kupisz za kilka-kilkanaście złotych i poczujesz efekt!

(W poście znajdują się linki afiliacyjne)

Oczyszczanie : czarne mydło

Słyszałaś kiedyś o czarnym mydle? Jest to produkt zupełnie naturalny i nie zawiera konserwantów. W rzeczywistości czarne mydło nie jest wcale czarne. Możesz je znaleźć w różnych odcieniach brązu, powiedzmy,że jest po prostu ciemne. To prawdziwe, bez dodatków, produkuje się z oliwek – oliwy i pasty oliwkowej. Ma konsystencję gumy, ciągnącego żelu. Zapach jest specyficzny i pewnie nie wszystkim może odpowiadać, ale właściwości tegoż specyfiku są znane od setek lat.

Po pierwsze genialnie oczyszcza. Możesz używać go zamiast żelu do mycia twarzy lub peelingu enzymatycznego. Genialnie radzi sobie z zaskórnikami, wypryskami i nadaje się dla alergików. Po drugie nawilża i zmiękcza skórę, a także reguluje wydzielanie sebum i nadaje się dla każdego typu skóry. Czarne mydło wykazuje także działanie przeciwzapalne i łagodzące, jednocześnie nawilża skórę i obsusza wypryski.

Trik: peeling enzymatyczny – wystarczy, że nałożysz trochę na twarz, rozprowadzisz dokładnie i zostawisz na około 10 min, a potem zmyjesz letnią wodą.

Rada: z pojemniczka wyjmuj go suchą ręką, nie mokrą. Pod wpływem wody mydło zaczyna się rozrzedzać, a chodzi o to, by miało długo te same właściwości.

Odżywienie: maść z witaminą A

Wspominałam Ci już o witaminie A przy okazji retinolu. Dzisiaj opowiem Ci trochę więcej o maściach i kremach z tym składnikiem. Wielu producentów powołuje się na zbawienne działanie witaminy A, pytanie tylko, ile znajdziesz jej w składzie tych produktów. Zazwyczaj w kremie za kilkadziesiąt złotych jest jej śladowa ilość, jeśli liczysz więc na zbawienny wpływ, musiałabyś go chyba zjeść. Nie no, żarcik taki.

Po zimie skóra jest zazwyczaj sucha, blada i czujesz, że potrzebuje odżywienia. Jest na to prosty i szybki sposób – maść z witaminą A z apteki, która odżywi Twoją skórę. Pomoże nie tylko zadbać o twarz, ale świetnie poradzi sobie z suchymi dłońmi czy popękanymi piętami. Idealnie nawilży skórę pod oczami, a nawet pomoże z pierwszymi zmarszczkami.

Trik: maść z witaminą A genialnie sprawdzi się po peelingu, zabiegu oczyszczającym, czy serum, które ściąga skórę lub powoduje jej łuszczenie.

Rada: kup w aptece maść np. Retimax 1500, ale odstaw ją po zużyciu tubki. Kuracja nie może być zbyt długa, jednak jedna tubka raz na jakiś czas wystarczy. Możesz spróbować też tłustego kremu Dermosan ( z wit. A i E) jeśli masz suchą skórę, bez skłonności do zatykania porów. Możesz znaleźć także opcję półtłustą, tej nie testowałam.

Regeneracja: masło shea

Sucha skóra, podrażniona, potrzebująca regeneracji? Mam jedną odpowiedź – masło shea. Na pewno o nim słyszałaś, ale jeśli myślisz w tym momencie o produktach z masłem shea, to od razu o nich zapomnij! Krem, balsam czy inne cudo z masłem shea są fajne, ale nie dają idealnego efektu. Po co kupować coś, co ma go niewiele w składzie i kosztuje kilkanaście lub kilkadziesiąt złotych? Kup 100% masło shea, a różnicę poczuje Twoja skóra i Twój portfel.

Dlaczego? Bo ma genialne działanie regeneracyjne, szybko radzi sobie z suchą skórą, możesz smarować nim twarz, ręce, nogi i generalnie całe ciało. Świetnie sprawdza się na spierzchnięte usta, skórę po zabiegach złuszczających i jest totalną bombą regeneracyjną po wieczornym, domowym SPA. Pamiętaj tylko, że jest ono tłuste, najlepiej więc używać na noc – jest dużo czasu na wchłonięcie, nadmiar wytrzesz w piżamę i poduszkę (nie martw się,nie zostaną ślady), a Twoja twarz nie będzie świecić się przez cały dzień, będąc jednocześnie nawilżona i zregenerowana. Jeśli masz tendencję do tzw. zapychania skóry twarzy, używaj go raz na jakiś czas.

Trik: zanim położysz na skórę, najpierw rozmasuj je w palcach. Zmieni szybko konsystencję i lekko rozprowadzi się na skórze.

