Strona główna Blog Strona 17

Nie wszystko kręci się wokół moich dzieci, czyli mam też swoje życie

1

Zdecydowanie nie wszystko w moim życiu kręci się wokół dzieci. I możesz mi teraz napisać, że jestem złą matką, możesz zamknąć tę stronę i po prostu sobie pójść. Jeśli jednak masz chęć zostać tu do końca i sprawdzić, co mam w głowie, to serdecznie Cię zapraszam. Bo nie uważam, że jestem złą matką. Dbam o samodzielność dziewczynek i nasze wspólne szczęście.

Matka Polka – to nie ja!

Nie jestem taką mamą, która godzinami może siedzieć z dziećmi na dywanie. Ani taką, która maluje palcami sto obrazków i cierpliwie czyta cztery książki po kolei. Owszem, spędzam czas z dziećmi, ale każda minuta zdaje się być godziną. Uwielbiam chodzić z nimi na spacery, zabierać je w ciekawe miejsca i pokazywać świat, ale żadna ze mnie Matka Polka. I muszę przyznać, że zazdroszczę takim kobietom, które uwielbiają te domowe aktywności. Jedną z nich jest moja siostra, totalna oaza spokoju i największa skarbnica kreatywnych pomysłów dla dzieci. Ona zdecydowanie umie siedzieć kilka godzin na dywanie i bawić się w najlepsze.

Nie wiem, co poszło nie tak, ale ja tak nie potrafię. No męczy mnie to, niecierpliwi i sprawia, że nie czerpię radości z czasu spędzanego z moimi dziećmi. Plenery, wyjazdy i wypady zdecydowanie tak, ale w czasie deszczu moje dzieci się ze mną nudzą. Staram się jak głupia, ale nie potrafię. I wiesz co? Nie zmuszam się. Zaopatrzyłam się natomiast w milion zestawów ciastolinowych, książeczek z zagadkami i gier planszowych. I tak sprytnie im to wszystko podsuwam, a gdy przepadną, ja uciekam i bawią się same.

Możesz powiedzieć, że słaba ze mnie matka, ale dzięki temu moje dzieci bawią się ze sobą doskonale. I nie muszę włączać im ciągle bajek, nie używają też telefonu i tableta. Może to zupełnie niedzisiejsze, ale u nas tak już jest.

Mam pasje, które realizuję

Mimo tego, że mam dzieci, nie rezygnuję ze swoich pasji. I wiesz, masz prawo powiedzieć, że to głupie i powinnam oddać się córkom w całości. Tylko z góry informuję – ja i tak z tego nie zrezygnuję. Nawet teraz, gdy to piszę, dziewczyny bawią się w najlepsze miliardem małych figurek, wymyślają historie i śmieją się w głos. Chyba nic im nie jest, chyba są zadowolone. A ja właśnie teraz, realizuję swoją największą pasję – blogowanie. Tak, bo to zdecydowanie najwspanialsze, co mnie ostatnio spotkało.

Największą radość sprawia mi to, że właśnie tu jesteś i czytasz ten tekst. Wracając więc do tematu – mam pasję, jestem szczęśliwa, a dzieci jakoś od tego nie umarły. Oczywiście, trzeba zachować równowagę i nie popadać w skrajność, ale da się. Można gotować, śpiewać w chórze, malować i dziergać. Na wszystko jest czas i nawet dla higieny umysłu, dobrze czasami oderwać się od dzieci i mieć coś tylko swojego. Bo nawet intymne chwile w toalecie potrafią Ci pewnie skraść, to normalne u dzieci.

Może jest mi troszkę prościej, bo jedną z moich pasji jest praca, więc w sumie łączę jedno z drugim. Nie znaczy to, że mam dwa razy więcej czasu…

Pracuję i kocham to, co robię

Tak jak nie każda chce pracować, tak każda po prostu może. Ja jestem jedną z tych osób, które bez pracy po prostu usychają. Na koncie, jak pewnie wiesz, mam kilka lat w warszawskich korporacjach. Lubiłam to, ale niestety było to nieco niepraktyczne. Dojazdy, ciężkie projekty i mało czasu dla dzieciaków. Zrezygnowałam więc z korpo i założyłam swoją firmę. Z jednej strony zawsze chciałam to zrobić, z drugiej chodziło mi o dzieci. Muszę przyznać, że jednym z najważniejszych powodów było to, że starsza za rok idzie do szkoły. Nie chciałam, żeby siedziała godzinami w świetlicy, dlatego to rozwiązanie wydało mi się korzystniejsze.

I widzisz, niby zrobiłam to w dużej mierze dla dzieci, ale jeśli nie czułabym tego pomysłu, tak dla siebie, nie zrobiłabym tego. Wszędzie staram się znaleźć zdrowy rozsądek i równowagę, żeby nie mieć potem do nikogo i niczego pretensji. Mam to szczęście, że kocham moją pracę. Uwielbiam marketing internetowy, prowadzenie szkoleń i doradzanie przedsiębiorcom. Uwielbiam także pisać na zamówienie – teksty, artykuły, opisy. Generalnie kocham pisanie! Ale robię to wszystko także dla siebie, żeby być szczęśliwą. Zrobię dla moich dzieci wszystko i kocham je nad życie, ale jednak myślę czasami o sobie.

Może to egoistyczne, ale tak już mam. Nie umiem być niewolnicą Izaurą, po prostu lubię być szczęśliwa i staram się robić to tak, by znaleźć złoty środek. Gdy dostałam zaproszenie na konferencję do Gdyni, pojechaliśmy całą rodziną, a ja w niedzielę spędziłam 5h bez nich. Udało się połączyć coś mojego z życiem całej rodziny.

Życie po dzieciach

No właśnie, bo kiedyś te dzieci dorosną i odejdą. Może nie wszystkie, ale wiele z nich obierze właśnie taką drogę. Nie wiem jak Ty, ale ja nie chciałabym zostać sama w domu, bez swoich pasji i pracy, z ogromną pustką w sercu. Będzie mi ich brakowało, to pewne! Ale nie chciałabym zadręczać dziewczyn telefonami kilka razy dziennie. Chciałabym, żeby dzwoniły do mnie, a nie tylko odbierały z poczucia obowiązku. Daję im dużo swobody, chcę, żeby umiały o sobie decydować. Oczywiście teraz są to wybory dostosowane do ich wieku, ale z czasem chcę, żeby były zupełnie samodzielne. Nieuzależnione ode mnie, mające swoje zdanie, nieoglądające się wciąż na mamę.

Nie chcę ich wozić całe życie do szkoły, nie dlatego, że mi się nie chce. Chcę po prostu, żeby umiały poruszać się samodzielnie. Nie zakładam im butów, majtek i skarpet. Ubierają się same, od dawna. Nie dlatego, że jestem leniwa. Starsza umie zrobić płatki rano – wyjmuje płatki i mleko. Młodsza podaje miski i łyżki. Ja w tym czasie biegam między kuchnią, salonem i łazienką, i mogę w miarę spokojnie ogarnąć poranek.

Po dzieciach jest życie. Nawet jeśli Twoje jest jeszcze zupełnie małe i do tego momentu zostało wiele lat, to jednak dobrze mieć coś swojego. U mnie nie wszystko kręci się wokół moich dzieci, bo ja też chcę mieć coś tylko mojego. Chcę być kobietą. Mój mąż też uczestniczy w życiu naszej rodziny, na takich samych jak ja. I nie możesz zapominać o sobie, mimo tego, że masz dzieci. Bo Ty też jesteś ważna i też zasługujesz na uwagę i chwilę wolnego. Na swoje życie, szczęście i pasje.

.

Każda strata dziecka boli tak samo – Dzień Dziecka Utraconego

0

No właśnie, czy masz odwagę, żeby powiedzieć matce, która straciła dziecko, że wcale nie jest źle? Czy potrafisz ocenić, kiedy strata boli bardziej, a kiedy mniej? 15 października obchodzony jest Dzień Dziecka Utraconego, to taki moment w roku, gdy serce matki po stracie cholernie boli. I wiesz, nie pomogą żadne słowa otuchy, tłumaczenie i zamiatanie tematu pod dywan. Pomoże serdeczny uśmiech, uścisk, dotyk i obecność. Bo każda strata boli tak samo.

Gdy dowiadujesz się o ciąży

Pamiętasz, co czułaś, gdy dowiedziałaś się o ciąży? Radość, podniecenie, strach? Była zaplanowana i wyczekana? A może totalnie Cię zaskoczyła? Może po pierwszych chwilach niepokoju wybuchnęłaś szaleńczym śmiechem i chciałaś pochwalić się wszystkim, a może płakałaś całą noc. Być może miałaś wsparcie męża i bliskich, ale mogło być też tak, że zostałaś z tym totalnie sama. Bez względu na to, jakie były okoliczności, ostatecznie zazwyczaj mama kocha swoje dziecko od pierwszego spojrzenia na… test ciążowy. I tupie nogami do 12 tc, gdy potwierdzi, że wszystko jest w porządku, by móc ogłosić światu radosną nowinę. Będzie mamą. Mama – słowo, które wystarczy za tysiąc zdań. Ja pamiętam każde USG, ruch i kopniak, pamiętam radość. Za każdym razem.

Gdy dowiadujesz się o stracie

Ale czasami nie ma radosnych wieści. Czasami mama traci swoje dziecko. Wtedy też jest wiele emocji, ale scenariusz jest zazwyczaj ten sam. Ból, rozpacz, a potem pustka. Ta cholerna, wszechogarniająca pustka. Te plany, które właśnie przestały być aktualne. Możesz wyrzucić już te piękne malutkie skarpetki, bo nigdy ich nie założysz, na te cudowne malusie stópki. Nie będziesz tulić dziecka do piersi, nie przeczytasz mu bajki i nie zobaczysz, jak stawia pierwsze kroki. Bo już go nie ma. Gdy dowiadujesz się o stracie, serce Ci pęka. Nie na pół, na miliard kawałków, których już nigdy nie pozbierasz. Nagle świat się zatrzymuje, a Ty ze swoją bezsilnością znajdujesz się w jego centrum. Krzyczysz, płaczesz i nie możesz złapać tchu.

Nie ma mniej i bardziej bolesnej straty

Często mówi się, że najgorzej mają te mamy, których dzieci żyły przez pewien czas, bo zdążyły je poznać. Te, które straciły ciążę wcześnie, mają o wiele prościej. Totalnie się z tym nie zgadzam. Każda strata boli. Bez względu na to, kiedy miała miejsce. Oczywiście, każda mama ma prawo do odczuwania tego inaczej, ale ma też prawo do bólu po stracie w pierwszym trymestrze. Ona już do końca życia będzie zastanawiać się, jak mogło wyglądać jej dziecko. Czy mogła zrobić coś lepiej, inaczej, by wciąż żyło. Nikt nie ma prawa do stopniowania straty i mówienia nam, która boli bardziej. Kobieta już zawsze będzie pamiętać moment, w którym dowiedziała się, że zostanie mamą i ten, gdy straciła dziecko. To zostanie z nią już na zawsze.

