Masz czasami wrażenie, że świat oczekuje od Ciebie, żebyś była perfekcyjna? Nie wystarczy wychować dziecka na dobrego człowieka, trzeba zadbać o każdy szczegół jego życia. Nie wystarczy dbać o relacje, trzeba wszystko rozłożyć na czynniki pierwsze. Nie wystarczy pracować, trzeba zrobić ogromną karierę lub mieć świetnie prosperującą firmę. Zewsząd wyłaniają się oczekiwania, a gdzie w tym wszystkim miejsce na normalność i szczęście?
Nikt nie oceni Cię tak, jak inna matka! Mam rację, prawda? Niby powinnyśmy rozumieć się najlepiej, a jednak najlepiej jedynie oceniamy. Można oceniać rodzaj porodu i sposób karmienia, ale dzisiaj zaczniemy od początku - wybór imienia. No, to które lepsze - zwyczajne czy niebanalne?
Pewnie nie jestem wyjątkiem i każda matka tak samo, jak ja przeżywa pierwszą klasę swojego dziecka. Bo niby ta moja Zocha dopiero przyszła na świat, stawiała pierwsze kroki i pluła mi marchewką w twarz, a tu plecak, zeszyty w 3 linie i... szkoła! Nie wiem kiedy i jak, wiem jednak, że nie jest to prosty czas. Ani dla dziecka, ani rodzica.
Czy potrafisz przyznać przed sobą, że nie jesteś perfekcyjna? Że nie wszystko robisz idealnie i czasami potrzebujesz chwili dla siebie, bez dzieci i męża w tle? Chcę Ci dzisiaj przedstawić kobietę, która postawiła życie na jedną kartę, zaryzykowała i odniosła sukces. Jest niezwykle ciepła, pracowita i... normalna. Przedstawiam Ci Anię Dydzik - nieperfekcyjnie perfekcyjną mamę, kobietę biznesu i blogerkę.
Zdecydowanie nie wszystko w moim życiu kręci się wokół dzieci. I możesz mi teraz napisać, że jestem złą matką, możesz zamknąć tę stronę i po prostu sobie pójść. Jeśli jednak masz chęć zostać tu do końca i sprawdzić, co mam w głowie, to serdecznie Cię zapraszam. Bo nie uważam, że jestem złą matką. Dbam o samodzielność dziewczynek i nasze wspólne szczęście.
No właśnie, czy masz odwagę, żeby powiedzieć matce, która straciła dziecko, że wcale nie jest źle? Czy potrafisz ocenić, kiedy strata boli bardziej, a kiedy mniej? 15 października obchodzony jest Dzień Dziecka Utraconego, to taki moment w roku, gdy serce matki po stracie cholernie boli. I wiesz, nie pomogą żadne słowa otuchy, tłumaczenie i zamiatanie tematu pod dywan. Pomoże serdeczny uśmiech, uścisk, dotyk i obecność. Bo każda strata boli tak samo.
Wiesz, że wcale nie musisz tłumaczyć się ze swoich wyborów? Masz prawdo do podejmowania własnych decyzji, nie musisz ich zawsze argumentować. Nie wiesz o co mi chodzi? Ano o to, że na pewno często dorzucasz milion słów na wytłumaczenie swojego postępowania. Nie informujesz otoczenia, od razu włączasz tryb "obrona" - dlaczego i za ile. Nie przyjmujesz komplementów, usprawiedliwiasz się i przejmujesz opinią innych. Podstawowe pytanie brzmi - po co?
Zdecydowanie tak - moje dzieci mnie zmiękczyły. Wzruszam się absolutnie wszystkim! Zawsze byłam twardym rogalem, a nie miętką bułką. Nie wiem, czy to ja jestem dziwna, czy po prostu matki tak mają. Może zachodzisz w ciążę, rodzisz dziecko i coś Ci się po prostu zmienia w głowie? Jakieś czakramy czy inne cholerstwa , otwierają się i bach! Z twardej baby, stajesz się miękką bułką? Nie wiem. Bo czy płakanie dwa razy podczas programu informacyjnego, i to wcale nie z okazji tragedii, jest normalne?
Od pewnego czasu toczy się dyskusja na temat restauracji, do których wstępu nie mają dzieci. Restauracje bez dzieci - pierwsza myśl? Ale jak to, przecież to dyskryminacja! Druga? Fajnie byłoby zjeść obiad z mężem, w lokalu, bez dzieci. Bez tych cudzych tym bardziej. Moim zdaniem genialna opcja. Mimo tego,że mam dzieci, kocham je i uwielbiam spędzać z nimi czas, to czasami fajnie jest gdzieś wyjść i wiedzieć, że nie usłyszy się tam marudzenia, krzyków i płaczu.
Nie oceniaj, nie śmiej się i nie wytykaj wad dziecka innej matki. Twoje dzieci uczą się od Ciebie. Nie rób też przykrości innej matce z powodu odmienności jej dziecka. Nie chcesz przecież, żeby ktoś skrzywdził Twoje, prawda?