Rada: koniecznie kup masło shea 100% , nie daj się skusić czemuś, co ma go w składzie tylko kilka procent.

Czy tanie triki są lekiem na całe zło?

Niekoniecznie. Są świetną bazą pielęgnacyjną dla Twojej skóry, ale nie oszukujmy się – niektóre składniki są po prostu drogie i tego nie obejdziemy. Różnego rodzaju specyfiki i zabiegi, które dają konkretny efekt są niezastąpione, maść z witaminą A i masło shea nie będzie zamiennikiem. Tak jest także np. w przypadku pudru, niestety często te droższe są trochę lepszej jakości. Sytuacja jest podobna, gdy w grę wchodzą problemy z cerą. Jeśli leczysz się dermatologicznie, będziesz musiała wydać trochę gotówki.

Dobrze jest znać kilka tanich trików, które faktycznie przynoszą efekt, i które będą bazą Twojej pielęgnacji. Zawsze zwracaj uwagę na składniki, ich zawartość i stężenie w produkcie. Czytaj etykiety i wybieraj rozsądnie. No i pamiętaj o konsekwencji – jeśli użyjesz kosmetyku kilka razy, na przestrzeni kilku miesięcy, to niestety – nie osiągniesz oczekiwanego efektu.

.

The Ordinary – moje sprawdzone TOP 3 do pielęgnacji twarzy

4

Jeśli chcesz, żeby skóra na Twojej twarzy wyglądała zdrowo i młodo – musisz o nią dbać. Niestety w pewnym wieku nie wystarczy już krem Nivea i zwykły żel do mycia twarzy – wiem coś o tym! Długo wydawało mi się, że jestem piękna, młoda i nie potrzebuję specjalnych metod na dbanie o siebie. O w jakim byłam błędzie! Kiedyś usłyszałam pewną sensowną rzecz – “nie da się wyglądać jak milion dolarów w wielu 40-50 lat, jeśli nie zaczęło się dbać o siebie już grubo przed 30tką”. Dlaczego piękne, znane kobiety często wyglądają tak dobrze? Bo dbają o siebie od zawsze. (Nie chodzi mi o te zoperowane i naciągnięte, a te naturalnie piękne.)

Po 25 roku życia spada poziom kolagenu w skórze, robi się ona cieńsza, mniej elastyczna, często przesuszona. Starzejemy się, serio. Nic przyjemnego. Musimy o siebie dbać w trochę inny sposób, bardziej intensywny, wykorzystujący składniki aktywne, nie wystarczy już zwykłe oczyszczanie i nawilżanie. Nie jestem kosmetologiem ani lekarzem medycyny estetycznej, ale chcę Ci pokazać trzy produkty, które się u mnie sprawdziły. U zabieganej kobiety pracującej, z dwójką dzieci na głowie. Moja pielęgnacja musi być maksymalnie prosta,szybka i przede wszystkim skuteczna.

Znasz markę The Ordinary? Jeśli chociaż trochę śledzisz obecne trendy pielęgnacyjne, to pewnie tak. Jeśli nie, zaraz Ci o niej o opowiem.

(W poście znajdują się linki afiliacyjne)

The Ordinary – marka, która podbiła serca kobiet

Marka ta, to część firmy Deciem. Firmy, w której DNA wpisana jest prostota i jakość. Nie testują swoich produktów na zwierzętach i są tego zdecydowanym przeciwnikiem. Przyświeca im autentyczność, funkcjonalność i piękno.

The Ordinary to produkty bez parabenów, siarczanów, olejów mineralnych i zwierzęcych, barwników z węgla kamiennego, oksybenzonu, rtęci, czy formaldehydu. Składy są proste, bazują na składnikach, które naprawdę działają i są na to badania. Znajdziesz tu rozwiązanie dla każdego typu cery. Opakowania są estetyczne i minimalistycznie. Na pewno zastanawiasz się, ile muszą kosztować te niezwykłe produkty? Miałam w głowie to samo pytanie, gdy po raz pierwszy o nich usłyszałam. Jakież było moje zaskoczenie, że większość specyfików dostanę za 30-40zł.