Tak jak data urodzin, gdy miało przyjść na świat. Jak to, że wciąż odlicza, ile miałoby lat. Ona wciąż zastanawia się, do kogo byłoby podobne, co lubiłoby jeść i jak dogadywałoby się z rodzeństwem. Bez względu na to, czy straciła je szybko, czy tylko moment później. I wiesz, nikt nie ma prawa stopniować jej bólu i mówić jej, co wypada, a co nie…

Nigdy nie mów tego kobiecie po stracie

Nie mów jej, że słyszałaś, że po poronieniu szybko zachodzi się w drugą ciążę. Nie mów, że przecież nic się nie stało i zaraz zapomni. Że to tylko płód, że straciła go szybko, że inni mają gorzej. Do cholery, nigdy jej tego nie mów! Podaj jej dłoń, przytul, pomilcz. Ale nie tłumacz sytuacji głupimi frazesami. Chcesz ją zranić, pokazać, że zachowuje się głupio? Ona dokładnie wie, że życie toczy się dalej i będzie musiała jakoś wrócić do rzeczywistości. Ale przez pewien moment, przez jakiś czas, chce, by świat stał w miejscu. Bo dla niej, świat się zatrzymał. Ona kochała swoje dziecko i dla niej, ono zawsze będzie istniało w jej pamięci. Zawsze. Bez względu na innych, którzy radzą zapomnieć i iść dalej.

Już nic nie będzie takie samo

Absolutnie nic. Mimo tego, że kiedyś świat wróci na swoje miejsce, że być może wszystko na pozór będzie poukładane, to jednak nic nie wypełni tej pustki. Nie wymaże wspomnień, tej początkowej radości i tego cholernego bólu, gdy już go nie ma. Tej zimnej sali, innych kobiet, które patrzyły na Ciebie smutnymi oczami. Lekarza, który beznamiętnie oświadczył, że “nic z tego nie będzie”. I dziewczyny na łóżku obok, u której jednak wszystko okazało się być w porządku. Dźwięku serduszka jej dziecka podczas KTG i Twojego pustego brzucha. Nic nie sprawi, że zapomnisz o krwawieniu, bólu i tej cholernej pustce, gdy wracasz do domu. I wciąż będziesz pamiętać datę urodzin, tych które nigdy nie nadeszły i już nie nadejdą. Będziesz kochać kolejne dzieci, ale wciąż gdzieś w środku będziesz pamiętać o tym jednym… którego już nie ma.

I wiesz, jeśli straciłaś dziecko, to masz prawo przeżyć to po swojemu. Mniej lub bardziej emocjonalnie. Ale po swojemu. Bez względu na to, czy płaczesz, krzyczysz, czy po prostu milczysz. Bo to tak cholernie boli. Bo kilku elementów ze swojego rozbitego serca nie odzyskasz już nigdy. Możesz być szczęśliwa, możesz się uśmiechać i wiesz, nawet powinnaś. Ale doskonale rozumiem, że od czasu do czasu, zobaczę łzy na Twoich policzkach i zadrży Ci głos. Bo każda strata boli tak samo.

Dobrze o tym wiem… >>

.

Dynia – rodzaje, właściwości, przechowywanie i przepis na zupę krem

0

Dynia powoli wraca do łask. I nie chodzi mi wyłącznie o dekorowanie nią podwórka, czy wycinanie na Halloween. Dynia coraz częściej gości na polskich stołach. Bardzo długo kojarzyła się wyłącznie z amerykańskim świętem, teraz różne jej gatunki możemy spotkać w sklepach, na bazarkach, a także, popularnych ostatnio, farmach dyń. Jakie gatunki są najpopularniejsze i najsmaczniejsze, dlaczego warto jeść dynie, jak je wykorzystać w kuchni i jak długo można je przechowywać? Sprawdź, czemu warto sięgnąć po dynię.

Kilka słów o dyniach

Dynia przypłynęła do Europy na statkach Kolumba. Najpierw budziła jedynie zainteresowanie swym kształtem i dużym rozmiarem, ale gdy Europejczycy zaczęli odkrywać jej zalety, bardzo szybko zaczęto ją uprawiać w większości krajów starego kontynentu. Jej wyjątkowy smak sprawił, że gościła na chłopskich i dworskich stołach. Dynia jest bowiem niezwykle pożywna, smaczna i ma uniwersalne zastoswanie. Największym zainteresowaniem wśród mężczyzn, cieszyły się niegdyś pestki dyni. Wierzono, że dają one niezwykłe możliwości… w łóżku.

Dynia należy do ogromnej rodziny, zwanej dyniowatymi. Obejmuje ona około 30 rodzajów i niemal 900 gatunków roślin. Dynie, mogą przybierać najróżniejsze kształty i kolory. Mimo tego, że kojarzy się głównie z dużą, pękatą, pomarańczową kulą, może być także spłaszczona, walcowata lub wydłużona. Jej kolor może być bardzo intensywny, prawie czerwony, albo wyblakły, pastelowy. Możemy spotkać dynie białe, zielone i żółte, a nawet czarne, czy niebieskie. Miąższ zazwyczaj jest pomarańczowy.

Gatunki dyń – zwyczajna, hokkaido, piżmowa, makaronowa, muscat

Tak jak wspomniałam – istnieje wiele gatunków dyń, nie sposób ich zatem wszystkich wymienić. Skupię się jednak na pięciu z nich, z okazji na popularność, a także wyjątkowy smak. Poniżej znajdziesz opis i infografikę, które pomogą Ci rozpoznać te dynie.

Duża dynia zwyczajna

Najpopularniejszą dynią, jest ta klasyczna – pomarańczowa, duża, kulista, czyli dynia zwyczajna. Przeciętnie ma średnicę około 40-50 cm, ale może urosnąć do większych rozmiarów. Ma bardzo twardą i grubą skórkę oraz jasny miąższ. Po jej rozkrojeniu, ujrzysz dużą przestrzeń, wypełnioną nitkami miąższu i pestek. Skóra i wspomniane nitki, wyrzucamy. Pozostawiamy pestki, które po umyciu możemy wysuszyć, a potem wykorzystać w kuchni. Miąższ gotuje się i piecze bardzo szybko, a dynia zwyczajna jest fajnym dodatkiem do mięs lub dań warzywnych, a także zup.

Intensywnie pomarańczowa hokkaido

Coraz większym zainteresowaniem cieszy się dynia hokkaido. Ma niewielki rozmiar, waży zazwyczaj od 1 do 2 kilogramów i pochodzi z Japonii. Dynia ta idealnie nadaje się do pieczenia, ma lekko orzechowy posmak i co ważne – nie trzeba obierać jej ze skórki. Idealnie nadaje się do wykorzystania w zupach typu krem i sosach. Wystarczy ją upiec, zblendować i gotowe!

Dynia piżmowa jak duża gruszka

Kolejną znaną i popularną dynią jest dynia piżmowa. Na pierwszy rzut oka, przypomina wyrośniętą gruszkę w beżowym kolorze. Jej miąższ jest pomarańczowo-żółty, zbity i twardy, znajdziesz w niej niewiele pestek. Jeśli lubisz bardzo gęstą zupę krem, ta dynia będzie idealna. Ma nieco maślaną konsystencję i lekko orzechowy, słodkawy smak.

Pamiętaj jednak, że jest jedną z najbardziej kalorycznych dyń. Nie oznacza to jednak, że dynia piżmowa jest bardzo kaloryczna – 100 g to około 45 kcal. Powinny na nią uważać osoby chore na cukrzycę i te, które mocno zwracają uwagę na indeks glikemiczny potraw – w przypadku dyni piżmowej IG wynosi 75. Można go nieco obniżyć, gdy do potrawy dodamy paprykę lub pomidory.

Dynia piżmowa cieszy się coraz większą popularnością nie tylko dzięki temu, że jest łatwo dostępna. Jest świetnym źródłem witaminy A i E, błonnika oraz potasu. Świetnie wpływa, więc na metabolizm i trawienie, reguluje ciśnienie krwi, a także ma zbawienny wpływ na włosy i skórę.

Nitkowaty miąższ dyni makaronowej

Na wyróżnienie zasługuje także dynia makaronowa. Zastanawiasz się pewnie skąd ta dziwna nazwa? Po przekrojeniu jej, w środku, znajdziesz miąższ, który ma formę podłużnych wstążek. Przypominają one wyglądem makaron spaghetti. Możesz wykorzystać ją do dań z sosami, gdzie jej rolą będzie zastąpienie klasycznego makaronu. Skórka dyni makaronowej jest zazwyczaj żółta lub żółto-zielona, a jej kształt podłużny.

Ciężki zielono-pomarańczowy dysk – dynia muscat

Ostatnim rodzajem, który chcę przybliżyć, jest dynia muscat, nazywana także prowansalską lub francuską. Jest spora, ciężka i przypomina kształtem dysk. Widać także wyraźnie zaznaczone segmenty. Jej skórka przebarwia się od koloru zielonego, do piaskowego, warto jednak zapamiętać, że im więcej pomarańczowego, tym bardziej dojrzała dynia, a smak miąższu intensywniejszy. Świetnie sprawdzi się w daniach mięsnych, a także w przetworach.

Jak wyglądają poszczególne rodzaje dyń

Dynie to niezwykle duża rodzina, a co za tym idzie – przybierają różnorakie kształty i kolory. Jak w takim razie rozpoznać rodzaje dyń? Najogólniej ich kształty można opisać tak:

  • kula – dynia zwyczajna, olbrzymia i hokkaido (intensywnie pomarańczowa);
  • dysk lub spłaszczona kula – dynia muscat;
  • walec – dynia makaronowa;
  • duża gruszka – dynia piżmowa;
  • niewielkie, pomarszczone i o dziwnych kształtach – dynie ozdobne (nienadające się do jedzenia).

Poniżej znajdziesz zdjęcia, które pomogą Ci rozpoznać wyżej opisane dynie. Ta pomarańczowa, po lewej to najpopularniejsza dynia – zwyczajna.

rodzaje dyń zwyczajna hokkaido piżmowa makaronowa muscat
Jak rozpoznać dynie: zwyczajna, hokkaido, piżmowa, makaronowa, muscat

Dynia – właściwości i wartości odżywcze

Miąższ dyni jest bogatym źródłem witamin, minerałów i antyoksydantów. Największą ich ilość mają te najdojrzalsze, których miąższ jest intensywnie pomarańczowy. W 100 g znajduje się aż 340 mg potasu, a zważywszy na fakt, że dorosły człowiek potrzebuje go około 3500 mg dziennie, dynia jest jego świetnym źródłem. Ma ona także duże ilości wapnia, żelaza, magnezu i cynku. Miąższ zawiera też: witaminę E, witaminę C i beta-karoten i niewielkie ilości witamin z grupy B. W dyni znajdziesz również błonnik, który pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu układu pokarmowego, a jego zawartość zależna jest od jej rodzaju.

