Prawie rok temu snułam na blogu rozważania nad tym, czym właściwie jest normalność. Wszystko, co znaliśmy do tej pory zaczynało wywracać się do góry nogami, wraz z nadejściem nieznanego wirusa. Teraz wiemy o wiele więcej, do wielu rzeczy już przywykliśmy. Ale każdy tęskni za normalnością, stanem sprzed pandemii. Czym w takim razie jest właściwie ta normalność?
Pandemia koronawirusa trwa w najlepsze. Co jednak w przypadku, gdy mamy poddać się wymazowi w punkcie mobilnym? Wcale nie jest
Siedząc nad kolejnym zleceniem, pisząc tysiące znaków i wlepiając oczy w ekran, przez głowę przelatuje mi wiele myśli. Jedną z nich jest to, czym właściwie jest normalność. Co to znaczy dla mnie, dla Ciebie, dla Polaków i milionów ludzi na świecie.
O ile na początku kwarantanna nieco nas bawiła, o tyle po kilkunastu dniach totalnie męczy. Powoli kończy się cierpliwość, energia i wewnętrzny spokój. Wchodzimy na zupełnie inny etap rzeczywistości. Nie oznacza to jednak, że uczestniczymy w wyścigu na "kto ma gorzej". Jedziemy na tym samym wózku, wszyscy mamy gorzej...
Mocno stąpam po ziemi, a moja głowa pracuje na podstawie twardych faktów. Rozumiem sytuację, wiążę fakty i wszystko dociera do mnie z ogromną siłą. Przez większość dnia pracuję na najwyższych obrotach - dom, dzieci, praca, mąż przez 9h zamknięty w gabinecie. Słyszę, czytam i doświadczam całej tej sytuacji. Jest mi cholernie ciężko i przyznam, że powoli padam na twarz. Ale sytuacja jest dla mnie namacalna. Dopiero wtedy, gdy zapada cisza, wszystko zaczyna być tak cholernie nierealne...
W każdym domu, powinniśmy mieć zapas jedzenia. I nie mówię tu o garażu wypełnionym po brzegi. Chodzi o niewielką ilość produktów spożywczych, które mają długą datę i przydadzą nam się w chwili kryzysu. Co w takim razie warto kupić i o jakiej ilości jedzenia pomyśleć?