Kocham tę markę, ale mam swoje TOP 3

Jak każda typowa baba – rzuciłam się na The Ordinary. Kupiłam prawie połowę asortymentu, który był wtedy dostępny. Ciężko było jednak ustawić pielęgnację z taką ilością, więc kilka butelek wciąż czeka na otwarcie. Z tymi produktami jest taki problem, że czasami są przestoje w dostawie. Dlatego sprawdzone pozycje kupuję zawsze w większej ilości. Nie zrobiłam tak niestety z trzecim polecanym przeze mnie produktem i teraz czekam od kilku tygodni, sprawdzając stronę sklepu. (Jeśli zobaczysz go gdzieś, daj mi proszę znać 🙂 )

Poniżej znajdziesz mój ranking, ułożyłam go w kolejności pielęgnacji. A i nie jest to wpis sponsorowany 🙂

AHA 30% + BHA 2% Peeling Solution – Peeling kwasowy AHA 30% + BHA 2%

Pozycja numer jeden – peeling kwasowy. By właściwie zadbać o skórę twarzy trzeba ją najpierw oczyścić. Ten produkt ma moc! Na początku polecam raz w tygodniu i koniecznie zgodnie z instrukcją. Potem możesz przejść do trybu 2 razy w tygodniu, chociaż ja najczęściej robię go w piątek wieczorem. Nie przestrasz się koloru – wygląda nieco jak krew, a Ty po nałożeniu jak Apacz 🙂

Złuszcza skórę na wielu poziomach, przy pierwszym użyciu może szczypać i podrażniać, potem skóra się już przyzwyczaja. Wygładza skórę, pomaga w spłyceniu drobnych zmarszczek, działa antybakteryjnie. Pomaga poradzić sobie z wypryskami i zanieczyszczonymi porami.

Link do Ceneo

Granactive Retinoid 2% Emulsion – Serum z 2% Retinoidem 

O retinolu pisałam Ci już tutaj. W skrócie – retinol to czysta postać witaminy A. Stymuluje komórki do odnowy, skóra staje się jędrna, wygładzona, znikają przebarwienia. Ma działanie przeciwstarzeniowe (jakież to brzydkie słowo!).

Emulsja, mimo dużego stężenia, nie podrażnia. Skóra jest jędrniejsza, ściągnięta, znikają przebarwienia i zmarszczki. Zdecydowanie widać efekt już po kilku użyciach. Musisz jednak pamiętać, że skóra staje się bardziej wrażliwa na promienie UV i podczas stosowania produktu, wskazane są kremy z dużymi filtrami. Ja kurację robię raz w roku, w okresie listopad-marzec. Wystarcza mi jedna buteleczka.

Link do Ceneo

High-Spreadability Fluid Primer – Lekka Ultranawilżająca Baza Pod Makijaż

Na oczyszczoną i odżywioną wieczorem skórę twarzy, można nałożyć makijaż. Odkąd postawiłam na pielęgnację, trwa ona o wiele dłużej, niż mój makijaż. Przede wszystkim nie używam podkładu, wystarcza mi puder mineralny, krem i… ultranawilżająca baza.

Pierwsze uczucie, gdy nałożyłam ją na twarz? Satynowa! Serio, taka jedwabista konsystencja. Świetnie nawilża i wygładza. Puder zupełnie inaczej wygląda na twarzy, a makijaż jest trwalszy. Podobno daje też świetny efekt przy podkładzie, ale tego nie sprawdzałam.

Link do Ceneo

Inne produkty The Ordinary

Tak jak wspomniałam na początku – trochę ich przetestowałam 🙂 Co jeszcze polecam? Większość produktów, bo są naprawdę dobrej jakości, mają fajną cenę i napakowane są składnikami aktywnymi. W sumie tylko jeden produkt nie spełnił moich oczekiwań – serum pod oczy z zieloną herbatą i kofeiną. Nie zauważyłam żadnego efektu. Na takie produkty mam swój sposób – żeby ich nie wyrzucać stosuję na dekolt lub ciało. Produkt nawilża, więc krzywdy nie zrobi 🙂

Jeśli masz problem z wypryskami, świecącą się skórą, polecam Ci Serum z witaminą B3 i cynkiem. Pomaga uporać się z trądzikiem, zmniejsza problem nadmiernego sebum i redukuje wielkość porów. Gdy skóra zaczyna mi się nadmiernie świecić, robi się tłusta, stosuję go wieczorem i rano – przed nałożeniem kremu i bazy.

.

Samotna matko – chylę czoła! Jesteś moją bohaterką!

1

Jesteś moją bohaterką. Bez względu na to, czy masz przy sobie rodziców, czy jesteś zupełnie sama. Wychowywanie dzieci generalnie jest trudne. Nie jest tak pięknie jakby się mogło wydawać przed urodzeniem. Posiadanie dzieci to nie tylko radość i wspaniałe chwile, to także troska, łzy i niepokój o dziecko. To sztuka wyborów i wielka odpowiedzialność. Gdy jesteś samotną mamą – wszystko to spada na Twoje barki. Jeśli pracujesz i wychowujesz dzieci, a na dodatek rodzinę masz daleko, to muszę przyznać,że nie wiem jak to robisz. Jesteś moją bohaterką!