Błonnik pokarmowy w dyni

W zależności od gatunku, w 100 g miąższu znajduje się odpowiednia ilość białka :

  • 2,8 g w dyni piżmowej;
  • 2,8 g w dyni hokkaido;
  • 2 g w dyni muscat;
  • 1,5 g w dyni makaronowej
  • 0,5 g w dyni zwyczajnej.

Właściwości zdrowotne dyni

Dzięki dużej zawartości składników odżywczych, dynia wykazuje dużo właściwości zdrowotnych. Szczególnie polecana jest mężczyznom, jako profilaktyka przerostu gruczołu krokowego, a także w okresie starań o dziecko. Witaminy i antyoksydanty zawarte w dni przeciwdziałają starzeniu się komórek, zapobiegają nowotworom i chorobom układu sercowo-naczyniowego. Dzięki beta-karotenowi, zwartemu w miąższu dyni, możesz ograniczyć poziom złego cholesterolu, a co za tym idzie – zapobiec miażdżycy, zawałom serca i udarom mózgu. Dynia jest także pomocna w obniżaniu ciśnienia tętniczego.

Duża ilość żelaza przeciwdziała anemii i pozytywnie wpływa na pracę tarczycy. Antyoksydanty walczą z wolnymi rodnikami, które powodują mutację kwasów nukleinowych w DNA oraz uszkodzenia, zmiany, a nawet śmierć komórek. Wolne rodniki powstają podczas procesów metabolicznych, ważne jest to, aby dostarczać organizmowi odpowiedniej ilości antyoksydantów oraz przeciwutleniaczy.

Pestki z dyni – uzupełnienie minerałów i profilaktyka

Często specjaliści zwracają uwagę na zdrowotną moc pestek z dyni. Dlaczego? Są one bogate w białko, dobre tłuszcze i węglowodany. Zawierają także dużo błonnika – na 100 g produktu, aż 6 g to właśnie błonnik. W pestkach znajduje się też duża ilość żelaza (8,82 mg / 100 g), magnezu (592 mg / 100g) i cynku (7,81 mg / 100 g).

Pestki dyni polecane są do:

  • obniżania poziomu cholesterolu,
  • uzupełnienia magnezu i żelaza (zwłaszcza u kobiet podczas miesiączki),
  • walki z pasożytami;
  • zapobiegania rakowi prostaty.

Olej z pestek dyni na włosy i cellulit

Olej z pestek dyni tłoczony jest na zimno, ma ciemnozielony, lekko brązowy kolor i orzechowy smak. Jest bogatym źródłem kwasu linolowego, beta-karotenu, cynku, potasu, seleny i witamin: E, B1, B2, B6, A, C i D. Powinno się go spożywać na zimno i nie podgrzewać. Będzie idealny do gotowanych potraw, czy sałatek. Trzeba pamiętać, by przechowywać go w chłodnym i ciemnym miejscu.

Jedną z właściwości oleju z pestek dyni jest to, że zapobiega nadmiernemu wypadaniu włosów u mężczyzn, a także tzw. łysieniu androgennemu. Sprawia także, że włosy są zdrowe i mocne, dzięki dużej zawartości witaminy E i A. Regularne spożywanie oleju z pestek dyni to szybszy wzrost włosów i piękny blask. Można dodać go także do maseczek, balsamu i peelingu, dzięki czemu skóra będzie gładsza i bardziej elastyczna. Pomoże przywrócić skórze odpowiednie nawilżenie i rozjaśni ją, natłuści naskórek i spłyci zmarszczki. Regularny masaż z użyciem oleju z pestek dyni, pomoże pozbyć się cellulitu, a także zmniejszy widoczność rozstępów.

dynie gatunki właściwości
Dynie

Kaloryczność i indeks glikemiczny dyni

Każda dynia, ma inną kaloryczność i zawartość składników odżywczych. Dynia zwyczajna, jest najmniej kaloryczna i polecana podczas odchudzania, ponieważ około 0,5 kg produktu, to tylko około 130 kcal. W przypadku dyni piżmowej, to już około 230 kcal. W czasie odchudzania, warto więc zwracać uwagę na to, jaką dynię spożywamy:

  • zwyczajna – 26 kcal,
  • makaronowa – 31 kcal,
  • muscat – 33 kcal,
  • hokkaido – 35 kcal,
  • piżmowa – 45 kcal.

Dynia ma także bardzo wysoki indeks glikemiczny – 71. Osoby z cukrzycą powinny na nią uważać, nie muszą jednak wykluczać jej ze swojej diety. Dobrym rozwiązaniem dla cukrzyków jest dynia pieczona z dodatkiem oliwy i piersi z kurczaka, unikać powinno się jednak zupy krem.

Jak wykorzystać dynię

Dynię możesz wykorzystać w kuchni na wiele sposobów. Jednym z najpopularniejszych, jest zupa dyniowa lub gęsty krem z dyni. Możesz zrobić z niej placki, słodkie racuchy lub wykorzystać do zapiekanki warzywnej. Jest świetnym dodatkiem do makaronów, sosów i sałatek. Możesz ją ugotować, upiec lub usmażyć. Zastosowań jest niezwykle dużo, poniżej znajdziesz szybki przepis z wykorzystaniem dyni.

Przepis na krem z dyni

Dynię umyj, wydrąż i pokrój. Zdejmij z niej skórkę i upiecz z dodatkiem soli, ziół i oliwy. Ugotuj wywar mięsny lub warzywny, zostaw w nim jedynie marchewkę. Dodaj upieczoną dynię do części wywaru i wszystko (razem z marchewką) zblenduj. Powoli, po trochu, dolewaj więcej płynu – w zależności od tego, jak gęsty krem lubisz. Dodaj mleczko kokosowe, tutaj też wszystko zależy od indywidualnych preferencji. Dolewaj je stopniowo, aby móc kontrolować smak zupy. Dopraw solą i pieprzem, a na patelni podpraż pestki z dyni i słonecznika. Wlej zupę do miseczki, posyp nasionami i dodaj kilka kawałków sera feta.

Jak przechowywać dynie

Dynię możesz przechowywać w całości lub częściach. Jeśli zużyjesz kawałek dyni, resztę możesz przechować w lodówce. Pamiętaj jednak, że powinna leżeć tam maksymalnie 4-5 dni, później może pojawić się na niej pleśń. Możesz jednak ugotować ją lub upiec i przechowywać w zamrażarce nawet do pół roku. Fajnym pomysłem jest zamrożenie gotowego puree, które można później dodać do rosołu lub sosu.

Dynie lubią chłodne miejsca, ale nie wilgotne, dlatego raczej nie powinna być przechowywana w piwnicy. Chyba, że jest w niej dosyć sucho. Najlepiej położyć ją do góry nogami, na kartonie, a także zadbać o to, by nie dotykała innej dyni. Jeśli masz ich kilka i jednak spleśnieje, trzeba ją szybko wyrzucić, żeby pleśń nie przeszła na kolejne.

.

Rozgrzewająca zimowa herbata z imbirem i miętą (moim magicznym składnikiem)

2

Uwielbiam zimową herbatę i zupełnie nie wiem, czemu nosi akurat taką nazwę. Ja piję ją praktycznie cały rok, oprócz lata. Zmieniam lekko składniki i dopasowuję do nastroju. Dzisiaj, pokażę Ci mój ulubiony przepis, na pyszną i rozgrzewającą, zimową herbatę. Taką z cytryną, domowym syropem, goździkami, cynamonem i jeszcze mnóstwem innych składników, a także z jednym magicznym. Sekret na ten ostatni zdradziła mi moja dobra przyjaciółka, a jest nim – mięta! Od tamtej pory zawsze dodaję ten element do zimowej herbaty.

Rozgrzewający napój

Gdy jesteśmy zmarźnięci lub przemoczeni, zazwyczaj sięgamy po ciepłą, aromatyczną herbatę. Jedni słodzą ją miodem, inni cukrem, a jeszcze inni wolą sok malinowy. Ja zazwyczaj dodaję to, co mam akurat pod ręką – cytrusy, przyprawy, miód lub domowy syrop. Mam jednak swoją ulubioną recepturę, którą popijam z niezwykłą rozkoszą! Wystarczy kilka składników, nie przepadam za zbyt dużą ilością dodatków, bo wtedy herbata traci swój charakter. Jestem fanem napojów tematycznych, więc mam kilka swoich ulubionych zestawień. Za chwilkę podam Ci przepis na moją najlepszą rozgrzewającą herbatę, którą kocha cała rodzina. Najpierw skupmy się jednak na mięcie, czyli na dosyć niecodziennym połączeniu.

Mięta – magiczny składnik rozgrzewającej herbaty

O mięcie powiedziała mi moja przyjaciółka. Najpierw byłam dosyć sceptyczna, bo orzeźwiający smak świeżej mięty, nie bardzo pasował mi do rozgrzewającej i aromatycznej zimowej herbaty. Do pierwszego razu! Teraz nie wyobrażam sobie mojej ulubionej herbaty bez kilku listków mięty. Zawsze mam jej krzaczek na parapecie w kuchni, dzięki czemu mogę sięgnąć po nią kiedy tylko zechcę.

mięta napar herbata

Rodzaje mięty

Mięta jest rośliną wieloletnią, która nie ma ma wygórowanych wymagań co do uprawy. Ważne, by ją często podlewać i nie wystawiać na działanie silnych promieni słonecznych. Występuje w wielu rodzajach, najpopularniejsze są jednak trzy odmiany:

  • mięta pieprzowa (najczęściej spotykana w Polsce) – to specjalna krzyżówka mięty zielonej i nawodnej, która jest szeroko wykorzystywana w kuchni, kosmetologii i lecznictwie;
  • mięta zielona – najczęściej wykorzystuje się ją do produkcji gum do życia i past do zębów;
  • mięta polna – roślina ta wykorzystywana jest w lecznictwie – przy problemach trawiennych.

Właściwości mięty

Mięta ma zbawienny wpływ na układ pokarmowy, zwłaszcza, gdy jest on podrażniony. Rozkurcza mięśnie gładkie w przewodzie pokarmowym i zmniejsza ból. Pomoże również przy wzdęciach i zaparciach. Odpowiedzialną za to substancją, jest mentol, który znajduje się w jej liściach. Można ją spożywać podczas spożywania ciężkich dań, ale także na co dzień, jako profilaktykę i wzmocnienie organizmu.

