Kiedyś nienawidziłam poniedziałków. Nie to, żebym teraz pałała do nich jakąś ogromną sympatią, ale… często czuję ulgę. Co się w takim razie zmieniło? Czy wydarzyło się coś magicznego? Tak! Moje dzieci poszły do przedszkola i wtedy zadziała się magia! Kiedyś w niedzielne popołudnie miałam chęć płakać, teraz tupię radośnie nóżkami, kiedy już położą się spać! Ten post piszę dla Ciebie z lekkim przymrużeniem oka, nie traktuj każdego słowa całkiem serio. Matki muszą mieć trochę dystansu do rzeczywistości. I mimo tego, że kocham swoje dziewczyny najbardziej na świecie, to jednak czasami… jestem po prostu zmęczona.
Spis treści
Piątek, tygodnia koniec i początek
No właśnie, dla jednych to koniec, u innych wszystko dopiero się zaczyna. Co tydzień łapię się na tym, że w piątek snuję plany. Co zrobimy, gdzie pojedziemy, jakie atrakcje możemy z dzieciakami zahaczyć, żeby weekend był wyjątkowy. I tak planuję, realizuję, a potem w niedzielę padam z nóg. Planów jest czasami tak wiele, że nasz weekend pęka w szwach! Ale przecież czego nie robi się dla naszych dzieci?! Jak się bawić, to się bawić! W piątek kończę szybko pracę, robię zakupy,żeby kolacja była taka nasza, wyjątkowa i ogarniam chatę. W sumie nie wiem po co, bo przecież wiem, co będzie działo się tu w weekend. Ale jakoś tam mam, to chyba odruch bezwarunkowy.
Generalnie matki mają jakąś taką dziwną umiejętność, że są jak takie maszynki do sprzątania. Nie usiądą, nie odpoczną, tylko zbierają te rozrzucone zabawki, skarpetki, naczynia. Układają poduszki na kanapie, odkurzają i myją podłogi. Posprzątają w domku dla lalek, ogarną rozbebeszone łóżka, wciąż jednak koncentrując się na kilku sprawach na raz. Jakich? Obiad, pranie, zadanie domowe… W wielokropek możesz wpisać dowolnie dużą ilość zajęć, które wykonujesz na raz. A teraz zastanów się, na ilu rzeczach może skupić się facet? No właśnie. Maksymalnie na dwóch. Biologia moja droga. Nie oznacza to jednak, że 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, musisz wykorzystywać swoje umiejętności. Wiem, że to potrafisz, ale nie zawsze musisz pokazywać światu swoje super moce 🙂
Sobota zaczyna się przed 8
Około 7 otwieram oko, słyszę, że świetnie się bawią, więc zamykam je ponownie. Leżę jeszcze pól godziny, po czym zwlekam się z łóżka i już wiem, ile kosztowało mnie te dodatkowe 30 minut snu. W ich pokoju sajgon, ale zabawa świetna. W łazience potykam się o miskę z wodą, dwie gołe lalki Barbie i prawie tracę zęby na rozlanym mydle w płynie. Z brokatem rzecz jasna! Udaje mi się jednak dojść do toalety, wtedy zauważam, że ktoś sprawdzał maksymalną długość rolki papieru… Zamykam oczy, liczę do trzech i idę robić śniadanie.
Tak, śniadanie.. Najlepiej płatki, czekolada i inne pyszności. Nic normalnego im nie smakuje, ale i tak jest prościej niż przy obiedzie. Zanim przebrnę przez śniadanie, pierwsze kłótnie i “mamooo, nudzi mi się”, robi się 10ta. Normalni ludzie dopiero otwierają oko, a ja czuję się tak, by było już popołudnie. Cholera, JUŻ 10, a jeszcze zakupy, spacer, zabawa z dziećmi i obiad, o wieczorze nie wspomnę. Pytam co chcą zjeść. Zawsze to robię, a potem zaczynam się zastanawiać po co w ogóle pytałam. Po raz setny utknę na pomidorowej i makaronie z sosem pomidorowym dla odmiany, a finalnie zjedzą po kilka kęsów i “już im się nie chce, nie smakuje”. Czasami zaszaleję i zrobię dla odmiany coś, co ja lubię. Ale niewiele, żeby się nie zmarnowało. Wtedy oczywiście jestem głodna, bo wyżrą wszystko!