Kilka dni bez wsparcia

Co jakiś czas zostaję sama z dziećmi. Nie zdarza się to bardzo często, ale zazwyczaj na dobrych kilka dni. Zostajemy z dziewczynami same, moi rodzice są 200 km ode mnie, możemy więc liczyć tylko na siebie. Oczywiście, gdy tylko mąż znika z horyzontu, zaczyna się coś dziać. Tak było i tym razem. Starsza wróciła z przedszkola skarżąc się na gardło, przy kolacji miała problem z przełykaniem. Zostawiłyśmy gorącą herbatę na stole i jajka na miękko w garnku, ubrałam dwie i po 19 pojechałyśmy na Nocną Opiekę. Na szczęście okazało się,że to nie angina, tylko mały problem z gardłem.

Gdy wróciłyśmy, herbata była już zimna, a jajka wyszły na twardo. Grunt, że to nic poważnego. Kolejnego dnia wyszłam z domu przed 8, pędem do przedszkola, potem praca, urodziny koleżanki starszej córki i ponad dwugodzinna podróż na Podlasie. Dotarłam po 22. Zmęczona. W niedzielę powrót, mąż miał czekać w domu. Jakże ucieszyłam się, gdy okazało się, że odwołali mu samolot… Będzie w poniedziałek, po pracy. Sześć dni bez wsparcia. Dużo i nie dużo. Ja zdecydowanie wolę, gdy jest gdzieś w pobliżu.

Wszystko można, ale jest to trudniejsze

Ogarnęłam wszystko, bez problemów i dramatów. Udało się, bo to było kilka dni, byłam na to przygotowana. Ale co, gdy zostawia Cię facet i zostajesz sama? Jeśli nie masz wsparcia? Jeśli pracujesz, masz dorastające dzieci i pustkę w duszy?

Codziennie budzisz dzieci, robisz im śniadanie, szykujecie się do szkoły i pracy. Ty, bo nikogo innego nie ma. Wychodząc do sklepu zabierasz dzieci ze sobą, nie wychodzisz z koleżankami wieczorem, bo nie masz ich z kim zostawić. Gdy maluchy położą się spać, Ty możesz włączyć telewizor lub poczytać książkę. Czasami zadzwonisz do koleżanki, jeśli ma chwilę. Robisz wszystko sama.

Samotna matko, jesteś moją bohaterką!

Nie, nie przesadzam. Musisz wykazać się ogromną siłą, żeby ogarnąć cały świat samodzielnie. To trudne zadanie, by wychować dzieci i być szczęśliwą, nawet gdy ma się kogoś przy boku. Podziwiam Cię i życzę wszystkiego, co najlepsze. Wiem,że ciężko znaleźć czas dla siebie, ale życzę Ci go jak najwięcej! Bądź silna, inspiruj inne matki, pokazuj,że rzeczy niemożliwe nie istnieją!

.

Kiedy zostałam “Panią”?! Jeszcze chwilę temu prosili mnie przecież o dowód…

0

Kiedy do cholery zostałam “Panią”? No pytam, się kiedy?! Przecież ja wciąż mam 24 lata i kończę studia, prawda? Nie? No dobra, może minęło od tamtej pory trochę czasu, ale żeby tak od razu na “Pani”? Jeszcze chwilę temu prosili mnie przecież o dowód w sklepie…

Znasz to uczucie? Do Ciebie też zwracają się per “Pani”? Jeśli tak, to witaj w klubie, jeśli nie – ten moment przyjdzie zadziwiająco szybko. Uwierz. Nie pamiętam, kiedy zdarzyło się to pierwszy raz, za to doskonale pamiętam to uczucie. Zdziwienie, niedowierzanie i atak paniki. Halo! To przecież ja, Magda. A tu mi paniują, że niby stara jestem, czy co?

No właśnie, co mi właściwie w tej “Pani” nie pasuje? Kulturalna forma, lekki dystans, ale jednak z klasą. Otwarcie mówię, że jestem po 30tce. Nie ukrywam wieku na Fejsbuku, składając mi życzenia będziesz widziała ile lat kończę. Nie jestem typem Małgosi Rozenek, nie młodnieję też jak Krzysztof Ibisz. Dwie córki mam, jedna to nawet już prawie do zerówki chodzi. I pracę mam w biurze, niestety nie jestem szaloną podróżniczką, która z plecakiem łapie stopa gdzieś w Ameryce Południowej.

Niby mi to nie przeszkadza i niby świadomość w głowie jest. Jednak gdy w placówce edukacyjnej, zwanej potocznie przedszkolem, słyszę “Pani Magdo”, to jakoś tak w pierwszej chwili nie biorę do siebie. No dobra, w urzędzie to jeszcze jakoś brzmi, ale gdy nastoletnia córka koleżanki mówi do mnie “proszę Pani”, to jednak wymiękam…

Jak mnie traktowali jak siksę, to w sumie też mi się średnio podobało. I tak źle i tak niedobrze. Zrozum kobietę…

.