Świetnie sprawdzi się w przypadku przeziębienia, ponieważ mięta wykazuje właściwości antywirusowe i antybakteryjne. Zawarte w niej olejki eteryczne, uwalniają się pod wpływem ciepła i świetnie udrożnią Twój nos, podczas picia naparu. Olejek miętowy, jest jedną z popularniejszych substancji, które wykorzystuje się przy dolegliwościach układu oddechowego. Może być stosowany do inhalacji, znajduje się także w składzie maści i wcierek. Ma właściwości wykrztuśne, dlatego znajdziesz go w składzie wielu syropów, dzięki czemu łatwiej pozbędziesz się nadmiaru wydzieliny z płuc.

Mięta wykazuje także działanie uspakajające, przeciwbólowe i odkażające.

Przepis na zimową herbatę

Dosyć o mięcie, przejdźmy do mojej ulubionej receptury! Poniżej znajdziesz składniki, które będą Ci potrzebne, do przygotowania zimowej herbaty z imbirem, a także wskazówki, jak ją przygotować.

herbata z imbirem

Składniki herbaty rozgrzewającej

  • dwa plastry cytryny
  • 3-4 goździki
  • kawałek kory cynamonu
  • domowy syrop z imbiru lub z pigwy
  • plasterek świeżego imbiru (zwłaszcza, gdy dodajesz syrop z pigwy, a nie imbirowy)
  • 3 listki świeżej mięty

Celowo, nie wskazuję miodu, ponieważ znajduje się on już w domowym syropie z imbiru lub w tym z pigwy.

Jak przygotować zimową herbatę

Zaparz w kubku lub dzbanku, swoją ulubioną herbatę i poczekaj, aż nabierze odpowiedniej mocy. Następnie wrzuć do niej cytrynę, imbir, goździki, cynamon i miętę. Jeśli dodajesz syropu imbirowego, to pamiętaj, że herbata nie może być gorąca, w inaczej zabijesz wszystkie właściwości miodu. W przypadku syropu pigwowego, wszystko zależy od tego czy jest na bazie miodu, czy cukru.

Właściwości imbiru, czyli dlaczego jest on tak ważny

Imbir wykazuje wiele właściwości leczniczych, które świetnie wzmocnią Twój organizm. Bardzo dobrze rozgrzewa, pomaga budować odporność, a także jest nieocenionym wsparciem w przypadku infekcji wirusowej, grzybiczej, a nawet bakteryjnej. Spotkasz go w wielu przepisach, recepturach i produktach, które wykorzystywane są podczas przeziębienia i problemów z układem oddechowym, ale również jako wsparcie w procesie odchudzania.

Imbir wykazuje bardzo dużo właściwości leczniczych, do których należą między innymi:

  • dobry wpływ na układ trawienny i zapobieganie wzdęciom;
  • odkażanie jamy ustnej, pomaga w jej higienie, kaszlu, a także bólach gardła;
  • łagodzi obrzęki i pobudza krążenie;
  • jest pomocny w przypadku bóli miesiączkowych;
  • pomaga w zwalczaniu nudności i wymiotów.

Dlaczego warto pić herbatę z imbirem

Kłącze imbiru, bogate jest w związki czynne, które wspierają wydajniejszą pracę mózgu, odtruwają organizm i wspomagają układ trawienny oraz pokarmowy. . Wszystko dzięki zwartym w nim olejkach eterycznych, alkoholu i gingerolu. Warto dodać imbir do herbaty, bo to właśnie gingerol ma właściwości rozgrzewające i przeciwzapalne, tak pomocne podczas przeziębienia. Reguluje też pracę przewodu pokarmowego i pozytywnie działa na ten sercowo-naczyniowy.

Czy wiesz, że imbir lekarski zawiera ponad dziesięć składników, które wykazują działanie antywirusowe?!

Jeśli chcesz poznać recepturę domowego syropu z imbirem lub dowiedzieć się więcej o działaniu imbiru, przejdź do tego artykułu:

https://www.magdapisze.pl/zycie/syrop-z-imbiru-miodu-i-cytryny-nie-tylko-na-przeziebienie-domowy-sposob/

.

Wkurza mnie ten sztuczny uśmiech przyklejony do twarzy i pseudo troska

0

Ostatnio niewiele rzeczy mnie wkurza. Chyba nauczyłam się odpuszczać i eliminować ze swojego życia właśnie te aspekty, które mnie denerwują. Przestałam się angażować w pewne sprawy, na inne patrzę z dystansem. Nie spotykam się z ludźmi, do których nie pałam szczególną sympatią, nie udaję i zawsze mówię to, co myślę. Nie żyję jednak w idealnym świecie i zostało kilka spraw które mnie wkurzają. Pomijam rozrzucone skarpetki męża, czy pełen zlew naczyń, chodzi mi o coś grubszego – o sztuczność, nieszczerość i uśmiech przyklejony na stałe do twarzy. O uniwersalne rady i brak odpowiedzialności za sprzedawaną iluzję. Wkurza mnie pseudo troska.

Każda z nas powinna być zawsze szczęśliwa

No teoretycznie tak. Chciałabym, żeby wszystkie kobiety były szczęśliwe. Ale wiesz, tak się nie da. Nie możesz być wciąż zadowolona, radosna, pełna energii i do rany przyłóż. Masz prawo się zdenerwować, płakać, tupać i krzyczeń. Nie chcę, żebyś śmiała się w głos, gdy w środku Twoje serce płacze po stracie kogoś bliskiego. Nie wszystkie złe emocje da się zdusić w zarodu, przejść obok nich obojętnie. Nie ze wszystkim pomogą Ci koleżanki. Smaczna zimowa herbata i koc, tylko złagodzą złe chwile, nie sprawią magicznie, że one znikną.

I tak, powinnaś być szczęśliwa, powinnaś uwierzyć w siebie, ale powinnaś to poczuć. Małymi krokami można dojść do dużych rzeczy, nie zawsze rewolucja jest w życiu potrzebna, czasami wystarczy ewolucja. Ja jestem z tych osób, które skaczą na głęboką wodę i uwielbiają duże zmiany. Ale Ty wcale nie musisz taka być. Powinnaś poznać siebie, znaleźć w sobie siłę i pokochać to, co masz w środku. Ale także zmienić coś, co Ci się bardzo nie podoba.

Nie ma uniwersalnych rad

Jeśli ktoś staje przed grupą totalnie różnych ludzi i mówi, że ma uniwersalną radę dla nich wszystkich, to powinna Ci się zapalić czerwona lampka. Nie ma czegoś takiego, jak rada uniwersalna, dla wszystkich, bo u kogoś się sprawdziło. Taka osoba staje z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy, widzisz jak drżą jej kąciki ust i jak drętwieją policzki, ale ona wciąż się uśmiecha. Masz ochotę krzyknąć, żeby odpuściła, bo zaraz dostanie skurczu twarzy, ale wciąż nie wypowiadasz tych słów.

A ona opowiada jakie życie jest wspaniałe, jaką przeszła przemianę, co można zrobić, żeby być tak szczęśliwą jak ona. Rozglądasz się po sali i zastanawiasz, czy tylko Ty widzisz ten sztuczny uśmiech. Wydaje się, że uwaga innych została uśpiona, że z zapartym tchem słuchają historii. Nie wiesz, czy wyjść czy zostać i słuchać dalej. Nie można przecież zawsze być szczęśliwym! Tak jak nie ma uniwersalnych rad, które zadziałają u każdego. Może być pewne przekonanie, kilka zasad, coś co pomoże w pewnej sytuacji. Ale to zależy o wielu czynników. Jeśli kupisz magiczny produkt, czy usługę, które reklamuje właśnie ta osoba, to wcale nie oznacza, że nagle będziesz tak samo uśmiechnięta.

Ciekawe, co robi ta osoba, gdy schodzi ze sceny, czy ten uśmiech też schodzi z jej twarzy, czy z nim zasypia…

Bądź uważna, nie wszyscy chcą Twojego szczęścia

Nie jest tak, że wszyscy chcą, żebyś była szczęśliwa. Oczywiście jest mnóstwo osób, które Ci tego życzy. Są również takie, które pomagają Ci tylko na pozór, chcąc Cię uzależnić od siebie. Od swoich porad, przekonań, usług, czy produktów. Chcą, żebyś czuła, że tylko z nimi będziesz szczęśliwa, będziesz kimś. To Ty masz to poczuć, Twoja siła nie może być zależna od tego, co ktoś mówi i robi. Zawsze miej w głowie wątpliwość i nie łykaj wszystkiego jak młody pelikan. Nie angażuj się na ślepo we wszystko, co powie Ci nowo spotkana osoba. Nie każda grupa, jest grupą, która Cię serio wspiera. A co, jeśli zrobisz coś na przekór, nie po ich myśli?

Czasami ktoś tylko udaje, że Cię wspiera

Nadal będą Cię wspierać, czy po prostu wykluczą? Czy jeśli ktoś klaszcze, wyraża podziw, uśmiecha się do Ciebie, ale tak na serio nigdy Ci nie pomógł, nie wsparł, to co? Powinnaś ogrzewać się w ogniu miłych słów i zadowolonych twarzy? Takich, które liczą tylko na swój sukces, Twój celowo omijając, uzależniając od swojego? Obserwuję wiele grup, stowarzyszeń, inicjatyw. I tak niewiele bazuje na prawdziwym wsparciu. Zaczyna się pięknie! Są wartości, ideały, pozytywna energia, a potem wychodzi jak zwykle. Zazdrość, sztuczny uśmiech i szept za plecami. Jeśli nie podoba Ci się towarzystwo, ideologia – po prostu odejdź. Bądź uważna, nie wierz we wszystko, co ktoś chce Ci przekazać.

Wkurza mnie sztuczny uśmiech przyklejony do twarzy, bo to nie jest już radość i szczęście, to tylko skurcz mięśni. Tak jak wytresowana małpka w cyrku, ktoś gra rolę, która wydaje mu się słuszna, by osiągnąć swój cel. Może jestem naiwna, ale wierzę, że dobro wraca, a źli ludzie w końcu dostają za swoje.

.

Nie spełniaj swoich ambicji dzieckiem. Daj mu wolność wyboru

0

Bardzo często rodzice chcą spełniać swoje ambicje, poprzez dzieci. Znasz ten schemat? Ja nie miałem, ja nie mogłem, to Ty to zrób. Za tatusia, za mamusię… Mimo tego, że dziecko zupełnie nie czuje nauki gry na pianinie albo nie chce iść na studia medyczne, nikt go nie słucha. Musi to robić, bo chcą tego rodzice. Jedne zrobią dokładnie to, czego się od nich wymaga, drugie pójdą pod prąd. Ale żadne nie będzie szczęśliwe, jeśli nie będzie mogło rozwijać swoich pasji i zainteresowań. Zawsze będą miały w głowie to, że ktoś wybrał lub chciał wybrać za nie. A Ty, słuchasz swojego dziecka, czy wiesz lepiej?