To już niedziela, czy jeszcze sobota?
Był spacer, plac zabaw, ale może jeszcze jakieś kino, muzeum i festyn lokalny. Ta część jest wymienna z niedzielą. W sumie tak mi się zaciera granica między tymi dwoma dniami, że dziękuję czasami za te wolne niedziele. Wtedy chcąc załatwić coś pilnego i bardzo potrzebnego, oddycham z ulgą. To już niedziela! Przecież sklepy zamknięte!
W niedzielę też wstaję rano i scenariusz jest podobny. Nie ma już miski z wodą i kąpieli dla lalek, ale znajduję inne atrakcje – milion pociętych kartek, na kolejny milion kawałków, plastelinę wlepioną w dywan, albo cudze kolano w swoim oku. Tak, mimo tego, że mają 4 i 6 lat, wciąż znajduję je w moim łóżku. I generalnie bardzo się z tego cieszę, bo uwielbiam je tulić, ale trochę mniej mi do śmiechu, jak mam 5cm przestrzeni dla siebie i budzę się z połową głowy za materacem. Na szczęście w niedzielę śniadanie robi mąż. Wyganiam towarzystwo z wyra i mam jeszcze kilka minut dla siebie. Ale wciąż słyszę krzyki i wrzaski z dołu. Zarzucam kołdrę na głowę i udaję, że mnie nie ma.
Po śniadaniu znowu zaciera się granica, to to część rozrywkowo-obiadowa. Czyli powtórka z rozrywki… Ale gdy wieczorem siedzą w wannie, ja w duchu skaczę z radości. Wiesz dlaczego? Już jutro poniedziałek… Odwiozę je do przedszkola, zrobię sobie ciepłą kawę i wypiję ją w absolutnej ciszy…
Hop, hop poniedziałku, gdzie jesteś?
I tak czasami przez cały weekend modlę się o ten poniedziałek. Bez ciągłego “nudzi mi się”, “maaamooo” wypowiadanego w każdej intonacji i wielu kombinacjach. Czasami mam ochotę spakować walizkę w piątek i wyruszyć w świat, a powrót zaplanować na poniedziałek. Po 9 najlepiej, żeby potworów nie było już w domu. Mieć weekend tylko dla siebie, bez tego całego bałaganu i kociokwiku…
W poniedziałkowy poranek zazwyczaj mam uśmiech na ustach. Co prawda przedziera się on powoli przez zapuchniętą twarz, zmęczenie i plany na kolejny tydzień, ale gdzieś tam jest! Czeka w ukryciu i pojawia się z całą swoją okazałością, gdy tylko zamykam za sobą drzwi przedszkola. W końcu ogarnę wszystko w swoim tempie, spotkam się z kilkoma dorosłymi i odpocznę. Nawet pracując, ale odpocznę. Mniej decybeli, zabawek do zgarnięcia, pożarów do ugaszenia. I pomyśleć, że kiedyś tak nie lubiłam poniedziałków… 🙂
Ale, ale…
Tak, tak jak Ty kocham te wstrętne potwory, moje dzieci znaczy się. I uwielbiam spędzać z nimi czas. Kokosić się w łóżku, łaskotać i spacerować. I nie zamieniłabym tego, na życie bez nich. Mimo tego, że weekend staje na głowie i zamiast odpocząć, wszystkiego jest więcej i bardziej. I co tydzień planuję atrakcje, chcę spędzić z nimi każdą minutę i widzieć ich uśmiech. I jestem potem tak okropnie zmęczona, ale gdy widzę jak cichutko oddychają śpiąc w swoich łóżeczkach, wiem po co to robię. Dla nich, bo są najważniejsze.
I to wszystko z przymrużeniem oka, bo sama dobrze wiesz, jakie to uczucie. Wiem, że zrozumiesz tę moją miłość do poniedziałków i pewnie nie raz czujesz się podobnie. Może warto jednak czasami nie robić nic i chociaż na kilka godzin zostawić potwory u babci, mając chwilę dla siebie, dla związku i dla czystości umysłu. Albo w ciągu tygodnia zaplanować małą przerwę, by znaleźć siłę na ten wspólny weekend.