Tata zawsze marzył, żebym była prawnikiem

Zacznę od swojej historii. Mój tata zawsze chciał, żebym została prawnikiem. Zazwyczaj rodzice marzą, żeby ich dzieci były “kimś” – lekarzem, weterynarzem, sędzią, urzędnikiem. Czasami prowadzą swój biznes i dzieciom urządzają życie tak, jak żyją oni. Chcą, żeby syn odziedziczył firmę budowlaną, warsztat samochodowy, żeby córka tak jak oni były optykiem lub prowadziła lokalny sklep. Mój tata chciał, żebym poszła na prawo. I wiesz, ja też o tym myślałam. Wszystkie przedmioty na studiach, które dotyczyły aspektów prawnych zdawałam na piątki. Zastanawiasz się pewnie, czemu w takim razie nie zostałam prawnikiem? Dlatego, że chciał tego mój tata i to było jego oczekiwanie. Poszłam na przekór, teraz myślę, że zupełnie bez sensu. Wtedy jednak wydawało mi się, że robię dobrze.

Wymyślił dla mnie jakiś plan, a ja bardzo nie lubię, gdy ktoś decyduje za mnie. Nie popieram też porównywania dzieci i ocen w szkole. Nie dostawałam pochwały, gdy za czwórkę z klasówki, ważne było to, co dostały moje koleżanki. Miałam mieć piątki ze wszystkich przedmiotów, bez względu na to, jakie miałam zainteresowania. No i w sumie tak było, pierwszą tróję na świadectwie miałam dopiero w liceum. I nie, zdecydowanie nie byłam kujonem. Mam fotograficzną pamięć i nieźle kombinuję, dzięki czemu potrafiłam przejrzeć materiał na korytarzu i świetnie napisać kartkówkę. Nie czytałam też lektur, wystarczyło, że ogarnęłam wzrokiem kilka opracowań i posłuchałam od innych. Z perspektywy wiem, że mogłam się bardziej przykładać, ale wtedy wydawało mi się to ok. Wciąż czułam, że tata ma na mnie plan i muszę robić wszystko, żeby był zadowolony. Mama podchodziła do tego wszystkiego trochę inaczej…

Mama chciała, żebym była szczęśliwa

Idąc do liceum stanęłam przed dylematem wybrania profilu. Miałam dobre oceny ze wszystkiego, więc w sumie nie wiedziałam co wybrać. Zdecydowałam się na matematykę i język. Szło mi nieźle, ale to nie było to. W połowie szkoły zdecydowałam się na zmianę, wywróciłam wszystko do góry nogami. Wymyśliłam sobie, że będę studiować stosunki międzynarodowe w Toruniu i jednak idę na profil społeczno-prawny. Miałam szóstkę z historii, więc bez problemu uzyskałam zgodę na przeniesienie, bez konieczności nadrabiania materiału na poziomie rozszerzonym. I wiesz, dostałam się na dokładnie te studia, które chciałam. A wiesz dlaczego? Dlatego, że miałam wsparcie mojej mamy. Powiedziała mi wtedy, że jeśli to jest moje marzenie, to powinnam do niego dążyć.

Gdy zaczęłam naukę w liceum, powiedziała mi też, że mam skupić się na przedmiotach, które lubię i czuję, a resztę mieć na tróję. Może dzięki temu nie przejmowałam się fizyką i chemią, a maturę z polskiego zdałam najlepiej w mieście. Dała mi wolną rękę, to dzięki niej jestem teraz w tym miejscu. Zawsze zwracała uwagę na to, bym uczyła się języków i rozwijała moje pasje. Wspierała mnie podczas konkursów recytatorskich i ćwiczyła ze mną godzinami nudne wiersze. Bardzo jej za to dziękuję, że nie musiałam być “jakaś”, że mogłam być sobą.

Zajęcia dodatkowe – konik rodziców i zmora dzieci

Za moich czasów wybór był okrojony – język, szkoła muzyczna, zespół pieśni i tańca, no i korki. Małe miasto 20 lat temu nie oferowało zbyt wiele. Ja chodziłam na angielski, przez chwilę także tańczyłam we wspomnianym zespole. Teraz wiele się zmieniło i dzieci mają możliwość rozwijania swoich pasji praktycznie na wszystkich płaszczyznach. Jakiś czas temu, zapytałam na naszej facebookowej grupie, czy dzieciaki moich czytelniczek chodzą na zajęcia dodatkowe. Nie byłam zdziwiona, że większość odpowiedziała twierdząco. Najpopularniejszymi zajęciami wciąż są języki, tańce i sportowe aktywności. I nie, nie uważam, że jest to bez sensu. Ważne tylko, by dziecko chciało w nich uczestniczyć.

Czy Ty, chciałabyś robić coś pod przymusem? Na przykład grać w tenisa dwa razy w tygodniu, chociaż wolałabyś tańczyć? No pewnie nie. Odpowie tak wielu z nas, dorosłych. Dlaczego więc na siłę staramy się znaleźć zainteresowania naszym dzieciom? Nie obserwujemy ich i nie pokazujemy tego, z czego mogłyby mieć radość, tylko po prostu wiemy lepiej? To sprawia, że często maluchy idą w odwrotną stronę, są w czymś przeciętne, chociaż rozwijanie swojej pasji, mogłoby je zaprowadzić na szczyt. Nie traktuj zajęć dodatkowych, jak swojego konika, nie funduj dzieciakowi traumy i nie każ mu ćwiczyć gry na fortepianie, chociaż woli kopać w piłkę.

Pokaż dziecku możliwości

Zajęcia dodatkowe są fajne, ale tylko wtedy, gdy dziecko jest nimi zainteresowane. A co, gdy ono mówi, że nie interesuje go nic? Nie podsuwaj na siłę, nie zapisuj, bo może mu się odmieni. Bo przecież musi na “coś” chodzić, dzieci sąsiadki każdego popołudnia “coś” robią. Popatrzcie na możliwości razem, powiedz, że zawsze może zrezygnować. Zaraź go chęcią poszukiwania. Znasz przysłowie: z niewolnika nie ma pracownika”? Tak czuje się dziecko. Dzisiejszy świat daje mnóstwo możliwości, ważne jednak, by były one indywidualnie dopasowane. Nie zrobisz matematyka z humanisty. Możesz go zmuszać do całkowania i może nawet to załapie, ale nie będzie szczęśliwy.

Pokazuj dziecku możliwości, postaraj się zarazić pasją. Jeśli po pół roku stwierdzi, że zajęcia sportowe nie są dla niego, że się męczy, to po prostu odpuść. Moje dziewczyny w tamtym roku zaczęły chodzić na balet. Starszej zajęcia w przedszkolu spodobały się tak bardzo, że chodziła jeszcze na dodatkowe zajęcia. Tańczyła dwa razy w tygodniu i nadal to kontynuuje. Kocha balet, taniec, śpiew. Mała po roku w przedszkolu, poprosiła żeby ją wypisać. Zrobiłam to z ciężkim sercem, bo ma tak elastyczne ciało, że szpagat robi z marszu. Tak po prostu, bach i szpagat. Starsza nie dochodzi nawet do połowy, mimo tylu godzin baletu. Kocha to jednak i na palcach staje znakomicie, jest też eteryczna i wrażliwa, co widać na scenie.

Razem z małą zastanawiałyśmy się, co w takim razie wybrać. Zdecydowała się na… karate. W grupie są praktycznie sami chłopcy, bo to przecież męskie zajęcia. A ona jest w swoim żywiole! Czy powinnam napierać i na siłę pchać ją tam, gdzie jej się nie podoba? Zdecydowanie nie.

Obserwuj dziecko

Gdy myślę o zmuszaniu dzieci do pewnych zajęć, w głowie mam moją koleżankę z podstawówki. Jej mama bardzo chciała, by grała na pianinie. Musiała chodzić do szkoły muzycznej i ćwiczyć godzinami. Nigdy nie mogła się z nami bawić, bo mama kazała jej grać. I niestety, z samej chęci rodzica, dziecko nie było wirtuozem. Pamiętam, gdy podczas rozdania nagród na konkursie matematycznym, miała grać “Dla Elizy”. Zaczynała kilkukrotnie i wciąż się myliła. Zanim doszła do połowy, dyplomy zostały rozdane. Stres, zdenerwowanie, bezsilność. Nie takie emocje powinno się fundować dziecku.

Obserwuj młodego człowieka, który mieszka razem z Tobą pod jednym dachem. Rozmawiaj, śmiej się, angażuj w życie. Pokaż mu możliwości i sprawdzaj, czy to jest właśnie to, co go cieszy. Nie chodzi o to, by totalnie olać ten temat. Warto dostrzec konkretne umiejętności i pomóc je rozwinąć. Trzeba testować, próbować i szukać opcji, która przyniesie korzyści. MUSISZ obserwować swoje dziecko.

Jeśli moja córka będzie chciała zostać zawodowym kucharzem, to jej nie wyśmieję, tylko wyślę na najlepszy kurs kucharski. Nie musi iść na studia medyczne, nie mam dla niej planu. Chcę, żeby moje dziewczyny były szczęśliwe. Nie muszą być kimś konkretnym, żebym była z nich dumna. Wystarczy, że są sobą.

.

A czy Ty dotykasz swoich piersi, czyli jak przeprowadzić samobadanie

1

Czy wiesz, że każdego roku około 18 tys. kobiet w Polsce, dowiaduje się,że ma raka piersi? Niestety, ponad 5 000 z nich umiera. Tak, umiera! Zostawia swoich bliskich i odchodzi. A czy wiesz, że można tego uniknąć? Choroba wykryta na wczesnym etapie, jest niemal w 100 proc. wyleczalna. Dotykasz swoich piersi? Przeprowadzasz samobadanie? Jeśli tak, to jesteś w grupie około 2-3% kobiet, które wykonuje je regularnie (i mam nadzieję poprawnie).

Samobadanie piersi – czym jest

Badanie to, jest podstawowym i bardzo ważnym elementem, w procesie wykrywania nowotworu piersi we wczesnym jego etapie. Możesz przeprowadzić je w domu i jest to czynność bardzo prosta. Ważne, by dokładnie obserwować swoje piersi i wykonywać badanie palpacyjne (przy użyciu placów). Musisz wiedzieć, jak zazwyczaj wyglądają, jaki mają kształt, czy jest różnica w ich wielkości. Dzięki odpowiedniemu dotykaniu piersi, możesz wyczuć zgrubienie lub stwardnienie.

Jest to jeden z elementów profilaktyki nowotworu piersi. Warto pamiętać także o wykonywaniu USG raz w roku, regularnych wizytach u ginekologa i wykonywaniu zleconych przez niego badań (np. mammografia lub rezonans magnetyczny).

(Nie zapominaj także o corocznej cytologii – Cytologia ? Badanie, które może uratować Ci życie)

Jak często badać swoje piersi

Zacznijmy od tego, że każda kobieta powinna badać piersi. Bez względu na to, czy ma 50 lat, czy o połowę mniej. Nie szukaj granicy, moja kuzynka niepokojącą zmianę wykryła u siebie, mając 18 lat!

Zaleca się wykonywanie samobadania raz w miesiącu, najlepiej między 5. a 10. dniem cyklu, czyli zazwyczaj o ustąpieniu krwawienia, przed owulacją. Piersi powinny być miękkie, ale także niebolesne. Tak, abyś mogła je dokładnie zbadać i zaobserwować nawet najmniejszą zmianę. Jeśli stosujesz terapię hormonalną, wtedy wybierz czas, gdy robisz tak zwaną “przerwę”. Jeśli jesteś już po menopauzie, ustal sobie comiesięczny termin, np. na pierwszy lub ostatni weekend miesiąca. Najważniejsza jest regularność!

Od czego zacząć samobadanie piersi

Najlepiej, abyś stała przed lustrem, ponieważ samobadanie zaczyna się od obserwacji piersi. Zdejmij koszulkę i stanik, a następnie wykonaj 3 proste kroki.

  1. Unieś ręce do góry i przyjrzyj się piersiom. Sprawdź, czy widzisz zmianę kształtu, wielkości lub koloru skóry piersi. Zwróć uwagę na to, czy brodawki nie są wciągnięte, a skóra nie jest pomaszczona.
  2. Teraz oprzyj ręce na biodrach i ponownie wykonaj powyższe obserwacje. Pochyl się lekko i raz jeszcze przyjrzyj się piersiom.
  3. Czas na brodawki. Ściśnij je i sprawdź, czy wycieka z nich wydzielina.

Jeśli zauważysz cokolwiek niepokojącego w wyglądzie, kształcie, kolorze skóry lub zaobserwujesz wydzielinę – zgłoś się do specjalisty. Poniżej załączam grafikę, na której znajdują się sygnały, które powinny się zaniepokoić.

Źródło: https://veritamed.com/aktualnosc/1070/SAMOBADANIE-PIERSI

Badanie palpacyjne piersi – jak je wykonać

Palpacyjne badanie, warto wykonać w dwóch pozycjach – stojącej oraz leżącej. Pamiętaj, że ułożenie Twojego ciała, zmienia kształt piersi. Może okazać się, że guzek będzie wyczuwalny tylko w jednej pozycji.

Badanie piersi na stojąco

Stań wyprostowana przed lustrem, załóż jedną rękę za głowę, a drugą wykonaj badanie. Wyciągnij trzy środkowe palce i zbadaj piersi bardzo dokładnie, nie pomijaj żadnego fragmentu. Możesz posmarować je balsamem lub oliwką, aby łatwiej prowadzić palce. Jakie ruchy powinnaś wykonywać podczas samobadania piersi?

  1. Okręgi – zatocz koło po obwodzie piersi, wykonując małe koliste ruchy, przesuwaj palce ruchem spiralnym, zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
  2. Ruchy promieniste – potraktuj pierś, jak tarczę zegara i zataczając niewielkie kółeczka, przesuwaj palce od brodawki, w kierunku każdej “godziny”.
  3. Góra i dół – przesuwaj trzema palcami po piersi tak, aby zataczając małe koła, wykonać na piersi pionowe paski.
Żródło: https://zdrowie.claudia.pl/artykul/samobadanie-piersi-w-7-krokach-dotyk-ktory-moze-uratowac-zycie

Podczas badania, sprawdź także pachę i dołki nadobojczykowe – tam również mogą znajdować się guzki. Zwróć również uwagę na powiększenie węzłów chłonnych. Pamiętaj, że masz dwie piersi – czynności powtórz dwukrotnie, na każdej z nich.

Badanie piersi na leżąco

Zasady badania na leżąco są takie same, inne jest tylko ułożenie ciała. Połóż się na plecach z ręką pod głową. Jeśli masz duże piersi, pomocna może okazać się poduszka, położona pod lewym barkiem. Tu także nie zapominaj o drugiej piersi!

Możesz wykonać badanie piersi pod prysznicem

Dobrym pomysłem, jest samobadanie piersi pod prysznicem. Namydlona skóra sprawia, że o wiele prościej wyczujesz zmiany w piersiach.

Dbaj o swoje piersi, o swoje zdrowie i życie!

Te wszystkie czynności za pierwszym razem mogą okazać się trochę problematyczne. Trzeba pamiętać o wielu szczegółach i pozycjach. Uwierz jednak, że po kilku razach będziesz już specjalistką, która ma te zasady w głowie plan. Najważniejsza jest regularność! Stała obserwacja i badanie palpacyjne, pomogą Ci wykryć nowotwór na wczesnym etapie. Myślę, że uda Ci się wygospodarować kilkanaście minut w miesiącu, by zadbać o swoje zdrowie i… życie. Tak, powtórzę to – co roku na tę chorobę umiera około 5 tysięcy kobiet. Zostawia swoje dzieci, partnerów, bliskich i odchodzi. Towarzyszy temu ból, cierpienie i bezradność. Nie rezygnuj z siebie, nie szukaj wymówek. Po prostu badaj swoje piersi!

.

Niech skończy się ten weekend, czyli poniedziałek z przymrużeniem oka

0

Kiedyś nienawidziłam poniedziałków. Nie to, żebym teraz pałała do nich jakąś ogromną sympatią, ale… często czuję ulgę. Co się w takim razie zmieniło? Czy wydarzyło się coś magicznego? Tak! Moje dzieci poszły do przedszkola i wtedy zadziała się magia! Kiedyś w niedzielne popołudnie miałam chęć płakać, teraz tupię radośnie nóżkami, kiedy już położą się spać! Ten post piszę dla Ciebie z lekkim przymrużeniem oka, nie traktuj każdego słowa całkiem serio. Matki muszą mieć trochę dystansu do rzeczywistości. I mimo tego, że kocham swoje dziewczyny najbardziej na świecie, to jednak czasami… jestem po prostu zmęczona.

Piątek, tygodnia koniec i początek

No właśnie, dla jednych to koniec, u innych wszystko dopiero się zaczyna. Co tydzień łapię się na tym, że w piątek snuję plany. Co zrobimy, gdzie pojedziemy, jakie atrakcje możemy z dzieciakami zahaczyć, żeby weekend był wyjątkowy. I tak planuję, realizuję, a potem w niedzielę padam z nóg. Planów jest czasami tak wiele, że nasz weekend pęka w szwach! Ale przecież czego nie robi się dla naszych dzieci?! Jak się bawić, to się bawić! W piątek kończę szybko pracę, robię zakupy,żeby kolacja była taka nasza, wyjątkowa i ogarniam chatę. W sumie nie wiem po co, bo przecież wiem, co będzie działo się tu w weekend. Ale jakoś tam mam, to chyba odruch bezwarunkowy.

Generalnie matki mają jakąś taką dziwną umiejętność, że są jak takie maszynki do sprzątania. Nie usiądą, nie odpoczną, tylko zbierają te rozrzucone zabawki, skarpetki, naczynia. Układają poduszki na kanapie, odkurzają i myją podłogi. Posprzątają w domku dla lalek, ogarną rozbebeszone łóżka, wciąż jednak koncentrując się na kilku sprawach na raz. Jakich? Obiad, pranie, zadanie domowe… W wielokropek możesz wpisać dowolnie dużą ilość zajęć, które wykonujesz na raz. A teraz zastanów się, na ilu rzeczach może skupić się facet? No właśnie. Maksymalnie na dwóch. Biologia moja droga. Nie oznacza to jednak, że 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, musisz wykorzystywać swoje umiejętności. Wiem, że to potrafisz, ale nie zawsze musisz pokazywać światu swoje super moce 🙂

Sobota zaczyna się przed 8

Około 7 otwieram oko, słyszę, że świetnie się bawią, więc zamykam je ponownie. Leżę jeszcze pól godziny, po czym zwlekam się z łóżka i już wiem, ile kosztowało mnie te dodatkowe 30 minut snu. W ich pokoju sajgon, ale zabawa świetna. W łazience potykam się o miskę z wodą, dwie gołe lalki Barbie i prawie tracę zęby na rozlanym mydle w płynie. Z brokatem rzecz jasna! Udaje mi się jednak dojść do toalety, wtedy zauważam, że ktoś sprawdzał maksymalną długość rolki papieru… Zamykam oczy, liczę do trzech i idę robić śniadanie.

Tak, śniadanie.. Najlepiej płatki, czekolada i inne pyszności. Nic normalnego im nie smakuje, ale i tak jest prościej niż przy obiedzie. Zanim przebrnę przez śniadanie, pierwsze kłótnie i “mamooo, nudzi mi się”, robi się 10ta. Normalni ludzie dopiero otwierają oko, a ja czuję się tak, by było już popołudnie. Cholera, JUŻ 10, a jeszcze zakupy, spacer, zabawa z dziećmi i obiad, o wieczorze nie wspomnę. Pytam co chcą zjeść. Zawsze to robię, a potem zaczynam się zastanawiać po co w ogóle pytałam. Po raz setny utknę na pomidorowej i makaronie z sosem pomidorowym dla odmiany, a finalnie zjedzą po kilka kęsów i “już im się nie chce, nie smakuje”. Czasami zaszaleję i zrobię dla odmiany coś, co ja lubię. Ale niewiele, żeby się nie zmarnowało. Wtedy oczywiście jestem głodna, bo wyżrą wszystko!

To już niedziela, czy jeszcze sobota?

Był spacer, plac zabaw, ale może jeszcze jakieś kino, muzeum i festyn lokalny. Ta część jest wymienna z niedzielą. W sumie tak mi się zaciera granica między tymi dwoma dniami, że dziękuję czasami za te wolne niedziele. Wtedy chcąc załatwić coś pilnego i bardzo potrzebnego, oddycham z ulgą. To już niedziela! Przecież sklepy zamknięte!

W niedzielę też wstaję rano i scenariusz jest podobny. Nie ma już miski z wodą i kąpieli dla lalek, ale znajduję inne atrakcje – milion pociętych kartek, na kolejny milion kawałków, plastelinę wlepioną w dywan, albo cudze kolano w swoim oku. Tak, mimo tego, że mają 4 i 6 lat, wciąż znajduję je w moim łóżku. I generalnie bardzo się z tego cieszę, bo uwielbiam je tulić, ale trochę mniej mi do śmiechu, jak mam 5cm przestrzeni dla siebie i budzę się z połową głowy za materacem. Na szczęście w niedzielę śniadanie robi mąż. Wyganiam towarzystwo z wyra i mam jeszcze kilka minut dla siebie. Ale wciąż słyszę krzyki i wrzaski z dołu. Zarzucam kołdrę na głowę i udaję, że mnie nie ma.

Po śniadaniu znowu zaciera się granica, to to część rozrywkowo-obiadowa. Czyli powtórka z rozrywki… Ale gdy wieczorem siedzą w wannie, ja w duchu skaczę z radości. Wiesz dlaczego? Już jutro poniedziałek… Odwiozę je do przedszkola, zrobię sobie ciepłą kawę i wypiję ją w absolutnej ciszy…

Hop, hop poniedziałku, gdzie jesteś?

I tak czasami przez cały weekend modlę się o ten poniedziałek. Bez ciągłego “nudzi mi się”, “maaamooo” wypowiadanego w każdej intonacji i wielu kombinacjach. Czasami mam ochotę spakować walizkę w piątek i wyruszyć w świat, a powrót zaplanować na poniedziałek. Po 9 najlepiej, żeby potworów nie było już w domu. Mieć weekend tylko dla siebie, bez tego całego bałaganu i kociokwiku…

W poniedziałkowy poranek zazwyczaj mam uśmiech na ustach. Co prawda przedziera się on powoli przez zapuchniętą twarz, zmęczenie i plany na kolejny tydzień, ale gdzieś tam jest! Czeka w ukryciu i pojawia się z całą swoją okazałością, gdy tylko zamykam za sobą drzwi przedszkola. W końcu ogarnę wszystko w swoim tempie, spotkam się z kilkoma dorosłymi i odpocznę. Nawet pracując, ale odpocznę. Mniej decybeli, zabawek do zgarnięcia, pożarów do ugaszenia. I pomyśleć, że kiedyś tak nie lubiłam poniedziałków… 🙂

Ale, ale…

Tak, tak jak Ty kocham te wstrętne potwory, moje dzieci znaczy się. I uwielbiam spędzać z nimi czas. Kokosić się w łóżku, łaskotać i spacerować. I nie zamieniłabym tego, na życie bez nich. Mimo tego, że weekend staje na głowie i zamiast odpocząć, wszystkiego jest więcej i bardziej. I co tydzień planuję atrakcje, chcę spędzić z nimi każdą minutę i widzieć ich uśmiech. I jestem potem tak okropnie zmęczona, ale gdy widzę jak cichutko oddychają śpiąc w swoich łóżeczkach, wiem po co to robię. Dla nich, bo są najważniejsze.

I to wszystko z przymrużeniem oka, bo sama dobrze wiesz, jakie to uczucie. Wiem, że zrozumiesz tę moją miłość do poniedziałków i pewnie nie raz czujesz się podobnie. Może warto jednak czasami nie robić nic i chociaż na kilka godzin zostawić potwory u babci, mając chwilę dla siebie, dla związku i dla czystości umysłu. Albo w ciągu tygodnia zaplanować małą przerwę, by znaleźć siłę na ten wspólny weekend.

.

Czy jesienna depresja istnieje? Tak, to depresja sezonowa (Seasonal Affective Disorder – SAD)

0

Mam wrażenie, że wraz z końcem wakacji, odchodzi chęć do życia. Pierwsze tygodnie września udaje mi się jakoś przetrwać, a potem jest tylko gorzej. Znikają ciepłe promienie słońca, a ich miejsce zastępują chmury, deszcz i wszechogarniająca wilgoć. Podobny stan mam wtedy w głowie. Pewnego dnia wstaję z łóżka i bach! Tak po prostu, bez pytania, przychodzi jesienna depresja. Znasz to uczucie? Uczucie jesiennego smutku?

Depresja czy jesienna chandra

Jesienna depresja to określenie szalenie często wykorzystywane na gorszy okres pod koniec roku. Ciężko stwierdzić, czy to tylko spadek formy, czy początek czegoś poważnego. Tu ważna jest obserwacja i niezwykła uważność. Specjaliści wskazują, że jesienna chandra istnieje i nazywają ją sezonową depresją (Seasonal Affective Disorder – SAD). Czym różnią się od siebie te dwa pojęcia, jaka jest główna różnica? Ta sezonowa zazwyczaj znika tak szybko, jak się pojawiła. Z tą drugą cholerą jest znacznie gorzej.

Czym jest depresja?

Depresja to bardzo często bagatelizowany stan. Nadużywane słowo, którym określamy smutek, żal i brak chęci do życia. Ale czy naprawdę tak jest? Czy depresja to tylko gorsze samopoczucie i kilka słabszych dni? Zdecydowanie nie – depresja to choroba. I trzeba mieć tego pełną świadomość! Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), określa depresję, jako wiodącą przyczynę niesprawności oraz niezdolności do pracy, na świecie. Jest to najczęściej spotykane zaburzenie psychiczne. Kilkanaście procent dorosłej populacji dotyka przynajmniej raz, często nie chcąc wypuścić ich ze swoich szponów.

Okazuje się również, że co dziesiąty pacjent, który zgłasza się do lekarza z powodu innych dolegliwości, cierpli na pełnoobjawową, regularną depresję. U takiej samej liczby osób, można stwierdzić pojedyncze objawy depresji. Czy wiesz, że choroba ta dwa razy częściej dotyka nas, kobiet? Niestety, większość chorych na depresję, nie otrzymuje właściwej pomocy. Pozostaje ona nierozpoznana lub leczenie jest nieodpowiednie. Depresja wciąż jest zagadką, która zbiera swoje ponure żniwo.

Depresja objawy

Jest kilka znaków, które możemy nazwać objawami depresji:

  • utrata radości życia i umiejętności odczuwania przyjemności, która postępuje stopniowo;
  • pesymistyczne podejście do swojej przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości;
  • spadek aktywności fizycznej, utrata pasji i dotychczasowych zainteresowań, a także trudność w podejmowaniu decyzji;
  • poczucie ogarniającej beznadziejności, utrata sensu życia;
  • lęk;
  • myśli samobójcze.

Dowiedz się więcej o zaburzeniach nastroju – depresja objawy >

Mniej typowe objawy depresji

Często towarzyszą jej także, mniej typowe dla depresji, dolegliwości:

  • zaburzenia snu i apetytu;
  • spadek koncentracji;
  • mniejsze libido;
  • zaburzenia miesiączkowania;
  • gorsze samopoczucie w pierwszej połowie dnia.

Depresja – kiedy zgłosić się do lekarza

Powinnaś zgłosić się do lekarza zawsze, gdy Twój stan psychiczny budzi duży niepokój. Jeśli pierwsze objawy o umiarkowanym nasileniu, utrzymują się od 2 do 4 tygodni, konieczna jest konsultacja psychiatryczna. Powinnaś odwiedzić specjalistę także wtedy, gdy obawy towarzyszącą Ci kilka dni w miesiącu, ale cyklicznie przez kilka miesięcy.

Jesienna depresja to depresja sezonowa

Depresja sezonowa, a dokładnie sezonowe zaburzenia nastroju (seasonal affective disorders – SAD), zostały opisane przez specjalistów już ponad 20 lat temu, jednak do tej pory nie są wpisane do klasyfikacji chorób i zaburzeń. Pojawiają się zazwyczaj w okresie jesienno-zimowym, stąd właśnie ta nazwa. Nie jest to więc wyłącznie potoczne stwierdzenie, którym często określamy gorsze samopoczucie, a realny problem. Właściwie, to powinna nazywać się zimową depresją, bo większość przypadków stwierdza się w okresie od grudnia do marca.

Objawy sezonowej depresji (SAD)

Zazwyczaj pierwsze jej objawy pojawiają się w październiku lub listopadzie. Należą do nich:

  • przewlekłe zmęczenie;
  • smutek, pustka, niepokój, a nawet lęk;
  • brak motywacji do działania, obniżona aktywność;
  • zaburzenia snu i apetytu;
  • mniejsze libido.

Podobne objawy, które opisałam wcześniej, prawda? To właśnie łączy te dwa przypadki. My, kobiety, możemy zaobserwować u siebie również znaczne nasilenie objawów napięcia przedmiesiączkowego. Depresja sezonowa ustępuje jednak dosyć szybko, jeśli te objawy pozostają z Tobą na dłużej – koniecznie skonsultuj się ze specjalistą.

Dlaczego pojawia się jesienna chandra

Według specjalistów, główną przyczyną tego stanu jest zmniejszenie ilości światła dziennego docierającej do naszego mózgu. Bardzo często, problem ten dotyczy ludzi zamieszkujących północne kraje. W USA przeprowadzono badania, wg których na Florydzie sezonowa depresja dopada około 1,4 % populacji, podczas gdy na Alasce aż 10%. Nie jest to jednak jedyny czynnik, badacze wskazują na połączenie i skumulowanie czynników biologicznych, psychologicznych, a także środowiskowych.

Podsumowując – chodzi o mniejszą ilość światła, to w jakim środowisku żyjemy, czy mamy predyspozycje do takich zaburzeń, a także problemów, z którymi się borykamy.

Neurotyk mocniej doświadcza negatywnych emocji

Na sezonowe zaburzenia nastroju, narażeni są neurotycy, czyli osoby, które mocniej doświadczają takich uczuć jak: smutek, lęk, zazdrość, gniew, czy poczucie winy. To one, charakteryzują się względnie trwałą tendencją do doświadczania negatywnych stanów emocjonalnych. Trudniej radzą sobie ze stresem, często są nieśmiałe i skrępowane. Przyczyn neurotyzmu jest wiele i mają one charakter bio-psycho-społeczny. Nie jest to jednak choroba ani zaburzenie.

Jesienna chandra – jak jej przeciwdziałać

Najlepszym sposobem, jest większa ilość światła. Co jest trudne, gdy mamy jesień i w Polsce niebo przykrywa się ciężkimi chmurami. Można udać się na terapię, zwaną fototerapią, podczas której oczy naświetlane są jasnym światłem. Duża dawka sztucznego światła sprawia, że w organizmie podwyższa się poziom serotoniny (tzw. hormonu szczęścia), a obniża melatoniny. Innym sposobem, który zadziała podobnie, jest wyjazd zagraniczny. Jeśli możesz pozwolić sobie na tego typu luksus i wiesz, że taki stan dopada Cię jesienią, po prostu zaplanuj wyjazd w tym okresie. Są miejsca, gdzie światła będziesz miała dostatek!

Oczywiście jak zawsze, najważniejsza jest profilaktyka. Zdrowa dieta, bogata w witaminy i minerały (głownie w wit. z grupy B i magnez), pomoże zapanować nad prawidłowym funkcjonowaniem układu nerwowego. Spacery, ćwiczenia, dobry film i ulubiona książka, pozwolą uwolnić poprawiające nastrój neuroprzekaźniki. No i jeszcze jedna bardzo ważna kwestia – nie unikaj ludzi! Rozmowy i wspólne spędzanie czasu z bliskimi, są na wagę złota!

Nie zapominaj także o suplementacji witaminy D. W okresie jesienno zimowym, specjaliści zalecają przyjmowanie jej około 2000 jednostek dziennie.

Nie daj się jesiennemu smutkowi

Mimo tego, że pojawia się w naszym życiu, nie musimy tego tolerować. Wiem, jak ciężko jest się go pozbyć, bo sama to często przechodzę. Walczę z tym co roku i staram się nie zapominać o witaminie D i dużej ilości pozytywnych wrażeń. Może właśnie dlatego hucznie obchodzę swoje wrześniowe urodziny. Jeśli czujesz, że dopadła Cię jesienna chandra, nie zapadaj się w sobie, a ostatkiem sił postaraj się przywrócić równowagę. Spotkaj się z koleżanką, zrób coś miłego dla samej siebie, zacznij ćwiczyć i zdrowo jeść (jeśli do tej pory tego nie robiłaś). Błagam, tylko nie zapadaj się w sobie! Nie pozwól tej cholerze ogarnąć Twojego życia, żeby nie przerodziła się po cichu w chorobę.


Źródła:

Instytut Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologii, psychologia.edu.pl , http://www.psychologia.edu.pl/obserwatorium-psychologiczne/1090-jesienna-depresja.html

Medycyna Praktyczna dla pacjentów, mp.pl

Wytyczne dla lekarzy rodzinnych dotyczące suplementacji witaminy D, Zalecenia opracowane przez Polską Grupę Roboczą International University Family Medicine Club

Centrum Dobrej Terapii, centrumdobrejterapii.pl

.

Infekcja wirusowa czy bakteryjna, czyli nie szalej z antybiotykami

1

Nieprawdą jest fakt, że każda dziecięca choroba, poza katarem, potrzebuje antybiotyku. Mówiąc wprost – to mit! Antybiotyk jest niezbędny, gdy mamy do czynienia z bakteriami, a te nie zawsze są odpowiedzialne za chorobę dziecka. Jeśli pediatra przepisuje antybiotyk za każdym razem, nie robi też badań potwierdzających obecność bakterii i jest to jedyna metoda leczenia – zastanów się nad konsultacją u innego lekarza. A może to lekarz jest ostrożny, a Ty domagasz się antybiotyku? Tak, czy siak – warto wiedzieć czym różni się infekcja wirusowa od bakteryjnej i kiedy faktycznie antybiotyk będzie niezbędny?

Antybiotyk? Dwa poproszę!

Z jednej strony narzekamy, że lekarze często przepisują antybiotyki, drugiej jednak pacjenci często sami o nie proszą. Mam wrażenie, że panuje ogólne stwierdzenie, że podczas infekcji podanie antybiotyku nie zaszkodzi, a przecież może pomóc. Okazuje się jednak, że zaszkodzić może i co więcej – już szkodzi! Coraz częściej pojawia się problem antybiotykooporności, a bakterie zaczynają czuć się bezkarnie. Nie, nie wymyśliłam sobie tego, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) alarmuje – rośnie zwiększenie oporności bakterii na antybiotyki. Przykład? Bakteria New Delhi, która jak nazwa wskazuje, pochodzi z Indii. Od 2009 roku pojawia się już nie tylko tam, ale w szpitalach na terenie całej Europy. Tak, również w Polsce.

Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to już problem globalny i nie dotyczy tylko wybranych przypadków dzieciaków, które ciągle chorują. Swoją drogą, skoro wciąż są na antybiotyku, to jak ich organizm ma wrócić do prawidłowego funkcjonowania? A statystycznie rzecz ujmując, maluchy chorują średnio 10-12 razy w roku, podczas, gdy dorośli tylko 3-4 razy. Wariactwo! Oczywiście, są przypadki, w których koniecznie musimy zastosować antybiotyki, ale nie jest to zwykłe przeziębienie.

Polacy i Grecy kochają antybiotyki

Zdecydowanie tak! I nie jest to wymysł mojej wyobraźni. Według Europejskiej Sieci Monitorowania Konsumpcji Antybiotyków wynika, że Polacy są w czołówce wielbicieli tychże substancji. Tym razem nie jesteśmy jednak na szczycie, pierwsze miejsce zajmują Grecy, to oni rozsmakowali się w antybiotykach. Najmniej przyjmują ich Holendrzy. Aby zobrazować różnicę między tymi krajami, napiszę tylko, że Grecy przyjmują ich trzy razy tyle, co Holendrzy. No, jak się bawić, to na bogato! Szkoda tylko, że mogą wrócić czasy, gdy powszechnie umierało się na zapalenie płuc…

Antybiotyk – co to jest i jak powstał

Antybiotyk to taka substancja, która ma niszczyć bakterie, ale nie powinna szkodzić organizmowi. Jej zadaniem jest osłabienie i degradacja struktury bakterii, a co za tym idzie – zablokowanie jej namnażania. Brzmi rozsądnie, prawda? Mniej rozsądni byli Ci, którzy już wiele lat temu pozwalali sprzedawać antybiotyki bez recepty. O co chodzi? O penicylinę, czyli pierwszy na świecie antybiotyk. Powstała całkiem przypadkowo, 1928 roku, a jej odkrywcą był Aleksander Fleming. Podczas badań nad gronkowcami, do jednej z próbek dostała się pleśń i przypadkowo zabiła bakterie. Tak właśnie powstała penicylina i tak jak wspomniałam – długo sprzedawana była bez recepty. Taki magiczny lek, chciano udostępnić każdemu. Dzięki nie, nie każda brzydko gojąca się rana nogi, musiała skutkować jej amputacją.

Czym różni się infekcja wirusowa od bakteryjnej?

Podsumowując – antybiotyki są ok, tylko trzeba podać je w odpowiednim przypadku. Jak w takim razie odróżnić infekcję wirusową od bakteryjnej? U dzieci, może być to dosyć problematyczne. Dlatego, że nie potrafią dokładnie określić co je boli, gdzie i jak. Jeśli Twoje dziecko jest za małe, by opowiedzieć Ci wyczerpująco o objawach, albo po prostu masz wielkie wątpliwości co do stanu jego zdrowia lub diagnozy lekarza – poproś o badania.

Badanie CRP i wymaz z gardła

Masz wątpliwości, czy przepisany antybiotyk jest konieczny? Wykonaj lub poproś o badanie CRP z krwi. Jeśli mamy do czynienia np. z zapaleniem gardła, nie trzeba od razu kuć malucha, można zrobić wymaz z gardła, który kosztuje około 15zł i jest gotowy w 15 minut. Dzięki temu wiesz, czy zalęgły się jakieś paciorkowce i czy potrzebny jest antybiotyk.

Warto wykonać te badania za każdym razem, gdy jest jakakolwiek wątpliwość co do diagnozy. Jeśli okaże się, że zaatakowała bakteria, wtedy warto zrobić posiew lub antybiogram. Pomoże to ustalić jej rodzaj i dobrać odpowiednie leczenie. Ale to już WYŁĄCZNIE zadanie lekarza. To on tu jest specjalistą. Nie możemy odmawiać antybiotyków w sytuacjach, które ich bezwzględnie wymagają, na przykład: zakażenie rany, bakteryjne zapalenie dróg oddechowych lub dróg moczowych. O tym ostatnim wiem sporo, niestety na przykładzie własnego dziecka.

Czy warto robić badanie CRP?

Mojej córce uratowało to kiedyś życie. Wiem, że brzmi to poważnie, ale wydaje mi się, że tak właśnie było. Dwa lata temu miała wysoką gorączkę przez kilka dni, nasza pediatra była na zwolnieniu, w trakcie przydarzył się weekend, a każdy lekarz mówił, że to trzydniówka, że przesadzam. Czwartego dnia, zaniosłam ją na rekach do szpitala, dostałam burę od rejestratorki, że to nie mój rejon, ale nie martw się – zrewanżowałam się. Czułam, że dzieje się coś bardzo poważnego, że wszyscy to bagatelizują, a z moim dzieckiem jest coraz gorzej. Kolejny pediatra spojrzał na nią i w sumie nic nie stwierdził. Poprosiłam o CRP. Lekarz zbladł, gdy zobaczył wyniki, przekraczały mocno wszystkie normy. Podobno przyszłam w ostatnim momencie. I tak – mam wyrzuty sumienia, że tyle zwlekałam. Mogłam po prostu zrobić sama to badanie i zareagować wcześniej. Ostateczna diagnoza – ostre odmiedniczkowe zapalenie nerek. Antybiotyki pompowali w nią godzinami, wciąż patrzyłam na te cholerne kroplówki. A ona spała, budziła się i znowu spała. To były chyba najgorsze dni w moim życiu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Przy okazji odkryli też wadę nerki, ale o tym już innym razem.

Wirus czy bakteria?

Wiekszośc infekcji powodują wirusy, należą do nich np. grypa, przeziębienie i duża ilość infekcji dróg oddechowych. Często można odróżnić je od siebie bez specjalistycznych testów, ale jeśli coś Was niepokoi, warto je jednak wykonać. Różnica jak zwykle tkwi w szczegółach. Pierwsza, to objawy ogólne. W tej wirusowej to zazwyczaj bóle głowy i mięśni, osłabienie, dreszcze. W bakteryjnej często dochodzi senność, brak apetytu, apatyczność, czy ból brzucha. Druga różnica to wysokość temperatury. Jeśli gorączka utrzymuje się, cały czas przekraczając 38,5 , spada na chwilę i znowu rośnie lub po prostu nie spada – prawdopodobnie to bakteria. Wodnisty, przeźroczysty katar i suchy kaszel, wskazują zazwyczaj na wirus, tak samo jest w przypadki gardła, gdy jest tylko lekko zaczerwienione. Jeśli widzisz wydzielinę ropną, to bakteria.

Nie jestem lekarzem, nie stwierdzę, czy Twoje dziecko ma infekcję wirusową, czy bakteryjną. Chcę jedynie zwrócić Twoją uwagę, na bezsensowne podawanie antybiotyków, powiedzieć Ci o badaniach, które pomogą wykryć bakterię i uspokoić, że przy bezbarwnym katarze nie musisz od razu panikować.

PAMIĘTAJ: w razie jakichkolwiek wątpliwości, objawów, które Cię niepokoją – zgłoś się do lekarza specjalisty. To on postawi diagnozę i wdroży odpowiednie leczenie.

P.S. Przypominam przepis na syrop z imbiru, miodu i cytryny , który pijemy nie tylko podczas infekcji 🙂

.